I
znowu wracam do czytania cudzych wspomnień. Tym razem jest to wielka i gruba
księga zawierająca familijne opowieści Marii z Kalickich Diatłowickiej, która
przedstawiła historię swojej rodziny na przestrzeni około 150 lat.
W
związku z tym, że sama spisuję historię naszej rodziny, mam aptet na wszelkie
sagi rodzinne, a także na publikacje związane z tematem polsko-niemieckich
związków. Publikcję Marii Diatłowickiej znalazłam jesienią za parę groszy w taniej
książce Dedalus i zamówiłam trochę po omacku, „na czuja”, nie wiedząc nic o
autorce ani jej rodzinie. No i właśnie
skończyłam jej lekturę. Czytałam ją dość długo, w kilku ratach, ponieważ była
to dla mnie lektura trudna. Książka jest pisana jakimś takim „gęstym” stylem.
Jak pracowałam w gazecie to na takie publikacje mówiliśmy „blacha”. Znaczyło
to, że brakuje tam jakiegoś rozbicia na drobniejsze akapity czy dialogi. No,
blacha! Znaczy - ciężkie w czytaniu. „Blacha”
polega na tym, że czasami jeden akapit obejmuje całą stronnicę. Oko nie ma się jak
ślizgać podczas lektury. Przyzwyczajona do uroczych pamiętnikowych opowieści
kresowych dam pisanych lekkim stylem – trochę męczyłam się z tym tekstem.
Ale
do rzeczy!
Maria
Diatłowicka przedstawiła dzieje swojej rodziny zaczynając od pra, pra, pradziadka,
który przywędrował gdzieś z Niemiec na teren Polski w początkach XIX wieku i
osiedlił się w Warszawie. Tam się ożenił i miał dzieci, te dzieci też miały
dzieci i tak dalej. Rodzina była bardzo płodna i liczna w każdym pokoleniu. Byli
mieszczanami, ewangelikami, mieli świadomość swego niemieckiego pochodzenia,
ale bardzo szybko ulegli czarowi polskiej kultury i języka, stając się szybko
Polakami. Jedyne, co się zachowało z tego dziedzictwa, to przynależność do
religii protestanckiej, bo już w dwudziestoleciu międzywojennym potomkowie
Johanna Reiffa byli Polakami całą gębą. Prawdziwa próba ogniowa tej polskości
była w okresie II wojny światowej i
niemieckiej okupacji, kiedy rodzina nie podpisała volkslisty, wybierając
polskość. A było to trudne, bo władze okupacyjne ich namawiały, jak również
czynili to różni niemieccy kuzyni, którzy nawet załatwili im mieszkanie w
Berlinie, bo – jak mówili – „Warszawa jest niebezpieczna dla Niemców”.
Widać,
że Maria Diatłowicka włożyła naprawdę wiele pracy w tę książkę. Zbadała
dokładnie drzewo genealogiczne. Dotarła do członków mocno rozgałęzionej
rodziny, przeprowadziła też studia historyczne. Książka aż roi się od cytatów z
różnych tekstów historycznych, zwłaszcza w pierwszej części przedstwiającej pradzieje
tej rodziny w Polsce. Jest to z pewnością interesujące, ale niewiele ma
wspólnego z prawdziwą memuarystyką, czyli z opowieściami rodzinnymi, na które
wcześniej liczyłam. Naprawdę ciekawie robi się dopiero wtedy, kiedy dochodzimy
do opowieści, jakie autorka usłyszała od swojej babci i matki (najlepszy jest
opis rodzinnej kamienicy na Smoczej), a potem już do jej własnych przeżyć. Wtedy zmienia się styl opowieści, robi się
ciekawszy i bardziej kolokwialny. I to już czytałam z prawdziwą przyjemnością.
Autorka
jako dziecko przeżyła w Warszawie okupację hitlerowską, potem powstanie
warszawskie (uwaga! bardzo dokładny opis!) i wyjście Polaków z Warszawy. Mimo,
że miała wtedy tylko kilka lat, zapamiętała dokładnie te dramatyczne
wydarzenia. Po wojnie jej rodzice osiedlili się w poniemieckiej willi w górnym
Sopocie. Natrafiłam w jej książce na pyszne opisy tej dziwacznej, trudnej do
zrozumienia poniemieckiej rzeczywistości, z jaką spotkali się Polacy na
Ziemiach Odzyskanych. Druga gałąź rodziny osiadła we Wrocławiu (z tej gałęzi
pochodzi młodszy kuzyn autorki, nieżyjący już operator filmowy Edward Kłosiński, mąż
Krystyny Jandy).
Jak
wspomniałam, ciężko mi się to czytało, bo uważam, że jest to publikacja dosyć
nierówna. Ale nie odrzucam tej książki, pewnie będę do niej jeszcze wracać,
gdyż zawiera masę szczegółów historycznych i obyczajowych z różnych epok. Z
pewnością zainteresuje ona każdą osobę pasjonującą się dawną Warszawą i
powstaniem warszawskim, a także dawnym Sopotem.
Wspomnienia
Marii Diatłowickiej znaleźć można także w muzeum historii mówionej, o tutaj:
Diatłowicka
Maria, „Mozaika rodzinna. Losy polskich potomków Johanna Reiffa, mieszczanina,
Niemca osiadłego w Polsce”, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz