„W
lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu” Renaty Lis to książka, której tematem
miała być – jak się domyślam – biografia rosyjskiego pisarza Iwana Bunina.
Na
to zapewne autorka otrzymała stypendium twórcze Ministra Kultury i Dziedzictwa
Narodowego, a sama książka została dofinansowana ze środków finansowych
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Czyli, mówiąc prościej, książka
ta powstała za ministerialne, to jest nasze pieniądze. Moje też! No, jeśli ktoś
już pisze za moje, to ja mogę się spodziewać czegoś porządnego, prawda? Jakiejś
satysfakcji czytelniczej mogę chyba oczekiwać?
A
co napisała pani Lis za te ministerialne (ergo – moje) i wydane na nią pieniądze? Dalej piszę jako
oburzony podatnik państwa polskiego. Bo to moja kasa idzie na takie rzeczy!
A
więc! Drogi Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, doniaszam uprzejmie, iż
Pani Renata Lis napisała książkę, która z biografią Iwana Bunina ma naprawdę
niewiele wspólnego. Napisała coś z gatunku: patrzcie, jaka ja, AŁTORKA, jestem
mądra i zdolna! Korzystając z obfitej bibliografii stworzyła artystyczny esej
na temat życia i twórczości rosyjskiego pisarza. Jej dzieło do złudzenia
przypomina podobne w stylu eseje Jarosława Rymkiewicza o pisarzach polskich. Z
tym, że Rymkiewicza dało się czytać, bo przeciętny polski czytelnik jego
książek (mam na myśli takie tytuły jak „Juliusz Słowacki pyta o godzinę”, „Aleksander
Fredro jest w złym humorze” czy „Baket” – o Adamie Mickiewiczu) znał ze szkoły
biografie tych poetów na wyrywki. Mógł więc tenże czytelnik poznawać różne książkowe
wariacje na ich temat, bo był już do tego przygotowany. Natomiast do czytania
wariacji na temat biografii Iwana Bunina, ani ja, ani żaden inny przeciętny
odbiorca książek w Polsce przygotowany po prostu nie jest! Przeciętnemu polskiemu
odbiorcy przydałaby się wydana po polsku porządnie i po bożemu napisana
biografia tego pisarza. Jednak takowej nie otrzymuje.
Co
otrzymuje w zamian? Aaa, takie różne
wytryski umysłowe AŁTORKI. Różne popisy
intelektualne. Nawet jest to niezłe momentami, ale w żaden sposób nie przybliża
polskiemu czytelnikowi postaci Iwana Bunina. Więcej na temat jego życia i
twórczości można się dowiedzieć z hasła „Iwan Bunin” w Wikipedii, zwłaszcza w
wersji rosyjskiej niż z tej pracy. A
więc, drogie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, apeluję w tym
miejscu o wydawanie naszych pieniędzy z rozwagą. Jeśli nie ma u nas biografii jakiegoś
pisarza, to proszę nie rozdawać ministerialnej, czyli też mojej kasy, na jakieś
tam eseje i inne dziwne płody intelektualne, ale proszę dofinansować po prostu
zwykłą, najprostszą biografię, dobrze? Bo ja czytam książkę pani Lis, czytam, i
nic właściwie się z niej nie dowiaduję… Jak czytam książkę o jakimś człowieku, to chcę konkretu, czyli odpowiedzi na pytanie: kto, co, gdzie i tak dalej. A pani Lis omija to wszystko i przechodzi do odpowiedzi na pytanie "dlaczego". A ja nie wiem, o co chodzi i muszę przerywać lekturę i szukać informacji (i fotografii) u wujka Google. Albo u cioci Wikipedii.
Do
książki "W lodach Prowansji" trafiłam wężykiem. Przypadkiem kupiłam w kiosku polskojęzyczną
gazetę wydawaną na wybrzeżu. Chodzi o „Dziennik Bałtycki”, który jest wydawany
po polsku przez niemieckiego wydawcę z Passau w Bawarii. I tam właśnie
znalazłam wywiad z panią Lis, na który zwróciłam uwagę. W wywiadzie tym
uderzyło mnie tak wielkie nagromadzenie rusofobicznych kalek myślowych typowych
dla współczesnych odbiorców, jakiego dawno nie spotkałam. Widać, że Pani Lis święcie
wierzy w to, co od roku może sączy się z polskojęzycznych ściekomediów. Wierzy,
że prezydent Rosji Władymir Putin groźnie szczerzy kły i że na Ukrainie jest już
jakieś ruskie wojsko.
Pani Lis w tymże wywiadzie kreuje się na znawczynię
Rosji, ale już nie na adwokata Rosji, bo widać, słychać i czuć, że pani Lis tej
Rosji zwyczajnie nie lubi. Pani Lis atakuje także rosyjskiego reżysera Nikitę
Michałkowa, który nie tak dawno nakręcił film „Słoneczny udar” oparty na
tekstach Bunina. Michałkow wykorzystał w nim jedno maleńkie opowiadanko o
miłości i dziennik Bunina z czasów rewolucji październikowej, przez co pożenił
miłość z rewolucją. Film w Rosji spotkał się z ogromnym uznaniem, ale właśnie dlatego zapewne stał
się obiektem ataków dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. No i pani Lis przyłącza się
do ataku na film Michałkowa, bo – jej zdaniem - Michałkow nie ma racji w swej
interpretacji Bunina.
Tu jest ten wywiad:
Wywiad
ten wydał mi się tak kuriozalny, że zeskanowałam go i rozesłałam moim rosyjskim
znajomym do poczytania – jako przykład, w jaki sposób polskie media piszą
obecnie o Rosji. No i właśnie z tego wywiadu dowiedziałam się o istnieniu pani Lis
oraz jej książki o Buninie. Z innnego wywiadu dowiedziałam się, że pani Lis ma ukrainskie korzenie (przyznała się do ukrainskiego dziadka Jurija).
Dodam,
że dziennik Bunina czytałam w oryginale i pisałam o nim na blogu, tutaj:
A
tu jest link do pięknego i przejmującego filmu „Słoneczny udar” Nikity
Michałkowa nakręconego na motywach prozy Iwana Bunina:
Bibliografia:
1. Herman Marcin, „My w Polsce w ogóle
nie znamy Rosji. Wywiad z Renatą Lis”, „Polska Dziennik Bałtycki”, 15.05.2015
2. Lis Renata, „W lodach Prowansji.
Bunin na wygnaniu”, wyd. Sic, Warszawa 2015
Książkę
Renaty Lis przeczytałam w ramach mojej prywatnej akcji kulturalnej „Rok Rosji w
Polsce”.
Nominowałam Twój blog do LBA:
OdpowiedzUsuńhttp://literackie-zamieszanie.blogspot.com/2015/06/druga-nominacja-do-nagrody-lba.html
Zapraszam na wyzwanie! Razem celujemy w zdanie:)
OdpowiedzUsuńhttp://tu-sie-czyta.blogspot.com/2015/05/celuj-w-zdanie-moj-debiut-wyzwaniowy.html
Pozdrawiam,
Sylwia
Cóż, panienka chciała wypłynąć. "My Rosji w ogóle nie znamy", phi. Taką akurat znamy doskonale z Gazety Wybiórczej.
OdpowiedzUsuń"Jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz", jak mawiali starożytni Białorusini ;) A tej paniusi życzę, żeby ją krytycy do samych kosteczek poobgryzali.
Zgadzam się w 100 procentach!
UsuńMnie zaszokowało to, że pani ta z jednej strony podkreśla swoją fascynację "rosyjskością", a z drugiej nienawidzi Rosji tak, jak tylko Ukraincy potrafią. Kluczem do jej uczuć jest zapewne ten dziadek Ukrainiec. A my takich ludzi w Polsce uważamy za "znawców Rosji". No, śmiech na sali!
Aczkolwiek GW może nadać tej pani nagrodę, bo pani trzyma się linii wybiórczej.