Translate

niedziela, 14 czerwca 2015

Renata Lis, „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu”



„W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu” Renaty Lis to książka, której tematem miała być – jak się domyślam – biografia rosyjskiego pisarza Iwana Bunina. 

Na to zapewne autorka otrzymała stypendium twórcze Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a sama książka została dofinansowana ze środków finansowych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Czyli, mówiąc prościej, książka ta powstała za ministerialne, to jest nasze pieniądze. Moje też! No, jeśli ktoś już pisze za moje, to ja mogę się spodziewać czegoś porządnego, prawda? Jakiejś satysfakcji czytelniczej mogę chyba oczekiwać? 

A co napisała pani Lis za te ministerialne (ergo – moje)  i wydane na nią pieniądze? Dalej piszę jako oburzony podatnik państwa polskiego. Bo to moja kasa idzie na takie rzeczy! 

A więc! Drogi Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, doniaszam uprzejmie, iż Pani Renata Lis napisała książkę, która z biografią Iwana Bunina ma naprawdę niewiele wspólnego. Napisała coś z gatunku: patrzcie, jaka ja, AŁTORKA, jestem mądra i zdolna! Korzystając z obfitej bibliografii stworzyła artystyczny esej na temat życia i twórczości rosyjskiego pisarza. Jej dzieło do złudzenia przypomina podobne w stylu eseje Jarosława Rymkiewicza o pisarzach polskich. Z tym, że Rymkiewicza dało się czytać, bo przeciętny polski czytelnik jego książek (mam na myśli takie tytuły jak „Juliusz Słowacki pyta o godzinę”, „Aleksander Fredro jest w złym humorze” czy „Baket” – o Adamie Mickiewiczu) znał ze szkoły biografie tych poetów na wyrywki. Mógł więc tenże czytelnik poznawać różne książkowe wariacje na ich temat, bo był już do tego przygotowany. Natomiast do czytania wariacji na temat biografii Iwana Bunina, ani ja, ani żaden inny przeciętny odbiorca książek w Polsce przygotowany po prostu nie jest! Przeciętnemu polskiemu odbiorcy przydałaby się wydana po polsku porządnie i po bożemu napisana biografia tego pisarza. Jednak takowej nie otrzymuje. 

Co otrzymuje w zamian?  Aaa, takie różne wytryski umysłowe AŁTORKI.  Różne popisy intelektualne. Nawet jest to niezłe momentami, ale w żaden sposób nie przybliża polskiemu czytelnikowi postaci Iwana Bunina. Więcej na temat jego życia i twórczości można się dowiedzieć z hasła „Iwan Bunin” w Wikipedii, zwłaszcza w wersji rosyjskiej niż z tej pracy.  A więc, drogie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, apeluję w tym miejscu o wydawanie naszych pieniędzy z rozwagą. Jeśli nie ma u nas biografii jakiegoś pisarza, to proszę nie rozdawać ministerialnej, czyli też mojej kasy, na jakieś tam eseje i inne dziwne płody intelektualne, ale proszę dofinansować po prostu zwykłą, najprostszą biografię, dobrze? Bo ja czytam książkę pani Lis, czytam, i nic właściwie się z niej nie dowiaduję… Jak czytam książkę o jakimś człowieku, to chcę konkretu, czyli odpowiedzi na pytanie: kto, co, gdzie i tak dalej. A pani Lis omija to wszystko i przechodzi do odpowiedzi na pytanie "dlaczego". A ja nie wiem, o co chodzi i muszę przerywać lekturę i szukać informacji (i fotografii) u wujka Google. Albo u cioci Wikipedii.   

Do książki "W lodach Prowansji" trafiłam wężykiem. Przypadkiem kupiłam w kiosku polskojęzyczną gazetę wydawaną na wybrzeżu. Chodzi o „Dziennik Bałtycki”, który jest wydawany po polsku przez niemieckiego wydawcę z Passau w Bawarii. I tam właśnie znalazłam wywiad z panią Lis, na który zwróciłam uwagę. W wywiadzie tym uderzyło mnie tak wielkie nagromadzenie rusofobicznych kalek myślowych typowych dla współczesnych odbiorców, jakiego dawno nie spotkałam. Widać, że Pani Lis święcie wierzy w to, co od roku może sączy się z polskojęzycznych ściekomediów. Wierzy, że prezydent Rosji Władymir Putin groźnie szczerzy kły i że na Ukrainie jest już jakieś ruskie wojsko. 

Pani Lis w tymże wywiadzie kreuje się na znawczynię Rosji, ale już nie na adwokata Rosji, bo widać, słychać i czuć, że pani Lis tej Rosji zwyczajnie nie lubi. Pani Lis atakuje także rosyjskiego reżysera Nikitę Michałkowa, który nie tak dawno nakręcił film „Słoneczny udar” oparty na tekstach Bunina. Michałkow wykorzystał w nim jedno maleńkie opowiadanko o miłości i dziennik Bunina z czasów rewolucji październikowej, przez co pożenił miłość z rewolucją. Film w Rosji spotkał się z ogromnym uznaniem, ale właśnie dlatego zapewne stał się obiektem ataków dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. No i pani Lis przyłącza się do ataku na film Michałkowa, bo – jej zdaniem - Michałkow nie ma racji w swej interpretacji Bunina. 

Tu jest ten wywiad: 




Wywiad ten wydał mi się tak kuriozalny, że zeskanowałam go i rozesłałam moim rosyjskim znajomym do poczytania – jako przykład, w jaki sposób polskie media piszą obecnie o Rosji. No i właśnie z tego wywiadu dowiedziałam się o istnieniu pani Lis oraz jej książki o Buninie. Z innnego wywiadu dowiedziałam się, że pani Lis ma ukrainskie korzenie (przyznała się do ukrainskiego dziadka Jurija).

Dodam, że dziennik Bunina czytałam w oryginale i pisałam o nim na blogu, tutaj:

A tu jest link do pięknego i przejmującego filmu „Słoneczny udar” Nikity Michałkowa nakręconego na motywach prozy Iwana Bunina:

Bibliografia:
1.      Herman Marcin, „My w Polsce w ogóle nie znamy Rosji. Wywiad z Renatą Lis”, „Polska Dziennik Bałtycki”, 15.05.2015
2.      Lis Renata, „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu”, wyd. Sic, Warszawa 2015

Książkę Renaty Lis przeczytałam w ramach mojej prywatnej akcji kulturalnej „Rok Rosji w Polsce”.


4 komentarze:

  1. Nominowałam Twój blog do LBA:
    http://literackie-zamieszanie.blogspot.com/2015/06/druga-nominacja-do-nagrody-lba.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na wyzwanie! Razem celujemy w zdanie:)
    http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2015/05/celuj-w-zdanie-moj-debiut-wyzwaniowy.html
    Pozdrawiam,
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, panienka chciała wypłynąć. "My Rosji w ogóle nie znamy", phi. Taką akurat znamy doskonale z Gazety Wybiórczej.
    "Jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz", jak mawiali starożytni Białorusini ;) A tej paniusi życzę, żeby ją krytycy do samych kosteczek poobgryzali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100 procentach!
      Mnie zaszokowało to, że pani ta z jednej strony podkreśla swoją fascynację "rosyjskością", a z drugiej nienawidzi Rosji tak, jak tylko Ukraincy potrafią. Kluczem do jej uczuć jest zapewne ten dziadek Ukrainiec. A my takich ludzi w Polsce uważamy za "znawców Rosji". No, śmiech na sali!
      Aczkolwiek GW może nadać tej pani nagrodę, bo pani trzyma się linii wybiórczej.

      Usuń