Ta
książka powinna nosić tytuł „Podróże z Mickiewiczem”, bo jest to faktycznie
zapis długiej podróży autora w towarzystwie Adama Mickiewicza. Miała ona
miejsce w latach 1829-1830. Obaj poeci Adam Mickiewicz i młodszy o kilka lat
Antoni Edward Odyniec (na obrazku powyżej) byli razem w Sankt Petersburgu, potem w Niemczech
(zwiedzili Niemcy, odwiedzili Johanna Wolfganga Goethego), Szwajcarii i
Włoszech.
Jak
twierdzi Maria Dernałowicz, autorka wstępu do tej książki, nie są to
autentyczne listy, ale pisane o wiele później, już po śmierci adresatów z
gotowych notatek. Powstały jako wspomnienie Odyńca z podróży z wybitnym i
bardzo znanym poetą. Widać to zresztą gołym okiem, że jest to właściwie rodzaj
dziennika czy też pamiętnika. Odyniec pisze głównie o Mickiewiczu, jaki był,
jak się zachowywał, jakich ludzi wielbił, jak jego wielbiono, co mówił, co
pisał, co jadł (lubił słodkie ciasta, pierogi i smażone kartofle), jakie miał
romanse (Henrietta Ewa Ankwiczówna w Rzymie), jakie w ogóle robił wrażenie na
kobietach, jak się ubierał id. Pisze też o arcyciężkich warunkach romantycznego
podróżowania, kiedy to olbrzymie odległości pokonywano wynajętym powozem lub
łodzią, albo nawet pieszo, niosąc rzeczy osobiste w małym węzełku na plecach.
Książka
Odyńca była w XIX wieku bestsellerem polskiej literatury pamiętnikarskiej.
Chwalono ją wówczas za gawędowy, interesujący styl. Niestety, niewiele się z
tego ostało. Dla współczesnego czytelnika, nawet tak bardzo zainteresowanego
romantyzmem jak ja, Odyniec to stary nudziarz, który przypomina gadatliwego pastora Collinsa z „Dumy
i uprzedzenia” Jane Austen (to ten, którego zaloty odrzuciła Elżbieta
Bennet, mimo, że dziedziczył majątek jej ojca). Odyniec to taki pastor Collins
w polskim wydaniu. Ciężko się brnie przez jego opisy i zachwyty nad
Mickiewiczem. Tyle, że można z jego memuarów wyłuskać ciekawe rodzynki
obyczajowe, jak np. opis jak Mickiewicz prał sobie skarpety w miednicy po
pieszej wędrówce przez Alpy albo jak się Odyniec z Mickiewiczem niemal zatruli
w Rzymie tlenkiem węgla.
O
tym, jak ciężka w lekturze jest to pozycja, może zaświadczyć fakt, że została
wydana w 1961 roku, w tymże samym roku wciągnięta do biblioteki i nikt jej do
tej pory nie czytał. Od 1961 r. byłam pierwszym czytelnikiem, który ją
wypożyczył.
No,
ale przebrnęłam! Przeczytałam uczciwie całe dwa tomy (no, coś tam tylko
przekartkowałam), pozaznaczałam co trzeba, trochę cytatów podkreśliłam na niebiesko pisakiem (niech ta
książka wie, że ktoś się nią zainteresował), trochę notatek porobiłam. Szukałam
dowodów na zdolności paranormalne u Mickiewicza i je tutaj znalazłam. O ile
Odyniec nie zmyślał za bardzo w opisie pewnych zdarzeń…
Muszę
jednak przyznać, że ta nieco pierdołowata
opowieść Odyńca ma pewien potencjał. Jakby ją skrócić o połowę, mogłaby być
dzisiaj czytana przez miłośników biografii. Ba, nawet jaki serial telewizyjny o
Mickiewiczu można by z tego wykroić.
Odyniec
Antoni Edward, „Listy z podróży”, PIW, Warszawa 1961, t. 1-2
Na serial telewizyjny o Mickiewiczu czekam od dawna! Muszę poszukać tej książki Odyńca.
OdpowiedzUsuńJa też :)))
Usuń