Translate

czwartek, 11 czerwca 2015

Alojzy Męclewski, „Pelplińska jesień”




„Pelplińska jesień” Alojzego Męclewskiego to przejmujący reportaż o wojennej tragedii małego miasteczka Pelplin na Kociewiu, gdzie jesienią 1939 roku niemieccy sąsiedzi zrzeszeni w ramach zbrodniczej organizacji Selbstschutz wymordowali całą lokalną elitę, czyli Polaków posiadających jakikolwiek majątek, pozycję czy wykształcenie. 

Niemcy zabili także wszystkich księży z pelplińskiej kurii biskupiej i seminarium duchownego. W budynku seminarium urządzili siedzibę Gestapo. Zamknęli też dla wiernych gotycką katedrę w Pelplinie, gdzie urządzali nazistowskie zebrania. Zabytkowy ołtarz zasłonili wielką czerwoną szmatą z czarną swastyką. Przez całą okupację w tym kościele nie została odprawiona ani jedna msza święta. Katedra została otwarta dopiero po wyzwoleniu miasta przez Armię Czerwoną, wiosną 1945 roku. 

Tu na zdjęciu katedra w Pelplinie (fotografia z Wikipedii):






Autor tej książki, Alojzy Męclewski, to znany gdański dziennikarz, któremu udało się dotrzeć do ocalałych świadków tej wielkiej polskiej tragedii wojennej. Opowiedzieli mu, jak przed wojną Polacy i Niemcy żyli w Pelplinie zgodnie, jak sąsiedzi. Polacy traktowali Niemców po przyjacielsku, do tego stopnia, że kiedy rozmawiali w grupie, zmieniali język na niemiecki, gdy podchodził do nich znajomy Niemiec.

Męclewski: Sytuacja gospodarcza Niemców na wsi pomorskiej przedstawiała się nader korzystnie. Ilość posiadanej przez nich ziemi była nieproporcjonalnie wielka w stosunku do ich liczby, co zmuszało niemieckich właścicieli do uprawiania roli rękoma polskich robotników i równocześnie dawało im uprzywilejowaną wobec nich pozycję pana i chlebodawcy. Powiat tczewski, na którego obszarze znajdował się Pelplin, był pod tym względem najbardziej zniemczony z całej północnej Polski. Na ogólną liczbę 136 tysięcy hektarów gruntów ornych w rękach niemieckich znajdowało się tam prawie 55 tysięcy hektarów, czyli ponad 40%, podczas gdy na całym Pomorzu przypadało na Niemców półtora miliona hektarów i powyżej 250 hektarów należało do Niemców, gospodarstwa zaś karłowate i biedne należały wyłącznie do Polaków.

I ci właśnie pomorscy Niemcy stanowili hitlerowską V kolumnę Adolfa Hitlera. W pomorskich lasach Niemcy gromadzili broń i odbywali nocne ćwiczenia pod kierunkiem niemieckich dziedziców wszędzie tam, gdzie w ich posiadłościach znajdowały się lasy, zdolne uchronić przyszłych dywersantów przed podejrzliwym okiem Polaków. Niemcy przeprowadzali tajne ćwiczenia wojskowe w majątkach von Modrowów w okolicach Skarszew oraz na terenie należącym do młynów Niemca Wiecherta. Co jakiś czas u Niemców znajdowano broń przemyconą z Niemiec, młodzież niemiecka nielegalnie wyjeżdżała z Polski do Niemiec przez Gdańsk na przeszkolenie wojskowe, a młodzi Niemcy wyszkoleni w polskim wojsku uciekali przez granicę do armii hitlerowskiej. W mieszkaniach niemieckich odbywały się tajne odprawy i zebrania, o których przebiegu nie informowano nawet starszych Niemców, bardziej ugodowo nastrojonych wobec Polaków.

Latem 1939 r. Niemcy z Pomorza przygotowywali listy Polaków do likwidacji. Takie listy proskrypcyjne zostały potem opublikowane w postaci książkowej (Sonderfahdunsgsbuch Polen), tak więc – wiedziano kogo aresztować i zabić już w pierwszych dniach września 1939 r. 

Po rozpoczęciu wojny Niemcy aresztowali wszystkich znaczących Polaków z Pelplina, wszystkich księży z miejscowej kurii (z jednym wyjątkiem: ks. Franciszka Sawickiego, którego uratowało polsko-niemieckie pochodzenie). Ci Polacy zostali zabici na terenie koszar wojskowych w Tczewie, gdzie Niemcy urządzili na początku wojny więzienie. Kolejne partie Polaków mordowano w pobliskim Lasach Szpęgawskich położonych między Tczewem a Starogardem. Pochowano tam w zbiorowych grobach od 5 do 7 tysięcy ludzi. Dokładna liczba nie jest znana do dziś, bo Niemcy mordowali, oczywiście, bez list imiennych. Zaś pod koniec wojny, kiedy zbliżał się front radziecki, chcieli ukryć swoją zbrodnię, kazali więźniom wykopywać ciała z ziemi i palić w specjalnych piecach. Spalone szczątki zasypywano wapnem i ponownie wrzucano do ziemi. Ludzi, którzy dokonali tych prac, zabito po ich zakończeniu. 

To jest pomnik upamiętniający zbrodnię w Lesie Szpęgawskim (zdjęcie z Wikipedii):



Męclewski opisuje, jak zaraz po wejściu Wehrmachtu, dosłownie w pierwszych dniach okupacji wcześniejsi przyjaciele zamienili się w śmiertelnych wrogów. Autor nazywa niemieckich morderców po imieniu. Największymi zbrodniarzami byli następujący Niemcy: miejscowy restaurator i właściciel hotelu w Pelplinie Otto Lutz, jego córka Ditta Lutz, elektryk z cukrowni Paul Drews (w czasie okupacji szef Selstschutzu w Starogardzie), kierownik niemieckiego banku Reifeissen – Heinz Bonus, kierownik niemieckiego młyna Brunon Netzel, kierownik spichrza zbożowego Erwin Talwitzer, Brunon Czerwiński z elektrowni (w czasie wojny zmienił nazwisko na Scherwald), Reinhard Strehlke (właściciel majątku ziemskiego w pobliskim Rudnie). 

Prócz tego, do zamordowania Polaków przyłożył rękę biskup gdańskiej diecezji ksiądz Karl Maria Splett. Na początku wojny, 4 września, biskup Splett rozesłał do parafii w diecezji list pasterski, z modlitwą za Fuhrera: „Obdarz wielką łaskę, o Panie, naszego Fuhrera, naród i ojczyznę. Bądź ochroną i osłoną całej Rzeszy (…) Chroń naszą niemiecką potęgę wojenną na lądzie i na wodzie, a przede wszystkim okręty i samoloty (…)”. Później Splett zabraniał używania polskiego języka w kościelnej liturgii oraz wszystkich przedmiotów z polskimi napisami, a także kazał usuwać polskie napisy z nagrobków na cmentarzach. 

Splett po wyzwoleniu Polski został skazany na więzienie, niestety, później wypuszczono go i pozwolono wyjechać do Niemiec. Brał nawet udział w II Soborze Watykańskim. Tak oto Kościół Katolicki przyłożył rękę do niemieckich zbrodni wojennych. Nie można o tym zapominać i ulegać zgubnym hasłom o pojednaniu głoszonym przez polski kler. Można się jednać, a nawet wybaczać wtedy, kiedy oprawca pokaja się i przeprosi za swe winy. Niemcy jednak nigdy tego nie zrobili, a obecnie odwracają kota ogonem i przedstawiają siebie jako ofiary nazizmu. Wybielają nawet zbrodniczego biskupa Spletta i przedstawiają go jako ofiarę polskiej bezpieki! Twierdzą, że za ich zbrodnie odpowiedzialni są jacyś „naziści”, a nie oni. Niemiecka wersja historii jest taka: naziści przylecieli z Marsa, to oni są winni. My, Niemcy, jesteśmy niewinni. Pamiętajmy o ich zbrodniach, tym bardziej, że mordercy Polaków z Pelplina nigdy nie zostali ukarani. 

Książeczka Męclewskiego o Pelplinie wydana była w niewielkim nakładzie, tylko 1500 egzemplarzy, i do tej pory nie była wznawiana. Warto sięgnąć po nią, by przypomnieć niemieckie zbrodnie na Pomorzu. To bardzo cenna publikacja - dokument niemieckich zbrodni.

Męclewski Alojzy, „Pelplińska jesień”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1971


3 komentarze:

  1. Treść przypomina mi trochę "Małą zagładę" Anny Janko. Mam ją w planach. Czytałaś może?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz sobie tę Anne Janko wyguglam. Nie znam tej autorki. Dzięki za podpowiedź!

      Usuń
    2. ooo, bardzo interesujące! poszukam!

      Usuń