Translate

wtorek, 9 czerwca 2015

Maria Rodziewiczówna, „Barcikowscy”


„Barcikowscy” to kolejna kresowa powieść Marii Rodziewiczówny, którą przeczytałam jednym tchem. Jej akcja rozgrywa się na wsi gdzieś w okolicy Grodna (dzisiejsza Białoruś), gdzie w małym dworku mieszkają dwie kobiety, wielkie polskie patriotki pielęgnujące stare rodowe tradycje: teściowa i synowa. Obie są już wdowami. Wspólnie wychowują trójkę małych dzieci: dwóch chłopców, Wacława i Filipa, oraz dziewczynkę Jadwinię. 

Jest to czas po powstaniu styczniowym. Polscy ziemianie klepią straszną biedę, bo niszczą ich reformy rolne wprowadzone przez cara, a zwłaszcza uwłaszczenie chłopów i przyznanie im prawa do serwitutów z pańskich lasów. Szlachta polska zadłuża się coraz bardziej, by podołać wszystkim ciężarom finansowym, także podatkowym. Majątki ziemskie upadają. A utrzymanie ziemi w rękach polskich jest w tym czasie obowiązkiem prawdziwego polskiego patrioty. Póki tę ziemię się trzyma, póty jest ona polska. Po stracie majątku Polak nie ma prawa nabyć nowego gospodarstwa rolnego. W tym czasie ziemię mogą kupować tylko Rosjanie. 

W tej sytuacji obie panie Barcikowskie pracują ponad siły, by utrzymać rodowe dziedzictwo dla dzieci. Brakuje pieniędzy na wysłanie synów do szkół. Zresztą, Filip i tak nie chce się uczyć, woli pracować i zarabiać pieniądze. Natomiast do starszego, Wacława, uśmiecha się szczęście w postaci kuzyna, który pracuje jako urzędnik w Sankt Petersburgu i odwiedza panie Barcikowskie, bawiąc w okolicy. Kuzyn postanawia dopomóc rodzinie. Chce sfinansować pobyt chłopca w dobrej petersburskiej szkole prawniczej. Kobiety wahają się, bo zdają sobie sprawę, że syn wykształcony w rosyjskich szkołach będzie stracony dla Polski. 

Jednak co robić? Względy finansowe przeważają. Wacław jedzie do Sankt Petersburga, zaś Filip sam zatrudnia się jako dozorca i pomocnik u administratora dóbr hrabiowskich w okolicy. I od tej pory losy obu młodych Barcikowskich będą biegły dwutorowo, niczym w średniowiecznym moralitecie. Zgodnie z konwencją powieści tendencyjnej, jeden Barcikowski, czyli Filip jest „dobry”, bo pracuje chętnie, uczy się tego, co mu potrzebne, żeni się z właściwą osobą, to jest z córką swego przełożonego, a potem wspólnie pracują na ziemi przodków i płodzą kolejnych polskich patriotów. Drugi Barcikowski, Wacław, jest „zły”, bo po skończeniu edukacji zostaje carskim prokuratorem, pnie się w górę po stopniach kariery, obraca się w wyższych sferach, a w końcu żeni się z piękną, demoniczną Rosjanką w typie Nastasji Filipowny Dostojewskiego i płodzi z nią młodych Rosjan, którzy gardzą Polakami.

Później, oczywiście, wynika jeszcze kwestia ziemi, rodziny i utrzymania majątku w polskich rękach. Jak się zakończy ta historia – przeczytajcie sami! 

Zachęcam do lektury, bo akurat ta powieść Rodziewiczówny czyta się bardzo dobrze. Dodam, że prócz wątku patriotyczno-obyczajowego posiada ona sensacyjny wątek kryminalny związany z żoną Wacława, wdową po carskim gubernatorze, który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie mam pojęcia, skąd Rodziewiczówna czerpała wiedzę na temat rosyjskich wyższych sfer. Podejrzewam, że raczej nie z własnych obserwacji. Przedstawieni w powieści Rosjanie przypominają bowiem do złudzenia bohaterów powieści Dostojewskiego. Są to prawie same szuje i podłe charaktery. 

Historia braci Barcikowskich pokazuje dobitnie, że – wbrew temu, co niektórzy usłyszeli gdzieś w szkołach – Polak w XIX wieku mógł zrobić w Rosji karierę. Taką samą karierę jak każdy inny obywatel carskiego imperium. Mógł zdobyć wykształcenie, a potem zatrudnić się gdzieś i dobrze zarabiać. Tyle tylko, że dobra praca i zarobki czekały na Polaka w głębi Rosji, bo kariera w Priwiślańskim Kraju była dla niego zamknięta. Polak nie mógł pracować w tym rejonie jako urzędnik. Ba, nawet polska nauczycielka zarobiłaby w Rosji dwa razy tyle, ile w Warszawie! 

Tyle tylko, że Polak robiący karierę w carskich strukturach urzędniczych narażony był na ostracyzm polskiego patriotycznego środowiska. Ten właśnie ostracyzm i – sugerowane przez Rodziewiczównę – wyrzuty sumienia z powodu zdrady polskich ideałów były ceną za dobrobyt i poczucie bezpieczeństwa Polaka na służbie Moskali. Rodziewiczówna pisze o tym wszystkim dość otwartym tekstem, jasno i zrozumiale, co może zdziwić czytelnika przyzwyczajonego do aluzyjnego przedstawiania spraw polsko-rosyjskich w „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej. Tam jest podobna sytuacja, bo – jak pamiętamy - jeden z braci Korczyńskich także poszedł na służbę do Rosji i także pomału zatracał poczucie polskości. Tyle tylko, że „Nad Niemnem” zostało wydane w 1888 roku, a „Barcikowscy” dwanaście lat później. Może przez ten czas zelżała carska cenzura i można było już napisać więcej? 

Obawiam się, że w rzeczywistości niewielu Polaków tak naprawdę przejmowało się patriotycznymi zasadami wpajanymi przez obie kresowe pisarki. Było bowiem wielu takich, którzy szli do rosyjskich szkół, wyjeżdżali do Rosji i dorabiali się tam majątku, idąc w ślady Wokulskiego z „Lalki” Bolesława Prusa. Taką drogę przyjęła na przykład rodzina słynnego międzywojennego jasnowidza Stefana Ossowieckiego, która w przedrewolucyjnej Rosji posiadała wielkie fabryki chemiczne. Inni pracowali na rosyjskich uczelniach, jak Ferdynand Ossendowski albo  wstępowali do carskiego wojska i pięli się po szczeblach wojskowej kariery, jak generał Józef Dowbór-Muśnicki. 

Dodam jeszcze, że „Barcikowskich” Rodziewiczówny wypatrzyłam wczoraj w Biedronce, gdzie jest wielka promocja książek (wszystkie w cenie 4.99 zł). Nie ma tam wielu atrakcyjnych tytułów, jest to raczej wietrzenie magazynów z zalegających tam książkowych złogów. Ze stosów różnych nieciekawych propozycji wygrzebałam jedną książkę Rodziewiczówny i trzy nieznane mi powieści Mniszkówny, także najprawdopodobniej dziejące się na Kresach. To jest mój łup biedronkowo-kresowy:



Rodziewiczówna Maria, „Barcikowscy”, Wyd. Edipresse Polska S. A., Warszawa 2012



4 komentarze:

  1. Tej powieści Rodziewiczówny nie znam, choć gdy mam okazję kupić jej książki (przeważnie na przecenach) to nie namyślam się wcale.
    Mnóstwo kresowych majątków upadło po powstaniu, kontrybucje, brak pożyczek bankowych dla Polaków, o które często trzeba było zabiegać w samym Petersburgu i to przeważnie bezskutecznie...
    Naród bez ziemi przestaje być narodem...

    Kolejna kresowa cegiełka... poślę na blog kresowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też już się nie namyślam, jak widzę Rodziewiczównę w dobrej cenie. A ta powieść wyjątkowo dobrze się wchłaniała, chyba ze względu na ten wątek sensacyjny.
      Kresowe cegiełki zbieram po kolei ;)))

      Usuń
  2. Nie wiem czy już to pisałam, ale w liceum jeszcze przeczytałam wszystkie książki Rodziewiczówny, które były w bibliotece. A teraz pamiętam tylko 3 tytuły, czyli te, które posiadam w domu. I treść tych znam dobrze, a po pozostałych pozostało mi wrażenie, ze czytało się świetnie.

    OdpowiedzUsuń