„Byłam
królewną” Teresy Bojarskiej to chyba jedyna biografia szwedzkiej królewny Anny
Wazówny, siostry polskiego króla Zygmunta III Wazy, napisana w dość ciekawej, a
może raczej trochę dziwnej, manierze łączącej wątek historyczny ze
współczesnym.
Pierwszoosobową
narratorką tej powieści (bo to jednak jest powieść!) jest młoda lekarka Dagmara
Snopek, która w połowie lat 1970. trafia po studiach do szpitala powiatowego do
Golubia. Dagmara jest po przejściach. Ma za sobą dramatyczne przeżycia i
właściwie to liże rany. Właśnie porzucił ją narzeczony, młody lekarz, który
ożenił się z bogatą Amerykanką i wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Poza tym,
rozpadła się jej rodzina, gdyż ojciec porzucił jej matkę i ożenił się z jej
najlepszą przyjaciółką z lat szkolnych, śliczną Haśką, wychowanką domu dziecka,
która była u nich przyjmowana jak druga córka. W zamian za to – zakręciła się i
odbiła męża pani domu… W tej sytuacji matka Dagmary, starsza od męża o kilka
lat, została wyrzucona na śmietnik, to jest na górkę domu. Ma tam mieszkać i
patrzeć na szczęście rodzinne jej byłego małżonka… Okropność!
W
Golubiu Dagmara mieszka w hotelu dla młodego personelu medycznego w jednym
pokoju z koleżanką Mariolą, odbywa staż, przechodząc po kolei wszystkie
oddziały, a po godzinach zajmuje się studiowaniem książek historycznych i
różnych dokumentów o królewnie Annie Wazównie. Zainteresowała się tą postacią,
gdyż w rodzinie jej ojca istniał przekaz, że nazwisko Snopek i herb rodzinny
(ze snopkiem) wiążą się z tym, że pra, pra, pradziadkowie Dagmary
otrzymali je właśnie od królewny z rodu Wazów. Im bardziej Dagmara poznaje losy Anny,
tym bardziej szwedzka królewna staje się jej bliska pod względem psychicznym i
osobowościowym.
Na
początku akcji jest więcej współczesności, ale im dalej, tym robi się więcej
Anny Wazówny, a pod koniec to właśnie ona i jej losy dominują treść książki.
Anna Wazówna była z nadania króla Zygmunta III Wazy starostą golubskim i
brodnickim. Latem mieszkała na zamku w Golubiu, który przebudowano pod jej
nadzorem, zimą wraz z całym dworem przenosiła się do Brodnicy. Była
interesującą postacią. Całe życie panna. Luteranka. Interesowała się medycyną,
zielarstwem i ogrodnictwem, miała labortorium alchemiczne, wspomagała wydawanie
uczonych ksiąg. Autorka pokazała życie królewny w modnym dzisiaj feministycznym
stylu. Jest to chyba jedna z pierwszych książek napisanych po polsku w duchu „herstory”.
Wątek
królewny Anny może być interesujący dla współczesnego czytelnika, a zwłaszcza czytelniczki.
Gorzej już z wątkiem Dagmary. Opis życia młodej lekarki w epoce Gierka,
rozważania o socjalistycznej moralności w duchu filmów Krzysztofa Zanussiego
(bohaterowie oglądają „Strukturę kryształu”), o tym, co wypada członkowi PZPR
(ojciec Dagmary jest partyjnym dyrektorem z zawodu, ma też za sobą waleczną
przeszłość w partyzantce oraz udział w powstaniu warszawskim) – wszystko to
wydaje się dzisiaj mocno anachroniczne i niespecjalnie ciekawe. Jednak warto
przebrnąć przez to wszystko, by wyłuskać historię Anny Wazówny pokazaną na tle
historii Polski, Szwecji, a nawet Rosji.
Ciekawe
jest też wspomnienie o tym, jak rodził się ruch rycerski (czy też
rekonstruktorski) w Polsce, który obecnie wydaje się czymś oczywistym. Mało kto wie, że to całe
modne dzisiaj przebieranie się dorosłych mężczyzn za rycerzy i żołnierzy z
różnych epok rozpoczął właśnie kustosz z golubskiego zamku, czyli Zygmunt
Kwiatkowski, postać niezwykle barwna i wyrazista, wspominana w powieści jako „kustosz”,
ale bez podawania nazwiska. Wiadomo jednak, że to pan Kwiatkowski rozkręcił na
zamku w Golubiu nie tylko ruch rycerski, ale też słynne na całą Polskę konkursy
krasomówcze, organizował też tam wielkie bale kostiumowe, których główną
atrakcją była zjawa Anny Wazówny wychodząca z ram portretu wiszącego na
ścianie. Rolę Anny Wazówny spełniała zwykle jakaś ówczesna celebrytka, aktorka
lub spikerka telewizyjna, jednak w powieści Teresy Bojarskiej to właśnie
skromna lekarka-stażystka przeobraziła się w jej postać. Cały myk z duchem Anny
Wazówny polegał na tym, że jej portret wieszano na ścianie zamkowej w miejscu,
gdzie była dość duża wnęka. Osoba grająca rolę królewny chowała się tam i w
odpowiednim momencie, przy zgaszonych światłach i snujących się dymach „schodziła”
z portretu, to jest wychodziła z tej niszy.
Piszę
o tym tak dokładnie, ponieważ udało mi się być raz na takim balu na zamku w
Golubiu. Bal był bez ducha, więc ta nisza nie była niczym zasłonięta. Wtedy
właśnie wysłuchałam opowieści „kasztelana” golubskiego (tak tytułowano wtedy
pana Kwiatkowskiego przebranego w strój szlachecki) o duchu Anny Wazówny i
innych zjawach pojawiających się w tym zamku. Szłam też słynnymi „końskimi
schodami”, po których dawniej wjeżdżali do sal zamkowych rycerze na koniach. Na
tych schodach podobno trzeba uważać, bo ten, który tam przeszedł, to potem
nieraz zarżał w najmniej odpowiednim momencie. Nie dotyczy to jednak kobiet.
Przy
okazji, chciałabym też zaprezentować małą książeczkę „Legendy i duchy zamku
golubskiego”, której autorem jest Zygmunt Kwiatkowski. Znajdują się w niej
opowieści o Białej Damie, która uratowała mieszkańców Golubia przed śmiercią z
rąk Szwedów, o zakonniku krzyżackim i pięknej golubiance, o zaklętych schodach
i inne. Są to urocze, lokalne historie, które zwykle opowiadają przewodnicy
zamkowi.
Jeszcze
jedna uwaga o Teresie Bojarskiej, autorce „Byłam królewną”. Wyguglałam ją sobie
i odkryłam, że to była także bardzo ciekawa osoba. W Wikipedii istnieje jej
biogram (jest tam jako Teresa Sułowska-Bojarska, żyła w latach 1923-2013 i
napisała sporo książek), a na YT można znaleźć film dokumentalny „Wygrane życie
łączniczki”, w którym opowiada, jak brała udział w powstaniu warszawskim.
Polecam:
Dodam
jeszcze, że książkę Bojarskiej znalazłam w koszu z makulaturą w mojej
bibliotece. Tę drugą także!
Bojarska
Teresa, „Byłam królewną”, Wydawnictwo Morskie Gdańsk-Bydgoszcz 1977
Kwiatkowski
Zygmunt, „Legendy i duchy zamku golubskiego”, wyd. Zarząd Oddziału PTTK w
Golubiu-Dobrzyniu, Golub-Dobrzyń 1994
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz