W
ramach mojej osobistej akcji „babskie czytanie” po raz kolejny przeczytałam „Panią
Bovary” Gustawa Flauberta i po raz kolejny jestem zmuszona stwierdzić, że to naprawdę
arcydzieło. To powieść uniwersalna, która opisuje stan znany później jako bowaryzm.
Jego sens streszcza się w powiedzeniu: „trawa za płotem jest bardziej zielona
niż u nas”. Jest to stan, w którym człowiek pragnie czegoś innego niż ma, i w
pędzie do tego czegoś zatraca się, gubiąc siebie i swoich bliskich.
Tytułowa
bohaterka tej książki to jedna z wielu ofiar nadmiernego i bezrefleksyjnego czytania
książek. Być może, gdyby nie te książki, Emma nie skończyłaby tak tragicznie?
Być może zostałaby na stare lata prowincjonalną sekutnicą, która odkłada na
kupkę zarobione przez męża pieniądze i oszczędza na posag dla córki? Ale
niestety, niestety, lektura książek rozwinęła w Emmie, córce zamożnego rolnika
z północy Francji, wychowanej w klasztorze, niebezpieczne dla zwykłego
człowieka dążenie do czegoś nieosiągalnego, niemożliwego do dostania tu i
teraz.
Jakie
to były książki? Zaczęło się niewinnie, od pobożnych lektur w klasztorze, ale
już one niosły ze sobą trujące miazmaty: „Z jakąż chciwością słuchała po raz
pierwszy dźwięcznych skarg romantycznej melancholii!”.
Kolejne
romantyczne historie przynosiła ze sobą stara panna, zubożała arystokratka,
która przychodziła co jakiś czas do klasztoru obszywać panienki. „Pełno tam było miłości, kochanek, kochanków,
prześladowanych dziewic mdlejących w ustronnych altanach, pocztylionów
mordowanych na każdym postoju, koni zajeżdżanych na każdej stronnicy, mrocznych
borów, burzliwych serc, łez, szlochów, pocałunków, łódek w blasku księżyca,
młodzieńców odważnych jak lwy, łagodnych jak baranki, cnotliwych, jak to się
nigdy nie zdarza i płaczących jak łzawnice.”
Potem,
jeszcze w klasztorze, Emma czytała powieści Walter Scotta i „marzyła o
średniowiecznych skrzyniach, rycerskich komnatach i minstrelach.” Później
czytała Honoriusza Balzaka, George Sand i Eugeniusza Sue. A do ostatecznego
upadku przywiodła ją znajomość „Narzeczonej z Lammermoor” Scotta. Serio!
Tu
dygresja: w poprzednim poście pisałam o tym, że podejmuję akcję „babskie czytanie”
i podałam listę planowanych lektur. No i jakaś miła pani o pseudonimie (nomen
omen) „Fatalne skutki lektur” napisała mi w komentarzu tak: „Ta lista jest
nieco dziwna - Walter Scott w jakim sensie jest dla kobiet? Bo kobiety czytają
dobre książki? Gdyby ktoś w swoim czasie poinformował pisarza o tej przegródce
to by sie obraził.”. No cóż, drogie Fatalne Skutki Lektur, a jednak Walter
Scott to była babska lektura. Quod erat demonstrandum. Nie sądzę, by sir Walter
się obraził. Wszak on pisał głównie dla pań, które były wówczas głównymi odbiorczyniami powieści.
Cóż,
w zestawieniu z tymi lekturami życie Emmy nie było zbyt zabawne. Nie zadawalała
jej rola cnotliwej żony i matki, przykładnej obywatelki małego miasteczka.
Chciała więcej, chciała dalej, chciała sięgać gwiazd. Pierwszy kochanek –
arystokrata. Jakaż radość: „mam kochanka!”. Drugi kochanek – młodszy od niej
urzędnik. Od pierwszego kochanka zaczyna się mordercza spirala długów, która w
końcu zabije Emmę. Pierwsze pożyczone pieniądze idą na kupno wyposażenia do
ucieczki z kochankiem (jakieś kufry, kapelusze, suknie, płaszcze i tak dalej).
A później zakupoholizm rozszaleje się w Emmie na całego. Kupuje wszystko:
stroje, meble, biżuterię, obrazki, dekoracje, wszystko, co ładne i zupełnie niepotrzebne.
Robi ogromne długi. Kłamie i oszukuje męża na całego. Fałszuje weksle. I tak
dalej, i tak dalej, aż do nieuchronnego końca.
Flaubert
pokazał genialne studium kobiety uzależnionej od zakupów, kredytów i pożyczek.
Kobiety okropnej, głupiej, bezmyślnej, egoistycznej, nieczułej i leniwej. Ale,
ale, z drugiej strony, któż z nas nie był w jakimś momencie życia Emmą Bovary?
Któż nigdy nie popełniał szaleństw zakupowych? Któż nie pysznił się w młodości,
że ma takiego przystojnego, wysokiego chłopaka, że koleżanki pękną z zazdrości?
I ten chłopak ma najszybszy motocykl w okolicy! Któż, w końcu, nie nudził się
czasem w domu przy swoim potwornie nudnym Karolu? To jest własnym, zacnym,
znanym i mało zabawnym mężu? (Lub żonie.) Tak, tak, bijmy się w piersi i
powtarzajmy za autorem tej książki: Pani Bovary to ja! Madame Bovary ces’t moi.
Wszystkie jej grzechy to moje grzechy i pan Flaubert udowodnił to czarno na
białym. Każdy z nas przecież ma czasem wrażenie, że trawa za płotem jest
bardziej zielona. Taka widać ludzka natura.
A
teraz Karol, mąż Emmy. Karol jest główną ofiarą żony, podobnie jak ich mała
córeczka. Ale, Karol też nie jest święty. Karol też chciał czegoś więcej i
został za to ukarany. Zaczynał trochę jak Wokulski: matka ożeniła go ze starszą
(45 lat) i zamożną kobietą. Po jej śmierci sam wybrał sobie młodą, piękną Emmę
na kolejną małżonkę i wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle.
Mogłabym
tak jeszcze długo o Emmie i Karolu i ich związkach ze współczesnością. Chociaż
ich naprawdę nie lubię i nie mam ochoty się z nimi utożsamiać. Emma jest
wyjątkowo antypatyczną osobą, a Karol, cóż, Karol to kiepski mąż, kiepski
ojciec i jeszcze bardziej kiepski lekarz.
Inne
walory tej książki to wspaniale pokazana prowincja (tu francuska, ale może to
być każda prowincja), jakaś taka senna, ale pełna huczących pod spodem
namiętności. No i te niesamowite opisy, utrzymane w duchu słownego
impresjonizmu! Jak czytam opis przyrody u Flauberta, to mam wrażenie, jakbym
patrzyła na obraz Moneta, Maneta, czy innego malarza z tej szkoły.
Pamiętam,
że pierwszy raz czytałam tę powieść w liceum. Oczywiście, jak miałam jakąś
grypę czy przeziębienie. Leżałam w łóżku i czytałam. Denerwowałam się strasznie
podczas lektury, złorzeczyłam głupiej Emmie, a temperatura mi rosła i rosła.
Pociłam się i miałam wypieki, pod koniec powieści miałam chyba ze 40 stopni
gorączki.
A
wszystko przez te książki. Zabójcze książki. Książki zbójeckie, które pokazują
nam niedostępne i zakazane światy. Co ciekawe, powieść Flauberta jest wciąż
żywa, wciąż czytana i to na całym świecie. Czego dowodem są autorzy vlogów o
książkach opowiadający o jej lekturze pochodzący z różnych krajów.
Na
koniec – proszę zwrócić uwagę na moje wydanie „Pani Bovary”, które pochodzi z
1974 roku. Była to taka większa seria „kolibra”, z przedmową Jana Parandowskiego.
Książka przeleżała u mnie szereg lat, praktycznie nieczytana od tamtego pierwszego razu. Teraz ją ruszyłam,
klej nie wytrzymał i całkiem się rozsypała. Muszę ją wyrzucić i kupić sobie
nowy egzemplarz. Wydawnictwo Greg ma takie fajne wydania klasyki, za niecałe 10
złotych. To powieść, która powinna być w domu!
Chciałam
sobie przy okazji odświeżenia lektury obejrzeć ekranizacje „Pani Bovary”, jest
ich sporo na YT. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie scena balu z wersji
amerykańskiej z lat 1940., ale poza tym, uważam, że najlepszą Emmą była
Isabelle Hupert w filmie z 1991 roku.
Poniżej - czarno-biała scena balu i najnowsza Emma w ekranizacji z 2014 roku.
Flaubert
Gustaw, „Pani Bovary”, tłum. Aniela Micińska, PIW, Warszawa 1974
Właśnie w tym wydaniu "Panią Bovary" jutro zakupię... już nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńW tym wydaniu nie polecam, słaby klej.
UsuńPani Bovary - też się przeleżała wiele lat, sięgnęłam po nią po przeczytaniu książki
OdpowiedzUsuń"Ręka Flauberta" i bynajmniej nie żałowałam, tak samo "Salambo", obie ksążki są teraz na honorowym miejscu w mojej bibliotece i moim sercu :)
pozdrawiam
"Salammbo" próbowałam czytać w liceum, ale nie zmogłam. Zamierzam za to zrobić podejście do "Szkoły uczuć" Flauberta.
UsuńOch Mery, przypomniałaś mi o książce, która w liceum bardzo mi się podobała. Wciągająca jak diabli :-) Teraz obejrzę sobie film z 2014, nawet nie wiedziałam, że jest.
OdpowiedzUsuńNa mnie też zrobiła kolosalne wrażenie w liceum. Co do filmu, to znalazłam w moich zasobach kupione dawno temu i wcale nie oglądane DVD z serialem BBC "Pani Bovary" i też zamierzam obejrzeć. Lubię te filmowe wersje literatury robione przez BBC.
Usuń