Translate

piątek, 11 grudnia 2015

Władimir Kaminer, „Podróż do Trulali”




„Podróż do Trulali” Władimira Kaminera to jedna z najzabawniejszych książek, jakie ostatnio czytałam. Podczas lektury z początku tylko z lekka parskałam śmiechem, potem śmiałam się z zaciśniętymi ustami, a w końcu już pofolgowałam sobie i śmiałam się zupełnie głośno, choć była cicha noc wokoło. 

Cóż mnie tak rozbawiło? Hmm, ta książka najbardziej chyba może rozbawić człowieka, który sam żył w państwie socjalistycznym, a zwłaszcza w jego schyłkowym okresie, kiedy to walił się ustrój, a obywatele dość rozpaczliwie próbowali na własną rękę poprawić sobie warunki bytowania. Nieważne, czy był to Związek Radziecki, czy też Polska Rzeczpospolita Ludowa. Wszędzie było równie śmiesznie. A raczej, jak mówią Rosjanie „i smieszno, i straszno”. Kurcze, przecież w tamtym czasie ja też o mały włos nie zostałam emigrantką na Zachodzie… 

Władymir Kaminer to radziecki Żyd z Moskwy, który dołożył wszelkich starań, aby w latach 1980. wyrwać się na Zachód, do tego zakazanego kapitalistycznego raju. Dzięki jakimś dziwnym ówczesnym przepisom prawnym udało mu się (jako Żydowi) wydostać z ZSRR do NRD, a dokładnie do Berlina wschodniego, gdzie otrzymał azyl polityczny. Swoje przygody związane z wcześniejszym życiem w Moskwie i próbami dostania się na Zachód opisał w przezabawnej książce „Russendisco”, którą czytałam kilka lat temu po niemiecku. 

Natomiast „Podróż do Trulali” poświęcona jest rozmaitym dziwnym podróżom, jakie podejmował Kaminer, a także jego krewni i znajomi. Nie wiadomo, na ile te historyjki są prawdą, a na ile zmyśleniem, w każdym razie są absolutnie niepowtarzalne i śmieszne. Mamy tu więc cały esej poświęcony podróżom Rosjan do Paryża. Tęsknota do stolicy Francji była żywa zwłaszcza w czasach ZSRR, kiedy to – jak opisuje Kaminer – gdzieś na stepach nadwołżańskich radzieckie władze wybudowały dokładną replikę Paryża. Było to coś w rodzaju wioski potiomkinowskiej. Wszystko dokładnie przypominało Paryż, była nawet wieża Eiffla i inne zabytki, były wspaniale zaopatrzone sklepy, a mieszkali tam i pracowali ludzie, których zadaniem było udawanie Francuzów na użytek radzieckich wycieczek. Pod groźbą wyrzucenia z pracy musieli mówić tylko po francusku. Przywożono tam różnych zasłużonych przodowników pracy itp., którzy za swe osiągnięcia otrzymali „wycieczkę do Paryża”. Jesienią i zimą „Paryż” na stepie udawał Londyn, a jego „mieszkańcy” musieli mówić po angielsku.  

Kolejna opowieść poświęcona jest stosunkowi Rosjan do Ameryki, czyli od miłości do nienawiści. Czytamy też o podróży autostopem z Niemiec do Danii i o pobycie autora w artystycznej komunie w Kopenhadze, o tytułowej wioska Trulala na Krymie oraz o Syberii. 

O tym, że Kaminera czyta się tak lekko i z takim rozbawieniem, decyduje sposób jego narracji. Opowiada on bowiem o różnych, często przykrych i dramatycznych rzeczach z wdziękiem i swadą kabaretowego komika. 

Jego historyjki, pisane bardzo prostym językiem niemieckim, zrobiły furorę w Niemczech. Kaminer napisał i wydał kilka takich książeczek. Prócz tego razem z żoną Olgą (rodem z Kamczatki) prowadzi w Berlinie dyskotekę, w której są grane przeboje ze wschodu. Wyjeżdżając do Niemiec – nie znał ani słowa po niemiecku, po latach zgermanizował się tak bardzo, że nawet na spotkaniach autorskich w Rosji mówi po niemiecku i korzysta z pomocy tłumaczy.

To jest lokal „Russendisco” w Berlinie Władymira i Olgi Kaminerów: 



Dowiedziałam się o Kaminerze i jego twórczości w Centrum Herdera w Gdańsku, gdzie parę lat temu poznawałam trudny język Goethego i Hitlera. Była tam naprawdę wielka biblioteka, a ja siedziałam na zajęciach i bardzo szybko chciałam się nauczyć tego niemieckiego, by móc dobrać się do tych wspaniałych lektur, które stały wokół na wysokich półkach sięgających sufitu. Świetna motywacja! W drugim roku nauki miałam dylemat, co czytać, nie pasowały mi już adaptowane historyjki dla dzieci, a na kryminały czy w ogóle jakąś poważną literaturę w oryginale było jeszcze za wcześnie. Nasz lektor niemieckiego (pozdrawiam!) wręczył mi wtedy „Russendisco” Kaminera i zapewnił, że to mi się spodoba i że dam radę przeczytać po niemiecku. No i miał rację, zakochałam się w tej prozie od razu!  To był strzał w dziesiątkę! To był niemiecki na poziomie pomiędzy książkami dla dzieci i dla dorosłych! Czyli coś dla mnie… A do tego naprawdę bardzo śmieszne… 

Kaminer Władymir, „Podróż do Trulali”, tłum. Barbara Kocowska, Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 2005


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz