Translate

czwartek, 16 lipca 2015

Lisa Gardner, „Sąsiad”



„Sąsiad” Lisy Gardner to amerykański kryminał z cyklu „byłem molestowany seksualnie w dzieciństwie” i to usprawiedliwia wszystkie moje zbrodnie i wykroczenia przeciw prawu. Byłem molestowany seksualnie, a więc mogę być mordercą i kto mi co zrobi?  

Kiedyś pasjami czytałam kryminały. Było to dawno temu, kiedy powieść kryminalna polegała na tym, że ktoś zabijał kogoś z jakiegoś sensownego powodu (zwykle szło o pieniądze), a jakiś wspaniały i mądry detektyw próbował odkryć prawdę. A my, czytelnicy, razem z nim. Zasady dawnego kryminału były proste. Po pierwsze - ważna była jedność czasu, miejsca i akcji. Po drugie – kryminał musiał być zgodny z Dekalogiem. Jeśli ktoś zgrzeszył i złamał Dekalog, np. zabił człowieka – to musiał zostać ukarany. Zasady były proste. Jest Dobro i Zło. Zło musiało być zawsze ukarane. Była zbrodnia, a więc musiała być kara. 

Ale w pewnym momencie te proste, jasne zasady kryminalnej moralności zaczęły się zmieniać. Do upadku tradycyjnej powieści kryminalnej przyczynili się głównie Skandynawowie, którzy w swoich masowo pisanych (i dotowanych przez lewackie organizacje społeczne) kryminałach wprowadzili zupełnie inny układ sił. W skandynawskich kryminałach wszystko się pokręciło. Przestały działać jasne podziały na dobrych i złych. Skandynawowie odeszli bowiem od Dekalogu i wprowadzili inne „zbrodnie”. Zbrodnie wg lewackiego Dekalogu. Skandynawskie zbrodnie to zbrodnie lemingów. 

Według Skandynawów, zbrodniarz to na przykład ten, co nie płaci podatków. Ten, który nie wrzuca śmieci do kosza. Zbrodniarz to ten, który molestował córkę sąsiadów. Zbrodniarz to ten, który wyłudził zasiłek społeczny. I tak dalej. Takiego zbrodniarza można bezkarnie zabić i w kryminalnym skandynawskim świecie znaleźć nie karę, ale nagrodę. Nic dziwnego, że w świecie ludzi, którzy czytali „Millenium” lewackiego Stiega Larssona, narodził się masowy morderca Brejwik! 

Sądziłam, że to zjawisko psucia gatunku kryminalnego omija Amerykę. Wierzyłam, że po tamtej stronie Oceanu w literaturze kryminalnej panuje jeszcze prawdziwy Dekalog. Ale gdzie tam! 

Kupiłam sobie oto parę dni temu kryminał Lisy Gardner pt. „Sąsiad” dołączony do przeznaczonego dla lemingów tygodnika „Newsweek”. Biję się w piersi, że kupiłam, ale miałam ochotę na dobry kryminał. Zresztą, nie wydałam zbyt wiele, tylko 19 złotych. Ale się bardzo zawiodłam na lekturze „Sąsiada”, bo nie dość, że nudny, to jeszcze napisany wg przedstawionych przeze mnie wcześniej zasad relatywizmu moralnego. Jest to powieść, której autorka na kilkuset stronach udowadnia, że można być młodocianą kurewką, można zdradzać męża z nieznajomymi facetami w hotelu, a nawet zabijać ludzi, jeśli ma się na usprawiedliwienie fakt, że „moi rodzice byli niedobrzy”. 

Treść „Sąsiada” jest następująca: nagle znika młoda żona i matka, która wcześniej prowadziła podwójne życie, zdradzając męża z nieznajomymi w hotelach.  Jest prowadzone dochodzenie policyjne. Długie, nudne i mało efektywne. W treści powieści jest dużo szczegółów związanych z komputerami (to akurat ciekawe). Pod koniec giną ludzie: młody policjant zaangażowany w sprawę oraz sąsiad, który ma piętno przestępcy seksualnego oraz nadzór kuratora sądowego za to, że w wieku 19 lat przespał się z 14-letnią dziewczyną. Policjant zostaje wysadzony w powietrze razem ze swoim samochodem, a sąsiad zastrzelony. W końcu zaginiona kurewka wraca do domu na łono rodziny, zadowolona, że tamci zginęli. Bombę w samochodzie podłożyła właśnie ona. Sąsiada zastrzelił jej ojciec. Koniec. 

Wiem, że robię tu rzecz straszną, brzydką i karalną, to jest zdradzam zakończenie powieści kryminalnej. Ale ta powieść jest naprawdę tak głupia i tak niezgodna z Dekalogiem, który – jak wspomniałam na początku – powinien być podstawą dobrego kryminału, że czuję się rozgrzeszona z tego postępku. Wobec łamania zasad gatunku literackiego przez twórców kryminałów, także czytelnik ma prawo łamać zasadę nie zdradzania zakończenia. No więc, zdradzam zakończenie. Powiem jeszcze tak: - Kochani, pani Lisa Gardner Was nabiera! To w ogóle nie jest kryminał! Nie ma żadnego trupa w tej książce! A jeśli nawet jest, to nie jest ten trup, o który chodziło na początku. Rzekoma ofiara naprawdę okazuje się morderczynią! Z pełnym błogosławieństwem i zrozumieniem autorki, która pochyla się nad nią ze współczuciem.

Dla mnie, powieść Lisy Gardner jest elementem niebezpiecznej lewackiej gry polegającej na wychowaniu czytelnika, by uwierzył, iż prawdziwe zło czai się w rodzinie i że likwidacja tradycyjnej rodziny wraz z jej moralnością może przynieść człowiekowi szczęście. Służy temu, by powiedzieć: prawdziwe szczęście ludzkości to gender, małżeństwa homoseksualne, zapłodnienie in vitro i tak dalej.  Temu właśnie naprawdę służą współczesne kryminały. A głupi lud je kupuje. Jednak czasem ten lud przeczyta taki kryminał krytycznie. Zamyśli się. Zastanowi. I nie sięgnie po następny. 

Gardner Lisa, „Sąsiad”, tłum. Monika Wiśniewska, wyd. Sonia Draga, Warszawa 2015

4 komentarze:

  1. Bardzo mądry tekst, bardzo dogłębny. Gdy się tak zastanawiać, to prawda! Zło w książkach to już nie zło, tylko 'patologia', która 'tkwi' w tradycyjnych instytucjach zaufania społecznego. I o tym są książki.
    A dla mnie zdrada to zdrada, niezależnie jak ją ubrać, bo tak mnie wychowano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie kiedyś kryminał to była po prostu zwyczajna rozrywka logiczna. Takie rozwiązywanie zagadki razem z detektywem. Najlepsza była oczywiście Agatha, ale i polskie stare kryminały z czasów PRLu (seria z jamnikiem albo Ewa zgłasza 07) były całkiem niezłe. Lubiłam też porządny thriller, coś w rodzaju "Milczenia owiec" na przykład. I jak sięgam po gatunek kryminalny to oczekuję wyłącznie rozrywki, a nie pouczania.
      Nie mam ochoty czytać o problemach z opieką społeczną czy innych patologiach. Mam tego dość wokół, wystarczy jak pogadam ze znajomym bezdomnym i bezrobotnymi. Naprawdę, nic zabawnego w tym nie ma. A już w ogóle ci ludzie nie powinni być "wykorzystywani" jako materiał w powieściach kryminalnych. Raczej trzeba im jakoś pomóc w sensie systemowym, to jest zadbać o miejsca pracy w Polsce.

      Usuń
    2. Agathę też uwielbiam. Moim zdaniem, jej książki są bardzo humanistyczne. Zło jest złem, a dobro dobrem. Nie ma tam słowa 'Bóg',ale jest jasny system wartości. A u takiego Larssona rzeczywiście wszystko się miesza, co wzbudza w czytelniku niepokój, lęk. Głębiej się nie zastanawiałam, ale rzeczywiście wygląda to na systemowe działanie.
      A ludziom trzeba jasnych zasad.
      Zgadzam się z tym, że nie wolno wykorzystywać ludzi z problemami do pisania.

      Usuń
    3. Taaa, relatywizm moralny propagowany we współczesnych skandynawskich kryminałach i ich klonach w literaturach innych krajów zasługuje co najmniej na pracę magisterską :)))) Z etyki. Albo teologii.

      Usuń