Translate

wtorek, 1 września 2015

Polina Daszkowa, „Rosyjska orchidea”



Ruski kryminał.  Stara Rosja, nowa Rosja, parę trupów i wielki diament, który zniosła kura na Uralu w 1830 roku.

Z tym diamentem to było tak, że kury spacerowały sobie w pobliżu kopalni drogocennych kamieni, dzióbiąc to i owo, w tym różne kamyczki. Jedna z kur połakomiła się na drogocenny kamyszek wart miliony carskich rubli. Połknęła go, a potem wydaliła. Diament oszlifowano, nazwano Paweł i zrobiono z niego ogromną broszę w kształcie orchidei. To jest właśnie tytułowa „rosyjska orchidea”. 

Wokół tego diamentu osnute są losy rosyjskich arystokratów francuskiego pochodzenia. Ostatni z rodu tuż przed rewolucją październikową podarował cenną broszę swojej młodziutkiej kochance w ciąży. A jej ojciec zakopał ją w 1917 roku  w ziemi w swym rodowym majątku Baturino pod Moskwą. Potem kochanka z ojcem odpłynęli z Odessy do Paryża na pokładzie francuskiego statku, jak wielu innych Rosjan. Mieli później wrócić po klejnot, ale nie udało się. Rosję na wiele lat opanowali bolszewicy. Posiadłość Baturino została upaństwowiona, zrobiono tam kołchoz, a później dacze dla zasłużonych komunistów. 

Akcja powieści dzieje się w Moskwie latach 1990. To jest Rosja Jelcyna. Z książki wynika, że to dobry czas dla mafii, przekupnych dziennikarzy, worów w zakonie, sadystycznych zboczeńców (jeden taki jak z filmu „Gruz 200”) i skorumpowanych polityków. Szaleje inflacja, a ludzie w kieszeniach noszą tysiące dolarów. Rosyjskiej orchidei szukają różne osoby. Z jej powodu ktoś kogoś zabija, ktoś kogoś szantażuje, ktoś komuś daje w mordę i tak dalej. 

Jeśli szukacie współczesnej powieści o Rosji i wystarczy wam ciekawy koloryt lokalny, to warto przeczytać „Rosyjską orchideę”. Ale jeśli szukacie po prostu dobrego kryminału, w którym jest jasno i logicznie wyjaśnione, kto zabił i dlaczego, to lepiej po nią nie sięgajcie. Nie ma tu za wiele napięcia, a do tego fabuła jest dość rozwlekła.  Autorka jest mistrzynią w snuciu skomplikowanych i odległych od siebie wątków, jednak nie radzi sobie z ich wykończeniem. Historie mnożą się jak króliki z kapelusza, jedna za drugą, jedna za drugą, postacie są sportretowane ciekawie, ale bez podkreślenia, kto jest bardziej, a kto mniej ważny. Akcja jest tak zagmatwana, że w końcu zgłupiałam i się zgubiłam. Skończyłam czytać, ale nie jestem pewna, kto zabił podłego dziennikarza Butejkę. Może to przez ten upał człowiek nie może się skupić? (Trwają tropikalne wręcz upały, nawet nocą.) A może za bardzo skupiłam się na śledzeniu rozwleczonych na całą powieść losów uralskiego diamentu, który zniosła kura i pogubiłam się w wątkach bohaterów?  

Mam słabość do książek Poliny Daszkowej. Kilka lat temu, kiedy chciałam sobie odświeżyć znajomość języka rosyjskiego, kupiłam sobie pakiet różnych kryminałów rosyjskich w oryginale. Były tam utwory Darii Doncowej, Anny Małyszewej, Wiktorii Płatowej i właśnie Daszkowej. Z tego towarzystwa Daszkowa była najpoważniejsza. Jej twórczość zachwyciła mnie interesująco zarysowanym tłem obyczajowym. Niedawno znalazłam jej dwie powieści w ofercie taniej księgarni Dedalus i to w rewelacyjnej cenie, coś koło 6 złotych. No, to wzięłam z myślą, że jak przeczytam, to podaruję mojej bibliotece.  W ostatnich czasach rosyjskie kryminały to jedyne książki z tego gatunku, które jeszcze czytam. Na plus można zaliczyć to, że nie ma w nich tego natrętnego dydaktyzmu i lansowania ideologii gender, jakie można znaleźć we współczesnych kryminałach skandynawskich, a także polskich pisanych na ich obraz i podobieństwo. 

Jak podaje rosyjska Wikipedia, Polina Daszkowa (naprawdę nazywa się Tatiana Polaczenko)  ma na koncie przeszło 20 kryminałów. Z tego na polski przełożono tylko dwa, w tym jeden („Dla Nikity”) z niemieckiego.  Na więcej na razie nie ma co liczyć, bo wydawnictwo, które je wypuściło w świat, ogłosiło upadłość. Pozostaje więc czytanie Daszkowej po rosyjsku. No, chyba, że znajdzie się inny wydawca?

Daszkowa Polina, „Rosyjska orchidea”, tłum. Barbara Leszczuk, wyd. Videograf II, Katowice 2009

1 komentarz: