„Verte”
Heleny Mniszkówny to kolejna powieść o końcu polskich kresów wschodnich, tych
dalekich kresów, z Podolem i wschodnim Wołyniem włącznie. Opowieść o
romansowych kolejach losu pięknej młodej kobiety osnuta jest na tle wydarzeń I
wojny światowej i rewolucji październikowej.
Jest
ostatni rok przed I wojną światową. Zima. Elża Gorska, z domu Burbianka, piękna
30-letnia wdowa, wprost ze słonecznej Riwiery przyjeżdża na Wołyń do majątku
stryjecznego dziadka Burby, który nosi nazwę Warownia. Pierwsze sceny powieści
to jazda saniami przez las i napaść stada głodnych wilków, przed którymi broni
jej młody kuzyn Tomasz Burba z przyjacielem. Elża także pochodzi z Kresów, do
jej rodziców należał majątek Taraszcza na Podolu, który obecnie jest
dzierżawiony. Młoda wdowa zamierza zatrzymać się w jakiś czas u Burbów, a potem wiosną ruszyć dalej, może do Warszawy, a może znowu na
Riwierę, gdzie zostawiła zakochanego w sobie Anglika Artura. To właśnie przed
jego napastliwą miłością uciekła w rodzinne strony. Opis tego uczucia poznajemy
z pamiętnika Elży, którego obfite kawałki są cytowane w powieści. Elża jest
bowiem utalentowana literacko i w czasie pobytu w Warowni pisze swoją powieść
pt. „Fatum” osnutą na jej własnych losach.
A
poza tym, w Warowni rozgrywa się miłość pomiędzy nią, a Tomaszem Burbą, który
porzuca zakochaną w nim leśniczankę Karolcię i zakochuje się w Elży. Wszystko
temu sprzyja, a zwłaszcza piękne okoliczności kresowej przyrody. Elża jednak
się waha. Raz się poddaje temu nowemu uczuciu, a potem się wycofuje. Młodzi
ustalają datę ślubu na czerwiec, potem Elża przekłada ją na październik, kiedy nagle latem 1914 roku dochodzi tragiczna wieść
o zamachu na księcia Ferdynanda w Sarajewie. Wybucha I wojna światowa, która
dla wielu Polaków wydaje się furtką do wolności. Niektórzy nie stawiają się na
mobilizację do armii rosyjskiej, ale przekradają się do Galicji i tam wstępują
w szeregi tworzących się właśnie Legionów. Elża ucieka do Warszawy, gdzie początkowo
pracuje jako ochotniczka (sanitariuszka) w szpitalu wojskowym, potem – nie mogąc
znieść widoku krwi i ran – porzuca szpital i podejmuje studia z zakresu
literatury i sztuki. I tak się to buja… Tomasz w końcu wstępuje do wojska,
gdzieś tam bije się na froncie, cały czas czekając na zgodę Elży na ślub. Potem
wybucha rewolucja październikowa i jej echa docierają na Wołyń. Chłopi
zaczynają grabić i palić dwory, mordować ich właścicieli…
Zainteresowało
mnie w tym tekście ciekawe ujęcie tematu kresowego. Z ciekawością czytałam
opisy wołyńskiej przyrody i życia codziennego w kresowym dworze obronnym i
świąt (jest tam np. wspaniały opis
Wielkanocy i kresowego święconego na plebanii i we dworze), a także stosunków
społecznych pomiędzy Polakami i Małorusami. Tak, tak, nie padają tutaj słowa Ukraina
czy Ukraińcy, bo nie były one wtedy jeszcze w użyciu. Są Polacy – panowie. I są
Małorusi (Małorusini?), to jest chłopi, którzy mówią językiem małorosyjskim,
znanym także panom. Elża obserwuje
wołyńskie chłopstwo i porównuje je z chłopstwem spod Taraszczy, gdzie zachowały
się różne kozackie tradycje.
Natomiast
ten skomplikowany romans, to napięcie emocjonalne rozpięte pomiędzy kilkoma
osobami (Elża, Artur, Tomasz i Karolcia), które wysuwa się na pierwszy plan
powieści, raczej mnie nie uwiodło. Ciekawsza już była obserwacja rozwoju
talentu literackiego Elży i jej próby wejścia do świata zawodowych literatów. W
powieści opisana jest np. scena, kiedy Elża z drżącymi nogami, ściskając w
dłoniach swoje teksty, odwiedza starego, bardzo znanego polskiego pisarza, a
ten próbuje rozładować jej stres, częstując wodą i karmelkami. Czyżby chodziło
o autentyczną scenę wizyty autorki tej powieści u Bolesława Prusa? Bo podobno
Mniszkówna w młodości prosiła go o opinię w sprawie „Trędowatej” i podobno
potraktował ją bardzo życzliwie. Czyżby
także i inne elementy narracyjne „Verte” miały podłoże autobiograficzne? Ale
które? Za mało wiem o życiu Heleny Mniszkówny, by odkryć tę tajemnicę. Choć
chciałabym…
Przeszkadzał
mi w lekturze pojawiający się co i rusz typowy styl Mniszkówny, te wszystkie
przymiotniki, które spokojnie można byłoby ociosać i usunąć z tekstu (bez szkody
dla całości). Ale nie denerwowałam się zbytnio, mając na względzie fakt, że
Mniszkówna pisała szybko i nikt nie robił redakcji jej tekstów. Sama radziła
sobie jak umiała.
Na
koniec powiem tak: „Verte” przeczytać można, jeśli ktoś lubi realistyczne obrazki
z życia kresowego i dobrze się czuje w dworkowych klimatach sprzed stu lat. Ale
ten romans długi jak I wojna światowa i wieczne wahanie się Elży pomiędzy dwoma
mężczyznami to już niekoniecznie jest zabawne. Polskie „Przeminęło z wiatrem” z
tego nie wyszło, niestety, choć pewne przesłanki ku temu były.
Mniszkówna
Helena, „Verte”, wydawnictwo „Artus”, Łódź 1989
Polskie kresy zawsze były dla mnie intrygujące. Odpowiadają mi też te dworkowe klimaty :) Nie wiedziałam wcześniej o tej książce, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJa też kocham dworkowe klimaty!
Usuń