Przeczytałam
„Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej! Nie do wiary! W końcu zmęczyłam ten olbrzymi
tekst. Razem 1600 stron! Czytałam chyba z miesiąc. W całości jest to ogromna cegła.
Moje wydanie z 1968 roku jest pięciotomowe i z boku wygląda tak:
Co
mnie przywiodło do tej powieści? Ano, moja wielka miłość do sag rodzinnych i
ziemiańskich klimatów. Chciałam także poczytać sobie o Ziemi Dobrzyńskiej, skąd
wywodzą się moi przodkowie po kądzieli, a przecież Krępa w „Nocach i dniach” to
Płonne w Ziemi Dobrzyńskiej.
Kiedy
chodziłam do szkoły w PRL-u, ta powieść była w spisie lektur szkolnych dla
klasy III licealnej. Z tym, że nie przerabiano wówczas całości, ale tylko
pierwsze trzy tomy i był to słuszny wybór (jak się przekonałam podczas lektury
całości). Ponieważ miałam zwyczaj czytania lektur szkolnych przed ich przerabianiem
na lekcjach, wiec przeczytałam „Noce i dnie” i to całe, w wieku około 17 lat. O
ile pamiętam, nie byłam na lekcjach, kiedy to przerabiano, bo byłam chora, ale
przepisałam sobie od koleżanek tematykę zajęć. Była tam: praca, praca i jeszcze
raz praca. Do obrzydzenia! A potem byłam ze szkołą w kinie na ich filmowej
adaptacji w reżyserii Jerzego Antczaka i film mi się tak średnio spodobał.
Barbara była denerwująca strasznie. Tylko pejzaże piękne…
A
później ten film, a raczej już serial, bo Antczak w międzyczasie zrobił wersję
telewizyjną, bardzo źle się kojarzył Polakom, bowiem puściła go telewizja w
programie pierwszym (i jedynym) w pamiętnym dniu 13 grudnia 1981 roku. Wybuchł
stan wojenny, była niedziela i zamiast jakiegoś amerykańskiego filmu, który był
na ten dzień zaplanowany, pokazali „Noce i dnie”. I znów ta praca, praca, praca
i jęcząca Barbara w wykonaniu Jadwigi Barańskiej, prywatnie żony reżysera
Antczaka. Ale co robić? Oglądało się! Później jeszcze raz i dwa razy widziałam
ten serial w telewizji, no i też oglądałam z rozpędu, bo z wiekiem jakoś
zaczęło mnie to wciągać.
Ale
nadal nie czytałam Dąbrowskiej. Z jej twórczości znałam tylko ze szkoły jakieś
opowiadania (praca, praca, praca i Marcin Kozera), potem przejrzałam jej
dzienniki, bo to był straszny hit wydawniczy w swoim czasie (praca, praca,
praca, masoneria, masoneria i miłość do Ukraińców zabijających polskiego
ministra Pierackiego, tak, tak, Dąbrowska pochylała się nad losem ukraińskich morderców siedzących w polskim areszcie!).
Ale
w końcu, z powodów wymienionych na początku, sięgnęłam po „Noce i dnie” w
całości, bowiem znalazłam je w koszu z makulaturą, to jest ze zbędnymi książkami,
które dobrzy ludzie przywożą do mojej biblioteki, jak porządkują mieszkania po przodkach i zostawiają, by sobie ktoś je
wziął.
Wrażenia?
Tom
1, „Bogumił i Barbara” – genialny!
Zwłaszcza
te opisy Krępy/Płonnego mnie uwiodły, jak również początki życia rodzinnego
Niechciców. To tu, na początku jest parę zdań na temat pana Toliboskiego, które
– dzięki mistrzostwu reżysera Antczaka stały się zaczątkiem jednej z kultowych
scen w polskim kinie, czyli „Pan Toliboski i nenufary”.
Tom
2, „Wieczne zmartwienie” – genialny!
Tom
3. „Miłość” (część pierwsza) – spokojnie
można sobie darować, bowiem jest to opis pobytu na pensji w Kalińcu Agnieszki
Niechciców, w duchu przypominający inne powieści o pensjonarkach, jak np. „Klaudyna”
Colette. A ja jakoś nie lubię tych szkolnych klimatów, zwyczajnie mnie
denerwują. A jak jeszcze do tego miałam z tyłu głowy, że Agnieszka Niechcicówna
to sama Maria Dąbrowska w młodości, to zupełnie odechciewało mi się czytać.
Tom
4. „Miłość” (część druga) – również spokojnie można sobie darować z powyższych
powodów. Dorosła Agnieszka, studia za granicą, socjalizm i Marcin Śniadowski
(czytaj socjalista Marian Dąbrowski). I znowu Agnieszka, Agnieszka i Agnieszka…
W jej wykonaniu są w powieści ostre ataki na polską tradycję, polskie
ziemiaństwo, Kościół katolicki i do tego pochwała masonerii, która ma być
zamiast Kościoła. Tak to widzi Agnieszka, czytaj sama Dąbrowska. Czasem coś tam o starych Niechcicach i to
znowu można spokojnie poczytać. Gdzieś tam, w tomie trzecim czy czwartym są
opisane zdrady Bogumiła, czyli platoniczny romans z Ksawerą Woynarowską i mniej
platoniczny ze służącą Felicją. Smakowite są zwłaszcza opisy uczuć starego,
przeszło pięćdziesięcioletniego dziada wahającego się, czy skonsumować
młodziutką Ksawunię czy też nie! Warto przekartkować tom trzeci czy czwarty i
to przeczytać.
Tom
5. „Wiatr w oczy” – i znowu jest genialnie. Agnieszka na szczęście wyjechała za
granicę i nie bruździ ze swoimi poglądami politycznymi. I znowu jesteśmy w
Serbinowie, płyną noce i dnie spokojnie aż do wybuchu I wojny światowej.
A
niektórzy, co nie czytali chyba tej powieści, myślą, że to pochwała tradycji,
ziemiaństwa, religii i rodziny. Spotkałam nawet pochwalne peany na cześć „Nocy
i dni” na stronach katolickich. To oni chyba tego nie czytali, film też
oglądali niedokładnie. Naiwni, oj naiwni!
Przecież ta malutka, wyglądająca jak gnom, Dąbrowska ze swoją fryzurą na pieczarkę
i swoimi lewicowymi pogląda śmiało
mogłaby dzisiaj startować w konkursie o pierwsze pióro znienawidzonej przez większość Polaków „Gazety Wyborczej”!
Z pewnością - głosowałaby na PO , zwalczała PiS i chodziła w marszach KOD. Taka jest prawda.
Tylko ten, kto nie zna jej tekstów, może uznać, że głosiła ona pochwałę
polskiego domu i polskiej rodziny. A guzik prawda!
Ale,
z drugiej strony, teraz po latach widzę, że film „Noce i dnie” naprawdę był
dobry i warto do niego wracać. Chociaż… jego główną wadą jest to, że aktorzy są
tam za starzy. W porównaniu z powieścią wszyscy są za starzy. Może warto
pomyśleć o nowej adaptacji, minęło już wszak przeszło czterdzieści lat od
tamtej?
Na
koniec jeszcze zdradzę, że kto może, to odcina kupony od tej powieści. W
Płonnem na Ziemi Dobrzyńskiej odbywają się np. plenery malarskie pt „Barwy „Nocy
i dni”” a także warsztaty taneczne „Walc z „Nocy i dni”” oraz strojenia
kapeluszy pod hasłem „Kapelusze Barbary”. Zaś produktem lokalnym wioski są „przetwory
Barbary” i zabawki prababci, to jest szmaciane laleczki. Można tam również
zawitać na ucztę ziemiańską, na której podawane są nalewki Bogumiła, rogaliki
Barbary, legumina dziedzica i szarlotka Fryderyka (Chopina, bo również bywał w
okolicy).
Czego
to ludzie nie wymyślą?! ;)))
Dąbrowska
Maria, „Noce i dnie”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1968
„Noce
i dnie”, Polska 1975, reż. Jerzy Antczak
Ja też przeczytałem całe 5 tomów. W sierpniu w tamtym roku. Mam podobne wrażenia co do oceny poszczególnych tomów. Pierwsze dwa przeczytałem jednym tchem. Czytając trzeci zacząłem zastanawiać się, czy jest sens kontynuować czy może przerzucić się na coś ciekawszego. Przemęczyłem jednak 3 i 4 tom. Nie był to zły wybór, bo dzięki temu poznałem ostatni tom, który już mi się podobał. Podobnie wygląda sprawa z serialem. Środkowe odcinki są dla mnie nudne. W ogóle wątek Agnieszki jest dla mnie nieciekawy od samego początku.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja też podczas lektury trzeciego tomu miałam lekkie załamanie. I ten razem z czwartym to była prawdziwa orka na ugorze.Z serialem chyba mam tak samo, jak Ty.
UsuńJa się niestety nie skuszę. Mam jakąś awersję do tego tytułu... Ale napisałaś świetny tekst :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za miłe słowa!
UsuńW sumie powinnam odświeżyć sobie tę literaturę, kiedyś niezbyt mi spodobała, ale może teraz inaczej bym na nią spojrzała. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Bo to nie jest powieść dla młodych ludzi. Nie powinno być tego w szkole, człowiek zaczyna coś rozumieć z takich tekstów, jak już sam posiada pewien bagaż przeżyć życiowych.
UsuńA ja przeczytałam wszystko z radością na studiach polonistycznych. Mogłabym posiłkować się streszczeniem, ale książka była niezwykła i cieszyłam się czytając. Film oglądali rodzice, ja to tylko fragmenty.
OdpowiedzUsuńWspaniale zinterpretowali Niechciców 'Parament Pictures', trójkowy kabaret.
A tak swoją drogą, to mam już imiona tej prababki-ducha.
A to ja widziałam ten kabaret na YT.
Usuń"Bogumił, Bogumił... Tomaszek, Tomaszek...!" Uśmiałam się!
Dawaj z tą prababką!
Na maila.
Usuń