W
lipcu 1998 roku Paullina Simons spędziła sześć dni w Sankt Petersburgu, dawniej
zwanym Leningradem. Pojechała tam, by szukać inspiracji do planowanej książki o
blokadzie Leningradu. Powieść miała nazywać się „Jeździec miedziany” i
opowiadać o miłości dwojga młodych ludzi na tle wojennej zawieruchy.
Pisarce
towarzyszył ojciec, Jurij Handler, były radziecki opozycjonista, pracownik
Radia Wolna Europa. Paullina urodziła się w Leningradzie w 1963 roku i
mieszkała tam do roku 1973, kiedy to wraz z rodzicami opuściła Związek
Radziecki, udając się na emigrację najpierw do Włoch, a potem do Stanów
Zjednoczonych. Nie znała wtedy zupełnie języka angielskiego. W 1998 roku była
autorką trzech powieści wydanych w USA: „Tully”, „Jedenaście godzin” i „Czerwone liście”.
Wszystkie te utwory napisała po angielsku, a ich akcję umieściła w Ameryce. „Jeździec
miedziany” miał być tekstem o życiu w Związku Radzieckim.
„Sześć
dni w Leningradzie” to nie jest powieść. W sensie gatunkowym można by ten tekst
zakwalifikować do książek podróżniczy. Jest to coś pomiędzy przewodnikiem a
dziennikiem podróży. Tak więc, po 25 latach nieobecności, Paullina przylatuje
do Sankt Petersburga, gdzie czeka na nią ojciec, który załatwił też samochód z
kierowcą, by ułatwić zwiedzanie. Ona (za pieniądze wydawcy przyszłej książki)
wynajmuje sobie apartament w słynnym Grand Hotelu Europa w Sankt Petersburgu,
ojciec – na prośbę przyjaciół - zatrzymuje się w ich mieszkaniu, gdzieś w
blokowisku odległym od centrum. Później
zwiedzają miejsca ważne dla Paulliny w sensie sentymentalnym i historycznym. Na
pierwszy rzut idzie Szepielewo, maleńka wioska pomiędzy Zatoką Fińską a
Jeziorem Gornowałdajskim , skąd pochodziła babka Paulliny ze strony ojca i
gdzie cała rodzina Handlerów jeździła co roku na wakacje do wiejskiego domku.
Paullina musi spełnić prośbę babki mieszkającej teraz w Ameryce i znaleźć grób
jej matki na lokalnym cmentarzu. A nie jest to łatwe. Następnie zwiedzają
ogromny Cmentarz Piskariewski w Sankt Petersburgu, na którym znajdują się
masowe groby leningradczyków zmarłych w czasie blokady, jadą do Szliselburga,
gdzie był najważniejszy punkt oporu w czasie obrony Lenigradu przed Niemcami, oglądają
znajdującą się w pobliżu dioramę bitwy o Leningrad. W końcu – wybierają się na
Lisi Nos, na północ od Sankt Petersburga, do daczy przyjaciół ojca.
Któregoś
dnia odwiedzają swoje dawne mieszkanie (czyli „mieszkanie Mietanowych”) na
trzecim piętrze kamienicy przy ulicy Piątej Radzieckiej, to samo mieszkanie, w
którym Paullina umieści akcję „Jeźdźca miedzianego”. Z tymi mieszkaniem to była
taka historia, że 9-pokojowy lokal z dwoma kuchniami i łazienkami, wybudowany w
XIX wieku dla kogoś bardzo zamożnego, zajęła zaraz po rewolucji październikowej
żydowska rodzina Handlerów, a dokładnie sprytna prababka Paulliny, której udało
się uzyskać przydział na tak wielki lokal od władz bolszewickich (czy ktoś tu
mówi o żydokomunie? :))). No, ale niestety, nawet Żyd
nie mógł po rewolucji zajmować takiego dużego lokalu. Tak więc Handlerom kazano
się ścieśnić i zająć tylko dwa pokoje, do reszty dokwaterowano lokatorów. I tak
powstała klasyczna radziecka komunałka.
Do tego właśnie mieszkania sprowadziła
się ze wsi rosyjska babka Paulliny z Szepielowa, kiedy wyszła za mąż za
Handlera. Później dziadkowie Handlerowie załatwili sobie inne mieszkanie, a ich
oba przydziałowe pokoje zajęły młode rodziny: w jednym mieszkał ojciec
Paulliny, Jurij, z żoną i córką. A w drugim jego brat ze swoją rodziną. Kuchnię,
łazienkę i przyległości dzielili z innymi lokatorami. W sumie mieszkało tam
około 30 osób, w tym współpracownik służb specjalnych, który zakablował ojca
Paulliny, że urządza antyradzieckie spotkania w swoim pokoju, przez co wsadzono
go na parę lat do łagru. Paullina z lękiem i wzruszeniem odwiedziła swoją dawną
komunałkę. Okazało się, że wciąż
mieszkają tam ludzie, którzy ich pamiętają, zostali z ojcem przyjęci bardzo serdecznie przez dawnych sąsiadów.
Prócz tego, w repertuarze wycieczki znalazł się pogrzeb Romanówów, na który
ojciec dostał akredytację jako dziennikarz. Jednak niewiele widzieli, bo nie
zostali wpuszczeni do cerkwi, więc oglądali całą uroczystość na telebimach.
Jakie
były wrażenia Paulliny z Rosji lat 1990.? Ano takie, jak każdego wydelikaconego
przybysza z Zachodu. Dziwiła się, że w postkomunistycznym kraju jest tak
brudno, że tynki z domów odpadają, że ściany niemalowane od czasów rewolucji,
że śmierdzi moczem w windzie, na
klatkach w blokach i w komunałce na Piątej Radzieckiej itd. Jak ktoś oglądał
słynny film „Brat” z Siergiejem Bodrowem, którego akcja działa się w Sankt
Petersburgu, dokładnie w tym samym
czasie, kiedy tam była Paullina, to wie, o co chodzi. A kto nie oglądał, niech
sobie obejrzy „Brata”. Warto! Poza tym, przerażał Paullinę stan postradzieckich
toalet (czytamy niesamowity opis jednego dnia, kiedy miała okres i musiała
skorzystać, a nie mogła, bo albo nie było, albo było tak, że wolała się
wstrzymywać, skądś to znamy, prawda? Ale myśmy z tym wyrośli, więc potrafiliśmy
żyć w takich warunkach).
To
było o wrażeniach estetycznych, wzrokowych i zapachowych. A są jeszcze wrażenia
sentymentalne…
Bo prócz, tego Paullina wzruszała się tragedią
leningradczyków cierpiących od głodu i chłodu w wojennym Leningradzie,
rozpaczała nad losem ginących masowo radzieckich żołnierzy broniących
oblężonego miasta. Ona się wzruszała, a ja razem z nią. Przy opisie pobytu w
wojennej dioramie pod Szlisselburgiem – zaczęłam pociągać nosem, a potem już
łkałam na całego nad tymi młodymi chłopcami, którzy w tamtym miejscu, na brzegu
jeziora Ładoga, ginęli codziennie całymi batalionami. Tak samo było przy opisie
pomnika przedstawiającego przerwany pierścień, który został postawiony w miejscu przerwania
blokady Leningradu przez wojska radzieckie. Dzisiaj fotografują się tam niedawno poślubione młode pary...
Tak
więc, Paullina nie tylko wspaniale opisuje Leningrad/Petersburg, ale także
wzrusza w sposób dla siebie typowy. Ale prócz tego, bawi. W opisie tamtej
rzeczywistości, a także swoich rodzinnych stosunków, zwłaszcza związku z ojcem –
jest dowcipna, czasem sarkastyczna i nieco złośliwa. Dialogi pomiędzy ojcem a córką
są po prostu kapitalne! Jak z komedii! Poza tym, bardzo interesujące jest czytanie
o tym, jak Amerykanka Paullina Simons staje się z powrotem Polinką (Plinką)
Handler z Piątej Radzieckiej. „Można wyrwać dziewczynę ze Związku Radzieckiego,
ale nie można wyrwać Związku Radzieckiego z dziewczyny” – pisze pani Simons.
„Sześć
dni w Leningradzie” to książka wyjątkowa, została wydana tylko w Polsce, Nowej
Zelandii i Australii (chyba w tych krajach mieszka najwięcej fanów pisarki). W mojej bibliotece miejskiej jest to
bestseller i obowiązuje kolejka do czytania. Ja zapisałam się na tę książkę w
listopadzie ubiegłego roku, byłam wtedy szósta w kolejce. A przeczytałam dopiero
teraz. Z ogromną przyjemnością!
A
poza tym, przy okazji lektury tej książki, zrobiłam sobie przegląd filmowy, to znaczy obejrzałam na YT kilka
filmów na temat blokady Leningradu, które MOGŁA oglądać Paullina, mieszkając w
ZSRR i które – być może – stały się mniej lub bardziej uświadomioną inspiracją
dla powieści „Jeździec miedziany”. Ona sama wspomina o jakimś serialu, który
pokazywano w czarno-białej telewizji zawsze na jesieni. Chyba chodziło o „Blokadę”?
Przed
wyjazdem Paulliny ze Związku Radzieckiego, dostępne były m. in. takie filmy na
temat blokady Leningradu jak "Dwa bojca", "Zimnieje utro", "Żyła-była diewoczka", "Iżorskij batalion", "Leningradskaja symfonia".
Tu piosenka "Tiomnaja nocz" z filmu "Dwa bojca", który opowiada o miłości dwóch żołnierzy do jednej mieszkanki Leningradu (sytuacja podobna jak w "Jeźdźcu miedzianym"):
Simons
Paullina, „Sześć dni w Leningradzie”, tłum. Katarzyna Malita, wyd. Świat
Książki, Warszawa 2015
Aż od razu sprawdziłam jak ma się sytuacja z dostępnością w/w książki w "mojej" bibliotece. Okazało się, że nie ma chętnych :) W środę pędzę co sił, żeby mnie nikt nie ubiegł.
OdpowiedzUsuńNo, skoro bez kolejki, to warto!
UsuńZastanawiam się, jak to jest z popularnością książek pani Simons gdzie indziej. U nas w bibliotece to hity! Jest po parę egzemplarzy każdego tytułu, zaczytane do reszty.
Czytają zwłaszcza panie w średnim wieku, tak jak ja. Zwłaszcza "Jeźdźca miedzianego", ale nie tylko. Podoba mi się jej sposób narracji i pisania o emocjach.
Podobna sytuacja jest z książkami Rosamund Pilcher. Ja sama co jakiś czas wypożyczam sobie jakaś jej powieść, tak fajnie podnosi na duchu.
U mnie w bibliotece można spokojnie obecnie pożyczyć także książki Rosamund Pilcher. Natomiast duży problem jest z dostępnością powieści Mo Yana...
UsuńBardzo interesujące!
UsuńA u mnie Mo Yan leży ;)))
Warto by poznać statystyki biblioteczne, co, gdzie i kto czyta.
O, to jednak doczekałaś się na książkę!
OdpowiedzUsuńDoczekałam się nawet wcześniej! Obliczałam, że moja kolejka będzie gdzieś w maju, a tu dostałam szybciej, no i ja też prędko przeczytałam i oddałam, bo inni czekają.
UsuńWybieram się w lipcu do Petersburga. Myslisz, że ta książka ułatwilaby mi zwiedzanie tego miasta?
OdpowiedzUsuńTo nie jest stereotypowy przewodnik po Petersburgu, ale na pewno pomoże zwrócić uwagę na pewne aspekty tego miasta przemilczane w klasycznych przewodnikach.
UsuńZapomniałam napisać, że Paullina z ojcem jeden dzień poświęcili na zwiedzanie Ermitażu i to jest fajnie opisane.
Petersburg literacki to są strasznie rozległe konotacje, prawda? Dostojewski, Gogol, Mickiewicz, Iwaszkiewicz, Bazylow i tak dalej, długo mi wyliczać.
A ja mam bardzo fajny stary przewodnik po Leningradzie Tomasza Łubieńskiego, wydany za komuny w takiej kultowej czarnej serii przewodników turystycznych PWN. Bardzo ciekawa pozycja i mogę polecić, jakbyś gdzieś znalazła w antykwariacie. Mam wrażenie, że stare przewodniki były zwykle obszerniejsze i lepiej napisane niż obecne. Nowi autorzy z nich przepisują nieraz :)))
Autorzy to Dolores i Tomasz Łubieńscy - dokladnie.
Usuń