Translate

piątek, 1 lipca 2016

Włodzimierz Kowalewski, „Excentrycy” i kolekcja pocztówek z Ciechocinka




O książce „Excentrycy” Włodzimierza Kowalewskiego słychać było od jakiegoś czasu w tonie pochwalnym zarówno z prawicy, jak i z lewicy. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Do kina nie chodzę, bo mam za daleko, ale doszły mnie słuchy, że zrobiono według niej niezły film muzyczny. A ponieważ na hasło „sanatorium” (byłam kilkanaście razy!) reaguję bardzo dobrze, więc  złapałam tę powieść,  kiedy ją zoczyłam w mojej ulubionej bibliotece. 

Fabuła jest taka: był sobie braciszek Fabian i siostrzyczka Wanda. On muzyk, ona dentystka i śpiewaczka amatorka. Przed wojną mieszkali we Lwowie. W 1939 roku Fabian płynął na statku z Ameryki, więc wojna go praktycznie ominęła. Potem pozostał w Anglii na emigracji. Kilkanaście lat po wojnie postanowił jednak wrócić na ojczyzny łono. Ponieważ do Lwowa wracać już nie było po co, przyjechał do siostry, która pracowała jako stomatolog w Ciechocinku. Wrócił jako zamożny emigrant, z samochodem, zapasami modnej odzieży i sporą ilością waluty.  

No i teraz – jest końcówka lat 1950. Ciechocinek grzeje się w resztkach przedwojennej chwały. Stare pensjonaty i sanatoria niszczeją. Zimą jest tam pełno turnusów robotniczo-chłopskich, latem przyjeżdża trochę lepsze, „kapeluszowe” towarzystwo. Ogólna nuda i socjalistyczna przaśność. Fabian nie rozumie jednak otaczającej go rzeczywistości. Próbuje ratować się muzyką. W tym niszczejącym kurorcie zakłada amatorski zespół grający jazz czy też swing i ta właśnie muzyka – jak się zdaje – ma być w wydaniu autora symbolicznym protestem przeciwko socjalizmowi w PRL-u. Plus oczywiście, nieśmiertelne „tyrmandowe” skarpety w kolorowe paski, które też tu występują. W zespole Fabiana gra zbieranina ludzi, m. in. miejscowy milicjant, jacyś lekarze itd. Partie wokalne śpiewa siostra Wanda i piękna nauczycielka angielskiego z miejscowej szkoły, femme fatale, imieniem Modesta.  No i tak sobie grają i śpiewają, a w tle dzieją się jeszcze inne rzeczy: Fabian przekopuje stare papiery w swoim pokoju (spadek po przedwojennym lokatorze), a służby specjalne PRL-u wrabiają go w jakiś polityczny spisek. Na końcu te obie sprawy znajdują swoje wyjaśnienie. 

No i cóż… Szału nie ma, dupy nie urywa, jak to mówią ostatnio. Męczyłam tę powieść dobrych parę dni, prawdę mówiąc, niewiele mnie cała ta historia interesowała. Książka działała na mnie wybitnie usypiająco, kiedy ją czytałam wieczorami w łóżku. Pierwsze skojarzenia: nudna narracja, wątła fabuła, prawie zupełny brak emocji i tego nieuchwytnego czegoś, co zmusza czytelnika do lektury od pierwszego zdania do ostatniego. Styl całości przypomina nudne przedwojenne teksty, których dzisiaj już nikt nie czyta. Może jakąś Nałkowską czy Choromańskiego? Może Iwaszkiewicza? Jasne, że film z tego można zrobić dobry, bo jak się doda muzykę do akcji to zawsze jest dobrze, a jeszcze jak nakręci to Janusz Majewski z niezłymi aktorami, to zły być nie może.  Jednak jako tekst powieściowy jest to po prostu zwyczajny gniot, czerstwy, blady i niewypieczony. Przeczytałam bez satysfakcji!  Książka wybitnie przereklamowana!

A liczyłam na dobrą powieść, no, nie wiem, na jakiś krwisty, sensacyjny romans kuracyjny. Aż dziw, że u nas w Polsce jest tyle miejscowości uzdrowiskowych, tyle tam się dzieje ludzkich dramatów i innych historii, a nikt nie napisał na ten temat niczego sensownego. Ja nie mówię, żeby od razu pisać „Czarodziejską górę”, bo to wprawdzie też jest romans kuracyjny, ale raczej nudnawy i wyłącznie dla amatorów. Myślałam, że „Excentrycy”  wypełnią tę lukę, ale gdzie tam! Co do filmu zrobionego na podstawie tego gniota, to na YT znalazłam trailer:




Jeszcze o Ciechocinku… 

O Ciechocinku z pewnością można by napisać o wiele bardziej interesującą powieść niż pan Kowalewski (a może nawet monografię historyczną pełną smakowitych anegdot i smaczków). Przed wojną było to uzdrowisko dla zamożnych polskich Żydów. Był nawet taki dowcip: spotykają się dwie Żydówki. Jedna mówi: ja byłam latem w Baden-Baden. Druga na to: a ja w Czechoczynek-Czechoczynek. Po wojnie rzeczywiście jeździło tam dużo przedstawicieli sfery robotniczo-chłopskiej, ale to chyba akurat dobry objaw, że bogatych Żydów zastąpili polscy chłopi czy też robotnicy, których przed wojną na żadne tam uzdrowiska nie było stać. A teraz, voila! Dostawali skierowanie i dalej się leczyć!  Były czasy, że Ciechocinek słynął nie tylko z przeprowadzanych tam kuracji, tężni solnych na świeżym powietrzu, kwiatowych dywanów, ale także ze swoich dancingów i ogólnej, kuracyjno-zabawowej atmosfery, w której samotne panie polowały na panów i śpiewały „turnus mija, a ja niczyja”. 

Sama nigdy nie byłam na kuracji w Ciechocinku. Pojechałam tam tylko raz jeden, pod koniec lat 1990. Służbowo. Miałam napisać reportaż na temat upadku i ogólnej degrengolady uzdrowiska. Jakieś przekształcenia tam były, personel strajkował i tak dalej. Pojechałam przed sezonem, jakoś tak w maju. Było szaro, smutno i deszczowo. Wysłuchałam narzekania na skrzeczącą rzeczywistość i Balcerowicza, który zrujnował Polskę całą  w ogólności, w tym Ciechocinek w szczególności. Tężnie nie działały jeszcze, odbywały się tam jakieś remonty, przekładali gałązki czy coś. Grzybek nie działał. Basen solankowy na wolnym powietrzu nie działał. Pod tężniami stały Cyganki, które chciały mi powróżyć oraz handlarze wyprzedający piękną malowaną ceramikę ze splajtowanych zakładów fajansu w pobliskim Włocławku. Ogólna rozpacz i degrengolada. Reportaż napisałam. Wydrukowali. Zapłacili. Ale potem, zdaje się, było już lepiej, bo na pocztówkach z późniejszych lat Ciechocinek wyładniał w porównaniu z tym, co sama tam zobaczyłam. 

Tu moja kolekcja pocztówek z Ciechocinka z ostatnich lat. Bywają tam krewni i znajomi. Leczą się, może nawet tańczą?




Kowalewski Włodzimierz, „Excentrycy”, wyd. Marginesy, Warszawa 2015



2 komentarze:

  1. Mnie się Ciechocinek kojarzy tylko z osobami w wieku przedemerytalnym lub emerytalnym, które jeżdżą tam bynajmniej nie w celu podratowania zdrowia, ale ze względów raczej towarzyskich;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te względy towarzyskie to też terapia zdrowotna! :)))

      Usuń