Translate

niedziela, 7 stycznia 2018

Napisali o mnie (metaformoza w gazecie, 1995 rok)


Nie tylko ja pisałam o innych (pracując jako dziennikarka). Zdarzało się też, że sama stawałam się bohaterką materiałów prasowych.  Np. w połowie lat 1990. poddałam się gazetowej metamorfozie. Wtedy modne były takie artykuły, w których pokazywano jak ze zwykłej kobiety zrobić piękność. Ergo – jak w jeden dzień zamienić Kopciuszka w królewnę. To była naprawdę wspaniała przygoda.

Takimi metamorfozami (dzisiaj by się powiedziało „stylizacjami”) w prasie bydgoskiej w latach 1990. zajmowała się redaktor Katarzyna Kabacińska z „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, przemiła i urocza osoba, z którą się później nawet troszkę zaprzyjaźniłam. Kasia pracowała wówczas w „IKP”, a ja – pracując jeszcze na uczelni – pisałam dla tego pisma jakieś michałki o różnych rzeczach. Widziałam, że w kolorowym dodatku  sobotnio-niedzielnym są takie właśnie metamorfozy. To był cały cykl artykułów. Na tych zdjęciach kobiety zawsze wyglądały wspaniale. I ja też chciałam tak wyglądać! Nigdy nie uważałam siebie za piękność, raczej byłam dość krytyczna wobec siebie i uważałam, że muszę u siebie to i tamto poprawić. A może zmienić? Ale co? Nie mialam pojęcia. A może powinnam nosić jakieś inne kolory, niż te, które wybierałam czasem bez namysłu w sklepie. Potrzebowałam, by ktoś spojrzał na mnie krytycznie. 

Byłam już po trzydziestce i chciałam „coś” zrobić ze sobą. Starałam się więc „dostać” do tych metamorfoz. No i w końcu udało się! Zostałam umówiona z Kasią. Z lękiem szłam na to spotkanie, nie wiedząc jak się ubrać, jak uczesać i w ogóle. Kasia wypytała mnie wtedy, jaka jestem, co lubię, czego nie lubię, jaki mam styl życia, jakie kolory lubię, czy zdecyduję się obciąć włosy i o ile można będzie je skrócić. A ja miałam wtedy długie, ciemne, gęste włosy i byłam do nich bardzo przywiązana. Od lat czesałam się tak samo, ściągałam je na czubku głowy, wiązałam w koczek albo splatałam w warkocz i gotowe. Żadnego marnowania czasu przed lustrem. Żadnego fryzjera! Końcówki włosów obcinałam sobie sama małymi nożyczkami. W ogóle – mało zajmowałam się swoim wyglądem. Nigdy nie siedziałam godzinami przed lustrem. 

- Ścinać włosy? A w życiu! – odpowiedziałam na sugestie gazetowej stylistki. Kasia chciała obciąć mi je do ramion. Zgodziłam się tylko na lekkie skrócenie. 

A potem były następne spotkania. 

Najlepiej było jak poszłyśmy razem do salonu sukien na rogu Libelta i Krasińskiego w Bydgoszczy. Były tam naprawdę piękne stroje, suknie artystyczne, projektowane i szyte przez plastyczki. Raj dla oka! Szok dla kieszeni! Tam nawet w ciężkim okresie stanu wojennego były przepiękne stroje wykonywane z bawełnianych (tetrowych) pieluszek, bandaży, gazy i innych materiałów w tym stylu. Uszyte, zafarbowane na różne kolory tworzyły naprawdę piękne, wręcz bajkowe kreacje w secesyjnym stylu. 

Przymierzyłam tam kilka tych cudnych kreacji, zanim coś mi podpasowało i uzyskało aprobatę Kasi. Łatwiej było już skompletować strój codzienny, to był zwykły zestaw typu spodnie i bluzka z lumpeksu. 

A potem nadszedł dzień metamorfozy. 

Kasia zawiozła mnie najpierw swoim maluchem do fryzjerki gdzieś na koniec Bydgoszczy, tam mi włosy pofarbowano ton w ton, nakręcono na grube wałki, uczesano, potem mnie umalowała kosmetyczka. Pierwszy i jedyny raz byłam wtedy u kosmetyczki! Nie należę do osób, które się malują, bo i po czas tracić? I pieniądze? No, ale wtedy mnie umalowano. Jak spojrzałam w lustro, to aż się zdziwiłam. Wyglądałam zupełnie inaczej niż na codzień. Byłam lekko zszokowana. Czułam się jakbym była przebrana za kogoś innego. 

Ale najlepsza była sesja fotograficzna. Zdjęcia zrobił mi prawdziwy fotoreporter z gazety, taki, co to, jak zrobi zdjęcie, to każdy wygląda pięknie. A przynajmniej interesująco. Sesja odbyła się w mieszkaniu Kasi na Szwederowie w Bydgoszczy i w okolicy jej bloku. 

Ta przemiana trwała cały dzień, od wczesnego ranka do wieczora. Wróciłam do domu autobusem już w swoich ciuchach, ale jeszcze z tym makijażem na twarzy, cała oszołomiona i szczęśliwa.

Wkrótce później wyjechałam z Bydgoszczy na wakacje i poważnie zachorowałam. Leżałam parę tygodni na podłodze i wyłam z bólu, bo wypadł mi dysk w kręgosłupie. Wtedy przyszedł list z Bydgoszczy od mojego przyjaciela. W środku był wycinek z gazety z tą moją metamorfozą. To podziałało na mnie jak morfina. Popatrzyłam na siebie i od razu zrobiło mi się lepiej. Na jakiś czas ból praktycznie przestał istnieć. Poczułam się cudownie i lekko! A potem te zdjęcia podziałały na mnie tak pobudzająco w sensie życiowym, że pozbierałam się zupełnie i wyszłam z tamtej choroby.

I nawet teraz, kiedy jestem już stara i siwa, przyjemnie mi popatrzeć na efekty tamtej sesji fotograficznej. Uśmiecham się do tamtej Ali i z wdzięcznością wspominam Kasię Kabacińską, która podarowała mi jeden z najpiękniejszych dni mojego życia

Uważam, że każda kobieta, póki jest młoda, powinna iść do dobrego fotografa i zrobić sobie piękny portret, albo sesję fotograficzną. Żadne pstrykanie na ulicy, żadne byle jakie fotki „z komórki” nie zastąpią zawodowca, który spojrzy na Was okiem artysty! Warto mieć choćby taki portret na pamiątkę. Będzie potem co pokazywać wnukom :)))

Kabacińska Katarzyna, „Znajdź swój styl”, „Ilustrowany Kurier Polski” (lipiec 1995)




9 komentarzy:

  1. Piękna pamiątka, coś wspaniałego. Ja właśnie planuję sobie zrobić w tym roku taką sesję, trochę retro, trochę książkową. Czas najwyższy. tylko szukam dobrego fotografa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrób koniecznie! Uważam, że każda młoda kobieta zasługuje, by mieć taką pamiątkę :)))
      Fotograf może być taki od sesji ślubnych, oni dobrze robią zdjęcia.

      Usuń
    2. Ja właśnie mam takie wspaniałe zdjęcia z sesji, bo robił tez i mi indywidualnie. Jak się czuję brzydka i starzejąca się to podziwiam siebie na tych forkach. I już mi lepiej.

      Usuń
    3. ooo, własnie o ten efekt mi chodziło :)))
      Lepsze niż psychoterapia!

      Usuń
    4. I jak patrzę w lustro, a potem znów na zdjęcie, to myślę, że mam gorszy dzień.

      Usuń
  2. Wspaniała pamiątka. Pamiętam, że w tych latach 90 ponoć jedna taka z liceum tez poddała się takiej metamorfozie, a reszta liceum jej zazdrościła odwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, lata 90. były szalone :))) W wielu babskich pismach były takie metamorfozy. Nie wiem, jak jest teraz, bo nie czytam. Muszę sprawdzić!

      Usuń
    2. Teraz idą do telewizji. A tak swoją drogą niedawno widziałam w gazecie zdjęcie ze studniówki i te dziewczęta wyglądały na lolitki. Przerażające. Nie chodzi już o sukienki, choć uważam, że te z naszych czasów, długie i czarne, były piękniejsze, ale o makijaże.

      Usuń
    3. Ach, bo teraz jest taka seksualizacja dzieci i mlodzieży. Mnie się to też nie podoba!

      Usuń