Miasto
ryb” Natalki Babiny opowiada o tym, co dzieje się dzisiaj na naszych wczorajszych
Kresach Wschodnich.
Zastanawiam
się, by określenie „Kresy” jest tu adekwatne. Bo jakież to Kresy, skoro akcja
powieści dzieje się nad Bugiem, po stronie białoruskiej, w okolicy miasta
zwanego dawniej Brześć Litewski, a dzisiaj Brześć nad Bugiem. Toż to kiedyś nie
były żadne Kresy, ale miasto w centralnej Polsce! No, ale co było a nie jest,
nie pisze się w rejestr! Brześć był nasz przez kilkaset lat, potem zabrał go
nam Stalin i włączył do Związku Radzieckiego. Dzisiaj to miasto na Białorusi. A
co będzie jutro? Przyszłość pokaże.
Babina
opisuje wioskę Dobratycze nad Bugiem, leży ona mniej więcej na wysokości
Kostomłotów w Polsce. Uzupełniam – chodzi o Kostomłoty w województwie
lubelskim, gmina Kodeń. Geograficznie, z naszej strony Bugu jest to
prawdopodobnie Podlasie. A więc pewnie i z tamtej strony jest to także
Podlasie. No, chyba że to jest Polesie, co także należy wziąć pod uwagę.
Czyli
mamy już miejsce akcji „Miasta ryb”: Podlasie/Polesie. Wioska Dobratycze położona
w sąsiedztwie Brześcia oddzielona jest od Bugu zasiekami granicznymi z drutu
kolczastego. Pierwowzorem dla powieściowych Dobratycz była prawdziwa wioska
Zakazanka, w której mieszka autorka tego tekstu.
Narratorką utworu oraz główną bohaterką jest 50-letnia
Ałka Babylowa, kobieta po przejściach (była narkomanka i alkoholiczka), która
po rozstaniu z mężem i ucieczce z miasta na wieś mieszka z 97-letnią babcią
Makrynią w Dobratyczach. Coś tam pisze,
a poza tym pomaga babce w gospodarstwie. Ałka ma siostrę bliźniaczkę, Uljanę,
która jest archeologiem i zajmuje się średniowiecznym pobytem Wikingów na terenach
nadbużańskich. Wioska Dobratycze pełna jest oryginałów, jak to we wszystkich
wioskach w tamtej okolicy bywa. Słynna magia Podlasia/Polesia zrealizowana w
pełni.
Pewnej
nocy babcia Makrynia zostaje zamordowana, a dokładnie otruta za pomocą silnego lekarstwa
na serce dosypanego do kawy Jacobs. Po tej kawie staruszka dostała zawału serca
i trup na miejscu. No i zaczyna się akcja! Ałka szuka mordercy babci, a do tego zaczyna się
lawina rozmaitych wydarzeń, w które wplątani są: siostra Ałki, jej koleżanka weterynarz,
jej dawny chłopak (obecnie traktorzysta w kołchozie), pozostali mieszkańcy
wsi, nowoczesny dorobkiewicz, który wykupuje ziemię od wieśniaków po to, by
postawić na niej domki letniskowe dla mieszczuchów oraz policja białoruska i
białoruskie służby specjalne. Ałka
wplątuje się w rozmaite tarapaty, które owocują pobiciem i połamaniem palców, a
także krótkim pobytem w areszcie. W tle rozgrywa się kampania wyborcza na urząd
prezydencki. Kandyduje obecny prezydent (autorka prosi, by nie mylić go z
Łukaszenką), były mąż Ałki oraz znajomy jej siostry, Uljany, która jest
członkiem sztabu wyborczego. Żeby sytuacja była jeszcze bardziej zakręcona,
Ałka zajmująca się digitalizacją zbiorów archiwum w Brześciu, odkrywa stare
dokumenty wskazujące na to, że w jej okolicy w XVII wieku pewien lwowski
jubiler zakopał ogromny skarb.
W
powieści współczesność przeplata się z historią. Służy do tego sprytny zabieg
narracyjny. Otóż, Ałka ma zdolności paranormalne i czasem wpada w „nory czasowe”.
Dzięki temu widzi sceny, które rozgrywały się w Dobratyczach, Brześciu i w
okolicy w dawnych czasach. Widzi, jak tam było „za Polski” w okresie
międzywojennym, a potem cofa się w czasie aż do XVII wieku, w czasy powstania
Chmielnickiego. Ogląda też tytułowe „miasto ryb”, czyli dawny, nieistniejący
już stary Brześć przeglądający się w falach Bugu. Tam, w rzece, znajduje się
zatopione, baśniowe miasto.
Kto
szuka polskich śladów u Babiny, może być trochę rozczarowany. Są wzmianki o
Polsce, ludzie widziani przez Ałkę w norach czasowych, mówią, oczywiście, po
polsku, ale ta Polska jest jakaś obca, położona „za Bugiem”, oddzielona nie
tylko granicą faktyczną, ale także mentalną. Autorka wsadza nam złośliwe szpile
w postaci różnych wzmianek, a to napisze, że za sanacji ktoś tam siedział w
Berezie, bo „gadał na Piłsudskiego”, a to wspomni, że w Kostomłotach, za Bugiem
jest prawosławny czy też unicki ksiądz, który uratował się z Akcji Wisła i
został w swojej parafii. Nieprzypadkowo Natalka Babina pisze o Akcji Wisła,
dzięki której oczyszczono Polskę z niebezpiecznych elementów upowskich.
Akcja
Wisła boli bardzo Babinę, bo Babina nie jest Białorusinką, ale Ukrainką.
Mieszka na Białorusi, pisze po białorusku, ale jej domowym językiem jest
ukraiński. Akcja Wisła dla Babiny to nie była akcja mająca na celu ratowanie
Polaków przed morderczymi bandami UPA, ale jakaś kolejna, niezrozumiała
restrykcyjna akcja ze strony Polaków. Z lektury powieści można nawet wysnuć
wrażenie, że narratorka jakoś nas nie lubi. Nie lubi także legalnej władzy na
Białorusi, a już do Łukaszenki zionie taką nienawiścią, że trudno to sobie
wyobrazić. Wszystkie wzmianki Babiny o „obecnym prezydencie” przepełnione są
niesamowitym jadem. „Obecny prezydent” to dla Babiny wszechobecna korupcja i
przestępczość w obliczu prawa. W tym sensie powieść ta jest utworem zaangażowanym
politycznie i – z tego co wyczytałam w sieci – na Białorusi jest chyba nielegalna.
W każdym razie, autorka sama zajmowała się jej dystrybucją, ukrywając się przed
władzą. Prócz tego, złośliwe wzmianki dotyczą także wszystkiego, co rosyjskie,
a zwłaszcza języka rosyjskiego, którym – według autorki – Białorusini nie
powinni chyba w ogóle mówić.
Ale
mimo tych minusów i dziwacznych uprzedzeń politycznych autorki (mnie tam język rosyjski
oraz Łukaszenka nie wadzą), muszę stwierdzić, że dawno nie czytałam tak interesującej
powieści. „Miasto ryb” jest napisane
niezwykle barwnym i obrazowym językiem i zaskakująco świeżym stylem, który
łączy w sobie elementy kresowego stylu Mickiewicza i Czarnyszewicza i zabawnej
narracji jak u Chmielewskiej. A wszystko podlane sosem realizmu magicznego
rodem z Marqueza. Powiadam wam, że Dobratycze są jak Macondo ze „Stu lat
samotności”! Babina przedstawia świat jak z ballad romantycznych, świat, w
którym realizm przeplata się z fantastyką, świat miłości sąsiaduje ze światem
śmierci, a nad sprawiedliwością ludzką stoi wyższa, boska sprawiedliwość. I to
ona zawsze zwycięża.
Chcecie
wiedzieć, kto zabił babcię Makrynię i czy Ałka znalazła skarb lwowskiego
jubilera ukryty nad Bugiem w czasach powstania Chmielnickiego? Przeczytajcie „Miasto
ryb”!
Babina
Natalka, „Miasto ryb”, tłum. Małgorzata Buchalik, wyd. Rebis, Poznań 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz