Ta historia pokazuje dobitnie, że w dziejach narodów nie ma sytuacji czarno-białych.
Mordowanym Polakom na Wołyniu nie pomogli polscy żołnierze z AK, bo ich tam po
prostu nie było. Słynna akcja dywersyjna o kryptonimie „Wachlarz” związana była
tylko z liniami kolejowymi. Nieco AK-owców było podobno w tym czasie w Łucku,
jacyś kolejarze przywieźli obrońcom Przebraża trochę broni z Warszawy (wspomina
o tym Cybulski w swojej książce), ale to wszystko. Wołyń był praktycznie
bezbronny wobec ukraińskiej agresji. W tej sytuacji nie było innego ratunku jak
tylko komunistyczni partyzanci. Jestem pewna, że ta informacja wywołać może
pewien dysonans poznawczy u współczesnej patriotycznie nastawionej gimbazy,
która wszystko co złe, chciałaby zrzucić na Ruskich. Jednak na Wołyniu
mordowanym Polakom pomagali właśnie owi „ruscy” partyzanci i współpracujący z
nimi polscy komuniści. Oni to właśnie byli największymi wrogami UPA. A przecież
na wojnie i w polityce obowiązuje zasada „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”.
Przebraże
to polska wieś na Wołyniu, która skutecznie broniła się przed napaściami
ukraińskich nacjonalistów w okresie od wiosny 1943 roku aż do końca II wojny
światowej. Był to główny punkt oporu Polaków z całej okolicy przed bandami UPA
i oddziałami tzw. bulbowców. Chronili się tam mieszkańcy sąsiednich
miejscowości, w szczytowym okresie w Przebrażu przebywało aż 20 tysięcy osób
mieszkających w budynkach, ziemiankach i szałasach.
Komendantem
obrony Przebraża był Henryk Cybulski (autor wspomnień pt. „Czerwone noce”,
pisałam o nich na blogu – post z 22 marca 2016), zaś komendantem cywilnym wsi został
Ludwik Malinowski, dawny podoficer z armii austriackiej. Obrońcy Przebraża w
walce z Ukraińcami mogli liczyć tylko na siebie, a także na pomoc działających
w sąsiedztwie partyzantów komunistycznych, z których najważniejszym był oddział
pod dowództwem Józefa Sobiesiaka, pseudonim „Maks”. I właśnie ta niewielka książeczka to jest kolejna
wersja obrony Przebraża widziana jego oczyma. Niektóre fakty mogą być znajome
czytelnikom książki Cybulskiego (Sobiesiak przypomina przedwojenną karierę
sportową Cybulskiego, jego pracę w leśnictwie, aresztowanie przez NKWD i ucieczkę
piechotą z arktycznych łagrów z powrotem na Ukrainę, pomoc w ukrywaniu przed
Niemcami Żydówki z getta w Łucku i objęcie przez niego stanowiska komendanta
obrony Przebraża). Wcześniej Sobiesiak dogadał się z Cybulskim, że ten – jako dobrze
wyszkolony w przedwojennym polskim wojsku – przyjdzie walczyć z Niemcami do jego
oddziału partyzanckiego, ale zmienił zdanie, kiedy okazało się, że Cybulski
jest bardziej potrzebny w rodzinnej wsi.
W książce czytamy nie
tylko o obronie wsi przed Ukraińcami, ale też o sposobach zdobywania broni i
amunicji, o sprytnych metodach ukrywania realnej sytuacji w Przebrażu przed
Niemcami, a także o brawurowej ewakuacji Polaków z zamku Radziwiłłów w Ołyce
oblężonych przez bandy UPA:
„Któregoś z pierwszych
dni nowego tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku do Przebraża
przybyło trzech ludzi aż z Ołyki. Byli bardzo wyczerpani.
- Ratujcie, bracia! –
jęknęli odsapnąwszy. – Od dłuższego już
czasu tkwimy w zamku księcia Radziwiłła, oblegani przez bandę. Bronimy się
ostatkiem sił, brak amunicji, brak żywności, choroby sieją spustoszenie.
Zginiemy, jeśli nie przyjdziecie nam z pomocą.
Zabrzmiało to tak, jakby
żywcem zostało wyjęte z kart Sienkiewiczowskiej powieści. Miasteczko padło
łupem najeźdźcy, mieszkańcy schronili się za wysokimi murami książęcego zamku. (…)
Półtora tysiąca ludzi, w tym starcy, kobiety i dzieci, przeżywało tragedię
lęku, głodu i chorób. Ściśnięci na małej powierzchni zamku oczekiwali śmierci
zewsząd – od wewnątrz i od zewnątrz.”
Książka Sobiesiaka nie
jest powieścią. Nie są to też typowe wspomnienia. Jest to raczej utrzymana w
gawędowym tonie opowieść naświetlająca najbardziej dramatyczne obrazy i
sytuacje z dziejów oblężenia Przebraża przez bandy UPA. W pamięć zapada przewijająca
się przez cały tekst dramatyczna historia polsko-ukraińskiego małżeństwa
Hreczków, którzy także schronili się w Przebrażu przed śmiercią z rąk UPA.
Ukrainiec Iwan Hreczko i Polka o imieniu Maria pobrali się w 1923 roku.
Prowadzili gospodarstwo rolne. Mieszkali w dużej polsko-ukraińskiej wsi. Mieli syna
jedynaka o imieniu Wołodia. I ten właśnie syn w wieku kilkunastu lat znalazł
się pod wpływem bandy UPA. Nasłuchawszy się o tym, że Lachów trzeba za wszelką
cenę wypędzić z Ukrainy, usiłował zabić nożem własną matkę. Iwan bronił swej żony
i zabił syna siekierą. Potem oboje z Marią uciekli z domu. Mężczyzna miał
straszne wyrzuty sumienia, że własnymi rękami zamordował syna. Sobiesiak pisze,
że starali się mu wytłumaczyć, że to nie on jest winien lecz ukraińscy
nacjonaliści.
Mimo trzech poważnych
ataków UPA Przebraże nigdy się nie poddało. Jego obrońcy nie zgodzili się także
na ewakuację i wywózkę Polaków do Niemiec na roboty (tak się działo, kiedy
mieszkańcy opuszczali swoje wsie i uciekali do miasteczek, gdzie stacjonowały niemieckie
posterunki, dotyczy to m. in. mieszkańców Huty Stepańskiej). Wytrzymali do
końca, to jest do wejścia na te tereny oddziałów Armii Czerwonej. Do wyjazdu z
Przebraża zmusiły ich dopiero zmiany granic wymuszone na Polsce po II wojnie
światowej.
Autor tej książki,
Józef Sobiesiak (rocznik 1914) pochodził z Lubelszczyzny, przed wojną pracował
jako robotnik i był członkiem Komunistycznej Partii Polski. We wrześniu 1939
roku brał udział jako polski żołnierz w kampanii wrześniowej, walcząc z
Niemcami, a potem uciekł na wschód. Mało kto wtedy uciekał w tamtym kierunku,
więc musiał być szczerze wierzącym komunistą, skoro wybrał Związek Radziecki. Po wejściu Niemców organizował odziały
partyzanckie na Wołyniu i Polesiu. I właśnie wtedy nawiązał współpracę z
Henrykiem Cybulskim pracującym wówczas jako leśniczy. W 1944 roku został
dowódcą Brygady Polskiego Sztabu Partyzanckiego „Grunwald”, która została
przerzucona na teren Kielecczyzny i tam, wspólnie z Armią Ludową, walczyła z
Niemcami, prowadząc działania dywersyjne, niszcząc tory kolejowe i szlaki
komunikacyjne oraz atakując niemieckie garnizony. Po wojnie Sobiesiak został
generałem brygady Ludowego Wojska Polskiego. Był także kontradmirałem, zastępcą
dowódcy Marynarki Wojennej i zastępcą komendanta Wojskowej Akademii Politycznej
im. Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Zmarł w 1971 roku. Jest patronem
Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Rybczewicach w województwie lubelskim. Pozostawił po sobie nie tylko legendę
nieuchwytnego ludowego partyzanta, ale także kilka książek wspomnieniowych („Burzany”,
„Brygada „Grunwald””, „Ziemia płonie”).
Na koniec chciałabym
dodać, że to nieprawda, że w czasach PRL-u zacierano pamięć o zbrodniach UPA na
Wołyniu. Książka Sobiesiaka o Przebrażu miała kilka wydań (moje wydanie jest
trzecie z kolei). Na końcu posiada informację tej treści:
„Książka zatwierdzona
przez Ministerstwo Oświaty pismem z dnia 14 IV 1963 r., Nr P4 – 357/65 do
bibliotek liceów ogólnokształcących, zakładów kształcenia nauczycieli,
zasadniczych szkół zawodowych i techników.”
Zdziwieni, co?
Tak, tak, nawet „za
komuny” kto chciał, ten mógł dowiedzieć się o tym, co Ukraińcy wyczyniali z
Polakami na Ukrainie! I za tej strasznej komuny Sobiesiak mógł napisać w tej
książce otwartym tekstem o tym, że Sowieci aresztowali Cybulskiego, zesłali go
do łagrów, a on stamtąd uciekł. Cenzura to przepuściła, proszę państwa! A
książka miała przeszło 20 tysięcy egzemplarzy nakładu!
Jestem ciekawa, czy
również dzisiaj Ministerstwo Oświaty w Polsce rządzonej przez PiS zadba o to,
by podsuwać uczniom w szkołach wartościowe pozycje historyczne, w tym także
książki na temat ludobójstwa na Wołyniu? Mam nadzieję, że tak!
Niech zbrodnie UPA nigdy
więcej nie będą zmiatane pod dywan!
Sobiesiak Józef, „Przebraże”, Wyd. Lubelskie, Lublin 1973
Sobiesiak Józef, „Przebraże”, Wyd. Lubelskie, Lublin 1973
Wykorzystane zdjęcia pochodzą z zasobów Wikipedii
Książka miała więcej wydań. Na pewno wcześniej była wydana przez Wydawnictwo MON.
OdpowiedzUsuńCzytałem "Burzany" i "Ziemia płonie". Na Przebrażu przetrwała wojnę moja matka i jej rodzina - wszyscy przeżyli.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem wszystkie książki Sobiesiaka. Wciągająca lektura, bardzo autentyczna i bez cukrzenia komukolwiek. Ogromna wartość poznawcza. Sam Sobiesiak zasługuje na szacunek za odwagę i dokonania. Jest przykładem tego, że prawdziwym człowiekiem można być niezależnie od przekonań i okoliczności.
OdpowiedzUsuńPolski oraz radziecki bohater i SPRAWIEDLIWY WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA.
OdpowiedzUsuń"Maks" świetnie pisał. To naprawdę dobrze się czyta. Z pewnością był to inteligentny i charyzmatyczny dowódca. Cześć jego Pamięci!
OdpowiedzUsuń