Eliza
Orzeszkowa w swej młodzieńczej powieści tendencyjnej „Pamiętnik Wacławy”, należącej do gatunku Bildungsroman,
postanowiła poruszyć „kwestię kobiecą”, a
także wypowiedzieć się na temat popularnego wówczas modelu wychowania
dziewcząt, polskich tradycji rodowych, polskiego
ziemiaństwa, Kościoła katolickiego i modnego wówczas pozytywizmu.
Autorka
na przykładzie losów Wacławy, młodej panny z ziemiańskiej rodziny spod Wilna
napisała rodzaj pozytywistycznej agitki, w której w stylu „kawa na ławę”
wyłożyła, co myśli o wychowaniu kobiet. Tradycyjnej metodzie (nauka języków obcych,
gra na fortepianie, robótki ręczne i salonowe maniery) przeciwstawiła
nowoczesną edukację panienek, która ma przygotować je do samodzielnego
zarabiania na chleb (nauka rzeczy praktycznych).
Z
nieukrywanym obrzydzeniem przedstawiła tradycyjną polską ziemiańską rodzinę,
której główną przedstawicielką jest babka Hortensja mieszkająca w posiadłości o
znaczącej nazwie Rodów (od rodu!). Babka Hortensja w wydaniu Orzeszkowej to zatęchła tradycja,
skostniałe zasady i produkowane w nadmiernych ilościach szydełkowe frywolitki
(frywolitki to robótki ręczne typowe dla ludowej sztuki w rejonie Koniakowa,
dzisiaj panie robią frywolitkowe stringi.
O tempora! O mores!). Skontrastowała ją z dążącą do osobistego,
indywidualnego szczęścia Wacławą wpatrzoną w wyidealizowanego ojca – nowoczesnego
pozytywistę.
Jak
to bywa w powieści tendencyjnej oraz satyrycznej, wszystkie postaci są tu mocno
papierowe i służą wyłącznie jako nosiciele pewnych idei. Jedyną osobą, która się rozwija, zmienia i
dojrzewa podczas akcji powieści (obejmującej kilka lat) jest bohaterka
tytułowa. Pozostałe kobiety zostały nakreślone bardzo skromnie i schematycznie,
zaś mężczyźni – o ile w ogóle się pojawiają – są przedstawieni w sposób dość
farsowy, za wyjątkiem owego mitycznego ojca, którego czytelnik poznaje
wyłącznie poprzez jego pompatyczne listy i wypowiedzi Wacławy. I chwała Bogu, bo ojciec ten w zadziwiający sposób przypomina mi Karola Marksa. A nawet Włodzimierza Ilijcza Lenina!
Fabuła
całości jest dość banalna. Oto młoda panna skończyła pensję w mieście i ma
spędzić rok w majątku matki na wsi, później zaś rok z ojcem w mieście. Rok z matką
rozpada się na część wiejską i miejską. Matka Wacławy wynajmuje mieszkanie w
mieście W., czyli w Wilnie. Mamy nawet opis zwiedzania Wilna i jego zabytków
przez młodą bohaterkę.
Matka
usiłuje wydać córkę za mąż i szuka dla niej dobrej partii, jednak każdy z
konkurentów posiada jakąś znaczącą wadę. Mężów szukają także młode znajome
Wacławy, z czym związane są różne mniej i bardziej szczęśliwe perypetie. Z związku z powyższym znajdziemy w powieści
opisy życia ziemiańskiego na polskiej wsi pod Wilnem, opisy różnych zamożnych i
zubożałych dworów szlacheckich, sceny balowe i różne inne wydarzenia życia codziennego
polskiej szlachty.
Można
czytać „Pamiętnik Wacławy” właśnie dla owych dość szczegółowych opisów
ówczesnej codzienności oraz dziewiętnastowiecznej mody kobiecej. Można czytać
go dla wyłożonych łopatologicznie idei dziewiętnastowiecznego feminizmu. Można
również potraktować tę powieść jako romans z życia wyższych sfer i śledzić
wyłącznie dość skomplikowane wątki damsko-męskie.
Muszę
wyznać, iż lektura tego obszernego utworu straszliwie mnie zmęczyła i
wynudziła. „Pamiętnik Wacławy” to znakomity środek usypiający. Czytałam go
wieczorami w łóżku i co jakiś czas budziłam się, bo trzymana w górze książka
spadała mi na twarz. Do tego walczyłam z moim dwutomowym egzemplarzem pochodzącym
sprzed prawie 30 lat. Egzemplarz był nowy, wcześniej nie czytany, ale kiedy
przewracałam kartki, słynny kiepski klej z lat 1980. oczywiście puszczał i całość po
prostu latała wokół mnie. Zbierałam kartki rozrzucone w pościeli i pod
tapczanem. W trakcie czytania mój (no, bądźmy szczerzy, jaki on tam „mój”, raczej
biblioteczny) egzemplarz uległ całkowitej dekonstrukcji! W tej naprawdę ciężkiej
sytuacji z trudem przedzierałam się przez opisane bardzo kwiecistym językiem
przemyślenia głównej bohaterki i jeszcze bardziej kwieciste opisy widoków z
okna.
W trakcie lektury doszłam do wniosku, że „Pamiętnik
Wacławy” nic by nie stracił, gdyby jakiś życzliwy redaktor wykreślił z niego
jedną czwartą, a nawet jedną trzecią tekstu, a zwłaszcza owe nic nie wnoszące
opisy aury i mijających pór roku.
Ogólna
ocena – niekoniecznie!
Ja przeczytałam wyłącznie ze względu na kresową tematykę!
Wilno! Dziewiętnastowieczne Wilno i dwory pod Wilnem! Tylko dlatego!
Orzeszkowa
Eliza, „Pamiętnik Wacławy. Ze wspomnień młodej panny”, wyd. Czytelnik, Warszawa
1988
Zaskoczyła mnie pani bo mi bardzo się ta powieść spodobała, ale może właśnie dlatego że potraktowałam ją jako klimatyczny romans z wyższych sfer, coś w stylu Jane Austen ale bardziej urzekający bo swojski, nasz ;) Byłabym wdzięczna gdyby poleciła mi pani coś podobnego tzn. XIX wiek (lub pocz. XX) kobieta i jej problemy no i oczywiście polski klimat ;) zastanawiam się nad powieściami Emmy Dmochowskiej które polecała pani blogu. Mam nadzieję że doczekają się pięknych wznowień podobnie jak "Wacława"
OdpowiedzUsuńTe dwie powieści Emmy Dmochowskiej, które przeczytałam, podobały mi się o wiele bardziej niż "Pamiętnik Wacławy" Orzeszkowej.
UsuńAle poza tym, bardzo lubię "Nad Niemnem" Orzeszkowej i powieści Rodziewiczówny. MOże coś takiego?
Dziękuję za odpowiedź. "Nad Niemnem" znam i z pewnością jest lepsze od przegadanej "Wacławy" a mimo to nie skradło mego serca ;), jakoś drażnił mnie ten dość wyidealizowany obraz wsi, jedynie sceny dworkowe mi się podobały. Ale chyba jeszcze kiedyś wrócę do tej książki. W takim razie sprawdzę Rodziewiczówną i pewnie jeszcze słynną Mniszkównę.
UsuńZ Mniszkowny polecam na początek "Gehennę", to chyba najlepsza jej powieść, w sensie artystycznym lepsza od "Trędowatej" i styl ma lepszy.
Usuń