Niech Was nie zmyli okładka! „Wilcze jagody” niemieckiej pisarki Leonie
Ossowski to książka dość niezwykła. Jest to powieść autobiograficzna, do tego
powieść w pewnym sensie polityczna, której autorka w pewnych momentach pisze
tak, jakby solidaryzowała się z Polakami przebywającymi na robotach przymysuwych
w majątku jej ojca, niemieckiego barona.
Czytam dużo na temat drugiej wojny światowej,
a zwłaszcza robót przymusowych, ale pierwszy raz spotkałam się z taką oto
opinią wygłoszoną przez Niemkę:
„…Polacy musieli nosić literę P. Jakby nie
wiedziano, kto jest Niemcem, a kto Polakiem? Polakom rozdano żółte, jaskrawe
łatki wielkości pudełka od zapałek, na których w liliowej obwódce wydrukowano
liliowe P. Wszystko jedno, czy było to ubranie robocze, czy odświętne,
obojętne, czy Polacy modlili się w kościele, czy też odpoczywali na ławce przed
domem, zawsze na widocznym miejscu, po lewej stronie nad sercem musiało się
odtąd znajdować owo P. Ten, kto nie nosił owego znaku, winien się liczyć z
donosem.”
Albo to:
„… zamykano usta i nie wypowiadano się więcej
o tym, że Polacy mają o wiele mniejsze przydziały żywności niż Niemcy, że nie
wolno im razem bywać w kościele oraz w gospodzie i że polskim dzieciom nie
wolno się uczyć w niemieckich szkołach, a od godziny dwudziestej drugiej
obowiązuje godzina policyjna dla Polaków.”
Czyli co?
Czy Leonie Ossowski to dobra Niemka? Niemka,
która lubi i szanuje Polaków? Coś, co prawie nie występuje w przyrodzie?
Wychodzi na to, że tak!
Leonie Ossowski to pseudonim literacki.
Pisarka naprawdę nazywa się Jolanthe von Brandenstein. Urodziła się w 1925 roku
w Rorhdorf (obecnie Osowa Sień w powiecie wschowskim) jako córka niemieckiego
barona Lothara von Brandenstein i jego żony, niemieckiej pisarki Ruth von
Ostau. Nazwisko Ossowski wzięło się stąd, że tak właśnie nazywali się polscy
przodkowie barona von Brandenstein. Rorhdorf to miejscowość położona na dawnym
pograniczu polsko-niemieckim, w okolicach Wschowy i Leszna. Leonie Ossowski tam
właśnie się urodziła, tam spędziła dzieciństwo i młodość. Z domu, a właściwie z
pałacu rodowego, uciekła zimą 1945 roku przed nadchodzącą Armią Czerwoną.
Później na stałe mieszkała w Niemczech, ale powracała jeszcze do Rorhdorfu, a
raczej do Osowej Sieni. Przyjechała tam w czasach PRL-u, jako niemiecka dziennikarka
i chciała zatrudnić się u polskiego rolnika, by móc pomieszkać jakiś czas w
Polsce. Oczywiście, to nie doszło do skutku, ale udało jej się spędzić w Polsce
trzy miesiące, w czasie których zaprzyjaźniła się ze współczesnymi mieszkańcami
Wschowy i okolic.
Jak się wydaje, owocem tej wycieczki do
Polski był tryptyk powieściowy, składający się z następujących utworów: „Weichselkirchen”,
„Wolfsbeeren” i „Holunderzeit”. Na polski przetłumaczono tylko środkową część
tego tryptyku, czyli „Wilcze jagody” (w oryginale „Wolfsbeeren”).
Powieść ta składa się z dwóch wątków
fabularnych. Jeden to pierwszoosobowa opowieść (pamiętnik?) baronowej Sophie
von Zertsch, który jest literackim portretem matki Ruth von Ostau i opowiada o
czasach jej młodości w Niemczech tuż po I wojnie światowej. Jest kryzys, w
Niemczech szaleje inflacja, walczą różne stronnictwa polityczne, a w Berlinie
młodzi ludzie bawią się szaleńczo przy dźwiękach jazzu. Przyszła baronowa
poznaje najpierw młodego żydowskiego dziennikarza i przeżywa z nim szaleńczy
romans, potem zakochuje się w niemieckim wojskowym i polityku, a w końcu
wychodzi za mąż za barona z Dolnego Śląska. Drugi wątek to trzecioosobowa
opowieść o życiu rodziny barona w pałacu w Rorhdorfie w latach 1930. i o
narastaniu faszyzmu, właściwie o zarażaniu się faszyzmem. Leonie Ossowski
lansuje tezę, że Niemcy byli dobrzy, tylko faszyzm był zły; pisze też o tym, że
zamożni Niemcy z kręgów arystokratycznych nie byli zwolennikami Hitlera,
popierali go zwłaszcza prości, biedni ludzie, dla których społeczna polityka Fuehrera
oznaczała znaczącą poprawę bytu.
Autorce udało się sportretować świat
niemieckiego ziemiaństwa z jego patriarchalnym stylem życia, opisać ze
szczegółami życie okolicznych wieśniaków i pokazać jak faszyzm zmienił dawną,
tradycyjną strukturę społeczną. Tytuł powieści „wilcze jagody” nawiązuje do
jednej z postaci, mieszkającej we wsi Polki Juli, która jest ni to wiedźmą, ni
to czarownicą, ni to szeptuchą. Jula ma zdolności uzdrowicielskie, jest
zielarką i potrafi leczyć ludzi za pomocą wyciągu z wilczej jagody, czyli
pokrzyku. Jula wprowadza magiczny element do tamtej, racjonalnej, niemieckiej
rzeczywistości.
Przeczytałam tę powieść z wielkim
zainteresowaniem. Uderzyła mnie wręcz owa opisana na początku polonofilia
autorki. Bardzo miło jest czytać takie teksty cudzoziemców, w których pokazany
jest Polak z dobrej strony. Szkoda, że nikt nie pokusił się o przetłumaczenie
pozostałych części tego tryptyku. Przydałoby się także wznowić tę powieść, bo
była wydana w 1998 roku, czyli prawie 20 lat temu. A myślę, że i obecnie
znalazłaby czytelników. W pewnym sensie „Wilcze jagody” są podobne do powieści
Zofii Mąkosy „Wendyjska winnica. Gorzkie grona”, która także przedstawia losy
Niemców i Polaków w okresie II wojny światowej i dzieje się na dawnym
niemiecko-polskim pograniczu, ale nie na Dolnym Śląsku, lecz na Ziemi
Lubuskiej.
W sieci można sobie obejrzeć relację ze
spotkania Leonie Ossowski z polskimi czytelnikami we Wschowej:
Ossowski Leonie, „Wilcze jagody”, tłum.
Eugeniusz Wachowiak, wyd. Rebis, Poznań 1998
Książka z mocnym zarysem historii w tle. Nie często sięgam po taką tematykę, ale robię wyjątki dla tych perełek, które jednak warto znać. Przyznam, że widząc sugerując się okładką, faktycznie spodziewałabym się zupełnie czegoś innego. Całkiem ciekawa publikacja.
OdpowiedzUsuńA tak!
UsuńNaprawdę warto poznać tę powieść.
Ja już narobiłam sobie takiego smaku na pozostałe części tej trylogii, że chyba poszukam ich w sieci i będę studiować po niemiecku, ze słownikiem w ręce. Przy okazji, będzie korzyść dodatkowa, to jest odświeżę sobie niemiecki.
19. NOWENNA POMPEJAŃSKA ZA OJCZYZNĘ
OdpowiedzUsuńhttps://urbietorbi-apokalipsa.net/pl/komentarze/temat/np-19