„Pelplińska
jesień” Alojzego Męclewskiego to przejmujący reportaż o wojennej tragedii małego
miasteczka Pelplin na Kociewiu, gdzie jesienią 1939 roku niemieccy sąsiedzi
zrzeszeni w ramach zbrodniczej organizacji Selbstschutz wymordowali całą lokalną
elitę, czyli Polaków posiadających jakikolwiek majątek, pozycję czy wykształcenie.
Niemcy
zabili także wszystkich księży z pelplińskiej kurii biskupiej i seminarium
duchownego. W budynku seminarium urządzili siedzibę Gestapo. Zamknęli też dla
wiernych gotycką katedrę w Pelplinie, gdzie urządzali nazistowskie zebrania.
Zabytkowy ołtarz zasłonili wielką czerwoną szmatą z czarną swastyką.
Przez całą okupację w tym kościele nie została odprawiona ani jedna msza święta.
Katedra została otwarta dopiero po wyzwoleniu miasta przez Armię Czerwoną,
wiosną 1945 roku.
Tu
na zdjęciu katedra w Pelplinie (fotografia z Wikipedii):
Autor tej książki, Alojzy
Męclewski, to znany gdański dziennikarz, któremu udało się dotrzeć do ocalałych
świadków tej wielkiej polskiej tragedii wojennej. Opowiedzieli mu, jak przed
wojną Polacy i Niemcy żyli w Pelplinie zgodnie, jak sąsiedzi. Polacy traktowali
Niemców po przyjacielsku, do tego stopnia, że kiedy rozmawiali w grupie,
zmieniali język na niemiecki, gdy podchodził do nich znajomy Niemiec.
Męclewski: Sytuacja
gospodarcza Niemców na wsi pomorskiej przedstawiała się nader korzystnie. Ilość
posiadanej przez nich ziemi była nieproporcjonalnie wielka w stosunku do ich
liczby, co zmuszało niemieckich właścicieli do uprawiania roli rękoma polskich
robotników i równocześnie dawało im uprzywilejowaną wobec nich pozycję pana i
chlebodawcy. Powiat tczewski, na którego obszarze znajdował się Pelplin, był
pod tym względem najbardziej zniemczony z całej północnej Polski. Na ogólną
liczbę 136 tysięcy hektarów gruntów ornych w rękach niemieckich znajdowało się
tam prawie 55 tysięcy hektarów, czyli ponad 40%, podczas gdy na całym Pomorzu
przypadało na Niemców półtora miliona hektarów i powyżej 250 hektarów należało
do Niemców, gospodarstwa zaś karłowate i biedne należały wyłącznie do Polaków.
I ci właśnie pomorscy Niemcy
stanowili hitlerowską V kolumnę Adolfa Hitlera. W pomorskich lasach Niemcy
gromadzili broń i odbywali nocne ćwiczenia pod kierunkiem niemieckich
dziedziców wszędzie tam, gdzie w ich posiadłościach znajdowały się lasy, zdolne
uchronić przyszłych dywersantów przed podejrzliwym okiem Polaków. Niemcy
przeprowadzali tajne ćwiczenia wojskowe w majątkach von Modrowów w okolicach
Skarszew oraz na terenie należącym do młynów Niemca Wiecherta. Co jakiś czas u
Niemców znajdowano broń przemyconą z Niemiec, młodzież niemiecka nielegalnie
wyjeżdżała z Polski do Niemiec przez Gdańsk na przeszkolenie wojskowe, a młodzi
Niemcy wyszkoleni w polskim wojsku uciekali przez granicę do armii
hitlerowskiej. W mieszkaniach niemieckich odbywały się tajne odprawy i
zebrania, o których przebiegu nie informowano nawet starszych Niemców, bardziej
ugodowo nastrojonych wobec Polaków.
Latem
1939 r. Niemcy z Pomorza przygotowywali listy Polaków do likwidacji. Takie
listy proskrypcyjne zostały potem opublikowane w postaci książkowej (Sonderfahdunsgsbuch Polen),
tak więc – wiedziano kogo aresztować i zabić już w pierwszych dniach września
1939 r.
Po
rozpoczęciu wojny Niemcy aresztowali wszystkich znaczących Polaków z Pelplina,
wszystkich księży z miejscowej kurii (z jednym wyjątkiem: ks. Franciszka
Sawickiego, którego uratowało polsko-niemieckie pochodzenie). Ci Polacy zostali
zabici na terenie koszar wojskowych w Tczewie, gdzie Niemcy urządzili na
początku wojny więzienie. Kolejne partie Polaków mordowano w pobliskim Lasach
Szpęgawskich położonych między Tczewem a Starogardem. Pochowano tam w
zbiorowych grobach od 5 do 7 tysięcy ludzi. Dokładna liczba nie jest znana do
dziś, bo Niemcy mordowali, oczywiście, bez list imiennych. Zaś pod koniec
wojny, kiedy zbliżał się front radziecki, chcieli ukryć swoją zbrodnię, kazali
więźniom wykopywać ciała z ziemi i palić w specjalnych piecach. Spalone
szczątki zasypywano wapnem i ponownie wrzucano do ziemi. Ludzi, którzy dokonali
tych prac, zabito po ich zakończeniu.
To
jest pomnik upamiętniający zbrodnię w Lesie Szpęgawskim (zdjęcie z Wikipedii):
Męclewski opisuje, jak zaraz po wejściu Wehrmachtu, dosłownie w pierwszych dniach okupacji
wcześniejsi przyjaciele zamienili się w śmiertelnych wrogów. Autor nazywa
niemieckich morderców po imieniu. Największymi zbrodniarzami byli następujący Niemcy: miejscowy
restaurator i właściciel hotelu w Pelplinie Otto Lutz, jego córka Ditta Lutz,
elektryk z cukrowni Paul Drews (w czasie okupacji szef Selstschutzu w
Starogardzie), kierownik niemieckiego banku Reifeissen – Heinz Bonus, kierownik
niemieckiego młyna Brunon Netzel, kierownik spichrza zbożowego Erwin Talwitzer,
Brunon Czerwiński z elektrowni (w czasie wojny zmienił nazwisko na Scherwald),
Reinhard Strehlke (właściciel majątku ziemskiego w pobliskim Rudnie).
Prócz
tego, do zamordowania Polaków przyłożył rękę biskup gdańskiej diecezji ksiądz
Karl Maria Splett. Na początku wojny, 4 września, biskup Splett rozesłał do
parafii w diecezji list pasterski, z modlitwą za Fuhrera: „Obdarz wielką łaskę,
o Panie, naszego Fuhrera, naród i ojczyznę. Bądź ochroną i osłoną całej Rzeszy
(…) Chroń naszą niemiecką potęgę wojenną na lądzie i na wodzie, a przede
wszystkim okręty i samoloty (…)”. Później Splett zabraniał używania polskiego
języka w kościelnej liturgii oraz wszystkich przedmiotów z polskimi napisami, a
także kazał usuwać polskie napisy z nagrobków na cmentarzach.
Splett po
wyzwoleniu Polski został skazany na więzienie, niestety, później wypuszczono go
i pozwolono wyjechać do Niemiec. Brał nawet udział w II Soborze Watykańskim.
Tak oto Kościół Katolicki przyłożył rękę do niemieckich zbrodni wojennych. Nie
można o tym zapominać i ulegać zgubnym hasłom o pojednaniu głoszonym przez
polski kler. Można się jednać, a nawet wybaczać wtedy, kiedy oprawca pokaja się i przeprosi za
swe winy. Niemcy jednak nigdy tego nie zrobili, a obecnie odwracają kota ogonem
i przedstawiają siebie jako ofiary nazizmu. Wybielają nawet zbrodniczego
biskupa Spletta i przedstawiają go jako ofiarę polskiej bezpieki! Twierdzą, że
za ich zbrodnie odpowiedzialni są jacyś „naziści”, a nie oni. Niemiecka wersja
historii jest taka: naziści przylecieli z Marsa, to oni są winni. My, Niemcy,
jesteśmy niewinni. Pamiętajmy o ich zbrodniach, tym bardziej, że mordercy
Polaków z Pelplina nigdy nie zostali ukarani.
Książeczka
Męclewskiego o Pelplinie wydana była w niewielkim nakładzie, tylko 1500
egzemplarzy, i do tej pory nie była wznawiana. Warto sięgnąć po nią, by
przypomnieć niemieckie zbrodnie na Pomorzu. To bardzo cenna publikacja - dokument niemieckich zbrodni.
Męclewski
Alojzy, „Pelplińska jesień”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1971
Treść przypomina mi trochę "Małą zagładę" Anny Janko. Mam ją w planach. Czytałaś może?
OdpowiedzUsuńZaraz sobie tę Anne Janko wyguglam. Nie znam tej autorki. Dzięki za podpowiedź!
Usuńooo, bardzo interesujące! poszukam!
Usuń