Szukając
wspomnień z okresu II wojny światowej w Bydgoszczy, Toruniu i okolicach, natrafiłam
na arcyciekawy pamiętnik Marii Daniel z domu Kocińskiej (rocznik 1928), której
ojciec był przed wojną oficerem Wojska Polskiego.
Autorka
urodziła się w domu dziadków w Grudziądzu, potem mieszkała z rodzicami tam,
gdzie jej ojca rzucała służba wojskowa. Najpierw było to na kresach wschodnich
- w Żytyniu w okolicy Równego na Wołyniu, a potem w Tarnopolu, bo tam właśnie
służył jej ojciec, Feliks Kociński, który był członkiem Korpusu Obrony
Pogranicza. Tuż przed wojną, w 1938 roku, rodzina Kocińskich przeniosła się do
Bydgoszczy, gdzie zamieszkała w kamienicy przy ulicy Śniadeckich. Feliks
Kociński był wówczas oficerem w 61. Pułku Piechoty, który stacjonował w
koszarach na Osiedlu Leśnym.
Kiedy
rozpoczęła się II wojna światowa, autorka wraz z matką zostały ewakuowane razem
z innymi rodzinami wojskowych z Bydgoszczy na wschód. Jechały dość długo koleją
w bydlęcych wagonach. Dotarły do wioski Horodło nad Bugiem (tej samej, gdzie w
XV wieku podpisano Unię w Horodle) i były tam świadkami dalszej ewakuacji na
wschód wojska polskiego, a potem jego ucieczki z powrotem na zachód, już po
wkroczeniu na nasze tereny Sowietów. W tym czasie Feliks Kociński wyprowadzał
swoich żołnierzy z Bydgoszczy i znalazł się przy tym w ogniu niemieckiej dywersji,
kiedy to Niemcy, ukryci gdzieś na strychach domów i wieżach kościołów strzelali
do wycofujących się polskich żołnierzy, szerząc przy tym chaos, panikę i
zamieszanie w szeregach naszego wojska. Potem Kociński dostał się do niemieckiej
niewoli, ale Gestapo wkrótce wyciągnęło go z oflagu. Został nawet postawiony
przez niemieckim sądem w Bydgoszczy jako osoba zamieszana w tamte wydarzenia.
Niemcy bowiem uważali, że to Polacy byli winni śmierci niemieckich cywilów w
dniu 3 września 1939 roku. Zemścili się zresztą za to krwawo, rozstrzeliwując
tydzień później, w niedzielę 10 września, wielu polskich zakładników na Starym
Rynku w Bydgoszczy.
Mała
Marysia Kocińska wraz z matką dotarła z tego Horodła z powrotem w rodzinne
strony. Całą wojnę przeżyły w Grudziądzu razem z dziadkami ze strony matki.
Opis wojennej rzeczywistości w tym mieście wcielonym do III Rzeszy to bardzo
cenny zapis historyczny. Wojna przeważnie kojarzy się Polakom z tym, co było w
Generalnej Guberni, bo tak pokazywano ją w niezliczonych książkach i filmach.
Mało jednak wiadomo, jak wyglądało życie Polaków w miejscowościach, które
zostały wcielone do Rzeszy. Warto przeczytać tę książkę, by poznać tamte trudne
realia.
Publikacja
ta została wydana w wydawnictwie naukowym. Wstęp i opracowanie to dzieło
wnuczki autorki doktor Aleksandry Burdziej, germanistki z Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu. Narracja jest opatrzona licznymi przypisami i wyjaśnieniami.
Czyta się to bardzo dobrze, Maria Daniel ma dar opowiadania, znakomitą pamięć
do szczegółów (po tylu latach!) i wlała w swą historię tyle osobistych emocji,
że jej lektura przypomina czytanie jakiejś pasjonującej powieści wojennej.
Przeczytałam
tę książkę z prawdziwą przyjemnością, tym bardziej, że pani Maria Daniel była przez
wiele lat mieszkanką mojej rodzinnej Bydgoszczy. Pracowała w banku PKO jako
naczelniczka wydziału kredytów. Pewnie się nigdy z nią nie zetknęłam osobiście,
bo nie brałam kredytów w tamtym banku (w ogóle nigdy w życiu nie wzięłam
żadnego kredytu!), ale z pewnością chodziłyśmy po tych samych ulicach. Może
nieraz minęłyśmy się na ulicy? Z kolei do Malborka, gdzie obecnie mieszkam,
mała Marysia Kocińska przyjeżdżała w czasie wojny po zaopatrzenie do sklepów
spożywczych. Polacy mieli wtedy bardzo małe przydziały żywności i by przeżyć,
musieli kombinować i przemycać żywność skąd się dało. To bardzo ciekawe,
poczytać jak wygądała „hamsterka” w wykonaniu małego dziecka.
Niedawno
czytałam powieść autobiograficzną „Most Królowej Jadwigi” Jerzego Sulimy-Kamińskiego i ciekawie jest tak
zestawić sobie te dwie książki opowiadające o latach okupacji na Pomorzu. Jak się pomyśli, że bohater Sulimy-Kamińskiego został w
czasie wojny folksdojczem i należał do Hitlerjugend, a Maria Daniel i jej
rodzina to byli polscy patrioci, którzy tej volkslisty nie podpisali, to trudno
się powstrzymać od emocjonalnych ocen…
Szukam
takich świadectw z czasów wojny, bo nadal piszę tę moją książkę o mojej
rodzinie i o mojej babci, co to nie podpisała volkslisty. Jej niezłomna,
patriotyczna postawa wpłynęła na wojenne losy całej naszej rodziny… Czytam,
myślę, porównuję różne postawy ludzkie. Ta właśnie lektura dała mi wiele
tematów do rozważań!
Daniel
Maria, „Wspomnienia z czasów wojny. 1939-1945”, wstęp i opracowanie Aleksandra
Burdziej, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz