Nie
tylko ja pisałam o innych (pracując jako dziennikarka). Zdarzało się też, że
sama stawałam się bohaterką materiałów prasowych. Np. w połowie lat 1990. poddałam się gazetowej
metamorfozie. Wtedy modne były takie artykuły, w których pokazywano jak ze
zwykłej kobiety zrobić piękność. Ergo – jak w jeden dzień zamienić Kopciuszka w
królewnę. To była naprawdę wspaniała przygoda.
Takimi
metamorfozami (dzisiaj by się powiedziało „stylizacjami”) w prasie bydgoskiej w
latach 1990. zajmowała się redaktor Katarzyna Kabacińska z „Ilustrowanego
Kuriera Polskiego”, przemiła i urocza osoba, z którą się później nawet troszkę
zaprzyjaźniłam. Kasia pracowała wówczas w „IKP”, a ja – pracując jeszcze na
uczelni – pisałam dla tego pisma jakieś michałki o różnych rzeczach. Widziałam,
że w kolorowym dodatku sobotnio-niedzielnym
są takie właśnie metamorfozy. To był cały cykl artykułów. Na tych zdjęciach
kobiety zawsze wyglądały wspaniale. I ja też chciałam tak wyglądać! Nigdy nie
uważałam siebie za piękność, raczej byłam dość krytyczna wobec siebie i
uważałam, że muszę u siebie to i tamto poprawić. A może zmienić? Ale co? Nie
mialam pojęcia. A może powinnam nosić jakieś inne kolory, niż te, które
wybierałam czasem bez namysłu w sklepie. Potrzebowałam, by ktoś spojrzał na
mnie krytycznie.
Byłam
już po trzydziestce i chciałam „coś” zrobić ze sobą. Starałam się więc „dostać”
do tych metamorfoz. No i w końcu udało się! Zostałam umówiona z Kasią. Z lękiem
szłam na to spotkanie, nie wiedząc jak się ubrać, jak uczesać i w ogóle. Kasia
wypytała mnie wtedy, jaka jestem, co lubię, czego nie lubię, jaki mam styl
życia, jakie kolory lubię, czy zdecyduję się obciąć włosy i o ile można będzie
je skrócić. A ja miałam wtedy długie, ciemne, gęste włosy i byłam do nich
bardzo przywiązana. Od lat czesałam się tak samo, ściągałam je na czubku głowy,
wiązałam w koczek albo splatałam w warkocz i gotowe. Żadnego marnowania czasu
przed lustrem. Żadnego fryzjera! Końcówki włosów obcinałam sobie sama małymi
nożyczkami. W ogóle – mało zajmowałam się swoim wyglądem. Nigdy nie siedziałam
godzinami przed lustrem.
-
Ścinać włosy? A w życiu! – odpowiedziałam na sugestie gazetowej stylistki.
Kasia chciała obciąć mi je do ramion. Zgodziłam się tylko na lekkie skrócenie.
A
potem były następne spotkania.
Najlepiej było jak poszłyśmy razem do salonu sukien na rogu Libelta i Krasińskiego w Bydgoszczy. Były tam naprawdę piękne stroje, suknie artystyczne, projektowane i szyte przez plastyczki. Raj dla oka! Szok dla kieszeni! Tam nawet w ciężkim okresie stanu wojennego były przepiękne stroje wykonywane z bawełnianych (tetrowych) pieluszek, bandaży, gazy i innych materiałów w tym stylu. Uszyte, zafarbowane na różne kolory tworzyły naprawdę piękne, wręcz bajkowe kreacje w secesyjnym stylu.
Przymierzyłam
tam kilka tych cudnych kreacji, zanim coś mi podpasowało i uzyskało aprobatę
Kasi. Łatwiej było już skompletować strój codzienny, to był zwykły zestaw typu
spodnie i bluzka z lumpeksu.
A
potem nadszedł dzień metamorfozy.
Kasia
zawiozła mnie najpierw swoim maluchem do fryzjerki gdzieś na koniec Bydgoszczy,
tam mi włosy pofarbowano ton w ton, nakręcono na grube wałki, uczesano, potem
mnie umalowała kosmetyczka. Pierwszy i jedyny raz byłam wtedy u kosmetyczki!
Nie należę do osób, które się malują, bo i po czas tracić? I pieniądze? No, ale
wtedy mnie umalowano. Jak spojrzałam w lustro, to aż się zdziwiłam. Wyglądałam
zupełnie inaczej niż na codzień. Byłam lekko zszokowana. Czułam się jakbym była
przebrana za kogoś innego.
Ale
najlepsza była sesja fotograficzna. Zdjęcia zrobił mi prawdziwy fotoreporter z
gazety, taki, co to, jak zrobi zdjęcie, to każdy wygląda pięknie. A
przynajmniej interesująco. Sesja odbyła się w mieszkaniu Kasi na Szwederowie w
Bydgoszczy i w okolicy jej bloku.
Ta
przemiana trwała cały dzień, od wczesnego ranka do wieczora. Wróciłam do domu autobusem
już w swoich ciuchach, ale jeszcze z tym makijażem na twarzy, cała oszołomiona
i szczęśliwa.
Wkrótce
później wyjechałam z Bydgoszczy na wakacje i poważnie zachorowałam. Leżałam parę
tygodni na podłodze i wyłam z bólu, bo wypadł mi dysk w kręgosłupie. Wtedy
przyszedł list z Bydgoszczy od mojego przyjaciela. W środku był wycinek z
gazety z tą moją metamorfozą. To podziałało na mnie jak morfina. Popatrzyłam na siebie i od razu zrobiło mi się lepiej. Na jakiś czas
ból praktycznie przestał istnieć. Poczułam się cudownie i lekko! A potem te
zdjęcia podziałały na mnie tak pobudzająco w sensie życiowym, że pozbierałam
się zupełnie i wyszłam z tamtej choroby.
I
nawet teraz, kiedy jestem już stara i siwa, przyjemnie mi popatrzeć na efekty
tamtej sesji fotograficznej. Uśmiecham się do tamtej Ali i z wdzięcznością
wspominam Kasię Kabacińską, która podarowała mi jeden z najpiękniejszych dni mojego życia.
Uważam,
że każda kobieta, póki jest młoda, powinna iść do dobrego fotografa i zrobić
sobie piękny portret, albo sesję fotograficzną. Żadne pstrykanie na ulicy, żadne byle jakie
fotki „z komórki” nie zastąpią zawodowca, który spojrzy na Was okiem artysty!
Warto mieć choćby taki portret na pamiątkę. Będzie potem co pokazywać wnukom :)))
Kabacińska
Katarzyna, „Znajdź swój styl”, „Ilustrowany Kurier Polski” (lipiec 1995)
Piękna pamiątka, coś wspaniałego. Ja właśnie planuję sobie zrobić w tym roku taką sesję, trochę retro, trochę książkową. Czas najwyższy. tylko szukam dobrego fotografa.
OdpowiedzUsuńZrób koniecznie! Uważam, że każda młoda kobieta zasługuje, by mieć taką pamiątkę :)))
UsuńFotograf może być taki od sesji ślubnych, oni dobrze robią zdjęcia.
Ja właśnie mam takie wspaniałe zdjęcia z sesji, bo robił tez i mi indywidualnie. Jak się czuję brzydka i starzejąca się to podziwiam siebie na tych forkach. I już mi lepiej.
Usuńooo, własnie o ten efekt mi chodziło :)))
UsuńLepsze niż psychoterapia!
I jak patrzę w lustro, a potem znów na zdjęcie, to myślę, że mam gorszy dzień.
UsuńWspaniała pamiątka. Pamiętam, że w tych latach 90 ponoć jedna taka z liceum tez poddała się takiej metamorfozie, a reszta liceum jej zazdrościła odwagi.
OdpowiedzUsuńOj, lata 90. były szalone :))) W wielu babskich pismach były takie metamorfozy. Nie wiem, jak jest teraz, bo nie czytam. Muszę sprawdzić!
UsuńTeraz idą do telewizji. A tak swoją drogą niedawno widziałam w gazecie zdjęcie ze studniówki i te dziewczęta wyglądały na lolitki. Przerażające. Nie chodzi już o sukienki, choć uważam, że te z naszych czasów, długie i czarne, były piękniejsze, ale o makijaże.
UsuńAch, bo teraz jest taka seksualizacja dzieci i mlodzieży. Mnie się to też nie podoba!
Usuń