Ruski
kryminał. Stara Rosja, nowa Rosja, parę
trupów i wielki diament, który zniosła kura na Uralu w 1830 roku.
Z
tym diamentem to było tak, że kury spacerowały sobie w pobliżu kopalni
drogocennych kamieni, dzióbiąc to i owo, w tym różne kamyczki. Jedna z kur
połakomiła się na drogocenny kamyszek wart miliony carskich rubli. Połknęła go,
a potem wydaliła. Diament oszlifowano, nazwano Paweł i zrobiono z niego ogromną
broszę w kształcie orchidei. To jest właśnie tytułowa „rosyjska orchidea”.
Wokół
tego diamentu osnute są losy rosyjskich arystokratów francuskiego pochodzenia.
Ostatni z rodu tuż przed rewolucją październikową podarował cenną broszę swojej
młodziutkiej kochance w ciąży. A jej ojciec zakopał ją w 1917 roku w ziemi w swym rodowym majątku Baturino pod Moskwą. Potem kochanka z ojcem odpłynęli z
Odessy do Paryża na pokładzie francuskiego statku, jak wielu innych Rosjan. Mieli
później wrócić po klejnot, ale nie udało się. Rosję na wiele lat opanowali
bolszewicy. Posiadłość Baturino została upaństwowiona, zrobiono tam kołchoz, a
później dacze dla zasłużonych komunistów.
Akcja
powieści dzieje się w Moskwie latach 1990. To jest Rosja Jelcyna. Z książki
wynika, że to dobry czas dla mafii, przekupnych dziennikarzy, worów w zakonie,
sadystycznych zboczeńców (jeden taki jak z filmu „Gruz 200”) i skorumpowanych
polityków. Szaleje inflacja, a ludzie w kieszeniach noszą tysiące dolarów. Rosyjskiej
orchidei szukają różne osoby. Z jej powodu ktoś kogoś zabija, ktoś kogoś
szantażuje, ktoś komuś daje w mordę i tak dalej.
Jeśli
szukacie współczesnej powieści o Rosji i wystarczy wam ciekawy koloryt lokalny,
to warto przeczytać „Rosyjską orchideę”. Ale jeśli szukacie po prostu dobrego
kryminału, w którym jest jasno i logicznie wyjaśnione, kto zabił i dlaczego, to
lepiej po nią nie sięgajcie. Nie ma tu za wiele napięcia, a do tego fabuła jest
dość rozwlekła. Autorka jest mistrzynią
w snuciu skomplikowanych i odległych od siebie wątków, jednak nie radzi sobie z
ich wykończeniem. Historie mnożą się jak króliki z kapelusza, jedna za drugą,
jedna za drugą, postacie są sportretowane ciekawie, ale bez podkreślenia, kto
jest bardziej, a kto mniej ważny. Akcja jest tak zagmatwana, że w końcu zgłupiałam i się zgubiłam. Skończyłam czytać, ale nie jestem pewna, kto zabił podłego dziennikarza Butejkę. Może to przez ten upał człowiek nie
może się skupić? (Trwają tropikalne wręcz upały, nawet nocą.) A może za bardzo
skupiłam się na śledzeniu rozwleczonych na całą powieść losów uralskiego
diamentu, który zniosła kura i pogubiłam się w wątkach bohaterów?
Mam
słabość do książek Poliny Daszkowej. Kilka lat temu, kiedy chciałam sobie
odświeżyć znajomość języka rosyjskiego, kupiłam sobie pakiet różnych kryminałów
rosyjskich w oryginale. Były tam utwory Darii Doncowej, Anny Małyszewej,
Wiktorii Płatowej i właśnie Daszkowej. Z tego towarzystwa Daszkowa była najpoważniejsza.
Jej twórczość zachwyciła mnie interesująco zarysowanym tłem obyczajowym.
Niedawno znalazłam jej dwie powieści w ofercie taniej księgarni Dedalus i to w
rewelacyjnej cenie, coś koło 6 złotych. No, to wzięłam z myślą, że jak
przeczytam, to podaruję mojej bibliotece. W ostatnich czasach rosyjskie kryminały to
jedyne książki z tego gatunku, które jeszcze czytam. Na plus można zaliczyć to,
że nie ma w nich tego natrętnego dydaktyzmu i lansowania ideologii gender,
jakie można znaleźć we współczesnych kryminałach skandynawskich, a także
polskich pisanych na ich obraz i podobieństwo.
Jak
podaje rosyjska Wikipedia, Polina Daszkowa (naprawdę nazywa się Tatiana
Polaczenko) ma na koncie przeszło 20
kryminałów. Z tego na polski przełożono tylko dwa, w tym jeden („Dla Nikity”) z
niemieckiego. Na więcej na razie nie ma
co liczyć, bo wydawnictwo, które je wypuściło w świat, ogłosiło upadłość. Pozostaje więc czytanie Daszkowej po rosyjsku. No, chyba, że znajdzie się inny wydawca?
Daszkowa
Polina, „Rosyjska orchidea”, tłum. Barbara Leszczuk, wyd. Videograf II, Katowice
2009
Nie znam, ale z chęcią bym przeczytała.
OdpowiedzUsuń