Stare
powieści współczesne można czytać nie tylko dla ich walorów literackich, ale
także jako dokument dawnych czasów.
Właśnie w taki sposób przeczytałam wczoraj niewielki (tylko 127 stron), wczesny
utwór Józefa Ignacego Kraszewskiego pt. „Całe życie biedna”, który jest
doskonałym obrazkiem z życia szlachty wołyńskiej w I połowie XIX wieku. Mieszkający
w Omelnie na Wołyniu pisarz stworzył ją na bazie autentycznych wydarzeń z
sąsiedztwa.
Anna,
16-letnia córka zubożałych rodziców (wcześniej byli zamożni, ale przehulali
majątek), dostaje się pod opiekę bogatej ciotki Doroty (wdowa po podkomorzym),
która zmusza ją do absolutnego posłuszeństwa, nie pozwala nawet grać na
fortepianie i czytać książek, jak to miały w zwyczaju ówczesne panny na wydaniu.
Dziewczyna musi towarzyszyć ciotce przez cały dzień, czasem tylko może wyjść do
ogrodu. Do jej obowiązków należy bieganie z pieskami ciotki po salonie, by się zwierzęta
trochę rozruszały. Ciotka obiecuje, że po jej śmierci Anna odziedziczy cały
majątek, to jest posiadłość o nazwie
Złota Wola i należące do niej ziemie.
Na
tak dobrze rokującą pannę na wydaniu czyha tłum konkurentów, jednak ciotka jest ostrożna i wszystkich odrzuca,
terroryzując przy okazji wychowankę: „Któż to widział kiedy, z pierwszą wizytą
i zaraz do panny w konwersacje! Proszę, żebyś mi waćpanna drugi raz to
pamiętała: udawać, że się nie słyszy. To wcale nie uchodzi, żeby młoda panienka
gadała z kawalerami. Powiedz, aspanna, niech Jan tu pościera; podaj mi mój
różaniec. Idź precz, Amor! Idź precz! Jaki impertynent! A, bo i ten sędzia; po
co go było tu przywozić? Na poduszkę, Żolka, na poduszkę! W Imię Ojca i Syna - idź
aspanna do ogrodu, a okryj się ciepło; niechaj Aniela przyjdzie z pończochą do
przedpokoju! W Imię Ojca i – a nie pójdziesz precz z krzesła! Weź aspanna
chustkę od nosa i trzewiki ciepłe! A która tam godzina? Po szóstej, późno!
Dajże aspanna pokój, już nie chodź do ogrodu, bo rosa pada.” W końcu jeden z
konkurentów, sprytniejszy od innych, postanawia podejść starszą damę sposobem i
zaczyna „zalecać się” w sposób bardzo przemyślany, zaczynając od pozyskania
zaufania plenipotenta ciotki.
Najważniejsze
w tej powieści jest pokazanie trudnej sytuacji życiowej niezamożnych dziewcząt
zależnych od bogatych krewnych, a także walki o zapisy pieniężne związane z
intercyzą i spadkiem. Fabuła utworu jest dość prosta, a postać głównej
bohaterki Anny - mdła i bezkrwista, utrzymana w stylu płaczliwych heroin
powieści sentymentalnych. Ale za to wspaniale i z poczuciem humoru zostały
sportretowane postaci drugoplanowe: despotyczna wdowa po podkomorzym Dorota z
Dylągowskich Sumińska i jej plenipotent Bałabanowicz, a także inni
przedstawiciele wołyńskiej szlachty. Mamy tu również całą masę, uchwyconych z
fotograficzną dokładnością, szczegółów dotyczących życia codziennego w polskim
dworze kresowym.
Powieść
rozpoczyna się opisem posiadłości Doroty Sumińskiej w Złotej Woli: "Wśród
rozległej równiny, którą gaje brzóz i sosen zamykały w oddaleniu, wznosił się
stary wysoki dom drewniany otoczony obszernym sadem i zabudowaniami
gospodarskimi. Do niego wiodła droga wysadzana starymi lipami, wśród których
bielała kaplica św. Jana Nepomucena u źródła. Dziedziniec był obszerny i
przerznięty kilkakroć ścieżkami wydeptanymi do tak zwanego pałacu, do oficyn i
stajen.”
We
dworze panował porządek staroświecki, patriarchalny, wszystko szło jednym, raz
na zawsze wyznaczonym torem. Dzień podobny był do dnia i codziennie o tej samej
porze należało wykonywać te same czynności. „Każdy z ludzi był na swoim
miejscu, przy swoim zatrudnieniu: mops nawet używał świeżego powietrza z
przekonania o potrzebie i z nałogu, nie z żadnej przypadkowej fantazji; była to
jego gankowa godzina.”
Nie
mogę przestać myśleć o tym, że to właśnie potomków mieszkańców tych wołyńskich
dworów sto lat później zarezali kosami i siekierami potomkowie ich spokojnych, nisko
czapkujących rusińskich chłopów. Zarezali, ciała wrzucili do studni, a domy
spalili. Kraszewskiemu coś takiemu pewnie nie przyszło do głowy, że ten potulny
lud może być tak okrutny. O wiele bardziej okrutny niż despotyczna ciotka
Sumińska.
Kraszewski
Józef Ignacy, „Całe życie biedna”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa
1956
No proszę, co za tytuł! Chyba nigdy nie czytałam tej powieści Kraszewskiego, mam sporo w domu jego książek z lat 60. XX wieku - w świetnym stanie. Wydawała je Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza z cyklu "Dzieje Polski".
OdpowiedzUsuńI znów Kresy, Wołyń... warto przypominać o takich lekturach. "Pożyczę" razem z Rodziewiczówną. :)
Robię remanenty, wyciągam kresowe kawałki. Ta książka akurat dużo wnosi w sensie kolorytu lokalnego. Wydanie bardzo porządne, tyle lat, a się trzyma!
Usuń