Translate

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Bartosz Jastrzębski, Jędrzej Morawski, „Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach” i inne książki o tematyce szamańskiej





„Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach” Bartosza Jastrzębskiego i Jędrzeja Morawskiego to kolejna książka o szamanach, jaka ukazuje się w Polsce. Autorzy pojechali najpierw do Moskwy, a potem koleją transsyberyjską do Ułan Ude, stolicy  Buriacji. Spędzili trochę czasu w tym mieście i zrobili sobie stamtąd wycieczkę autobusem do Ułan Bator, stolicy Mongolii. 

Potem wrócili do Polski, potem pojechali raz jeszcze do Buriacji. I to wszystko na rachunek polskiego podatnika, bo ich wyprawy były finansowane przez polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Wydział Filologiczny Uniwersystetu Wrocławskiego. Trochę dołożyła także Unia Europejska w ramach programu naukowego „Erasmus”.

Mam poważne wątpliwości, czy polski podatnik powinien sponsorować takie wycieczki turystyczne. Jak ktoś chce sobie jeździć, niech sobie jeździ, gdzie chce, ale za swoje, za swoje! A nie za moje! Bo efekty tej jazdy są nader marniutkie! 

Co zaraz opiszę… 

Panowie Jastrzębski i Morawski jechali najpierw koleją transsyberyjską, co zrelacjonowali w sposób banalny i nie różniący się niczym od innych opisów tej słynnej trasy. Tyle już czytałam tych opisów, że kolejny musiałby być naprawdę niezwykły, by mnie zadziwić. Ten mnie jakoś nie zadziwia. W czasie jazdy czytali książkę Andrzeja Szyjewskiego „Szamanizm”, z której wypisali obfite cytaty i wrzucili do swojej książki (żeby było więcej tekstu chyba?). 

Na miejscu chłopaki poszli na łatwiznę. Postanowili bowiem nie ganiać za szamanami po stepie, tylko pojechać do Ułan Ude, zatrzymać się tam w hotelu i rozejrzeć za szamanami w mieście. Co też uczynili. Efekty tego rozglądania były mierne. Odwiedzili bowiem jakąś szamańską spółdzielnię pracy na obrzeżach Ułan Ude, w której nikt za bardzo nie chciał z nimi gadać, a potem szarpali się z tematem, nagabując jakiegoś szamana tu i tam. W efekcie powstały jakieś rwane, fragmentaryczne i nie trzymające się kupy opowiastki szamanów, co do których nie jestem przekonana, kto jest ich autorem: prawdziwi szamani czy też  panowie Bartosz i Jędrzej. A może wyczytali te historyjki w lokalnych gazetach? Takie myśli chodziły mi po głowie w trakcie lektury…  No, nie porwały mnie te opowieści zupełnie. 

Potem – w Ułan Bator. Tam to w ogóle problem, by znaleźć szamana, bo Mongolia przeżywa najazd przedstawicieli (misjonarzy) różnych religii, więc zamiast szamana zaserwowali czytelnikowi wywiad z polską rodziną, która szerzy tam katolicyzm. 

No, to z powrotem do Ułan Ude. 

Z powrotem do Polski.

Raz jeszcze do Ułan Ude. 

I koniec. 

I tak to wygląda: trochę opisów z trasy, trochę zdań na temat Rosji w ogóle, a Buriacji w szczególe, trochę cytatów z różnych mądrych książek o szamanizmie (z Szyjewskim na czele), trochę ogólnych uwag o szamanizmie na tle innych religii, o szamanizmie w Związku Radzieckim, o szamanizmie obecnie, co było, co jest i co będzie z szamanami. Wszystko podlać literackim sosem, zamieszać i podać. Bez przypraw, bez soli, pieprzu, musztardy i papryki. A przede wszystkim, i to jest najważniejsze – BEZ JAJ!!! Naprawdę mówię wam, tak bardzo napisanej bez jaj książki o szamanach w życiu nie czytałam. Nie wiem, czy panowie Bartosz i Jędrzej w realu są również tak bezbarwni i mało interesujący jak ta ich książka, czy też wydali tak bardzo bezpłciową publikację z racji tego, że mieli naukowych i ministerialnych sponsorów i chcieli podać ją w sposób „naukowy”. Może raczej „naukawy”? A to, niestety, nie jest ani naukowe, ani też ciekawe do czytania. 

Po co więc męczyłam się przez parę dni z tą książką, którą kupiłam tuż po Nowym Roku na wyprzedaży w księgarni „Domu Książki” (obecnie „Book Book”)? 

Kupiłam i męczyłam się z nią – bowiem od lat jestem mocno zainteresowana szamanizmem! Zaczynałam dawno temu od czytania książek Carlosa Castanedy o szamanach indiańskich, potem były różne, najróżniejsze publikacje z gatunku New Age (ale i tam się znalazło nieraz coś ciekawego). Czytałam o nowym szamanizmie u Wojciecha Jóźwiaka i o tajemniczym szamanie południowoamerykańskim u Wojciecha Cejrowskiego („Rio Anaconda”, kto nie zna, polecam!). Czytałam słynny „Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy” Mircea Eliade, „Szamana” Piersa Vitebskiego i inne publikacje. 





A za najciekawszą ze wszystkich książek o szamanach uważam „Ziemię szamanów. Tajemnicze zjawiska z Syberii” Wojciecha Grzelaka, który – w przeciwieństwie do panów Jastrzębskiego i Morawieckiego – pojechał na Syberię na własny koszt, nie obciążąjąc tym polskiego podatnika. Pracował (może jeszcze pracuje?) jako naukowiec na Ałtaju, zjeździł kawał Syberii i napisał tak odjazdowe opowieści o szamanach, że jak zaczniecie czytać wieczorem, to czytacie do nocy, albo i do białego rana. Nie wiem, czy są prawdziwe, to rzecz do dyskusji, ale na pewną są bardzo interesujące. 

Poza tym, brałam kiedyś udział w takich tam, trochę tajemniczych, szamańskich warsztatach praktycznych, a nawet przez jakiś czas byłam asystentką szamana, to jest, wróć, bioenergoterepeuty i uzdrowiciela. Ale naprawdę to był szaman :)))

Stąd wiem, że szamanizm to nie są nudne rozważania, jak było, jak jest i jak będzie. Szamanizm to nie jest religia, nie ma tam żadnych bogów, praktycznie nie ma konkretnej mitologii z bóstwami dobra i zła. Szamanizm to są duchy i sposób postępowania z nimi. Szamanizm to magia, czary i zjawiska paranormalne.  Szamanizm to rozmowa z demonami natury i duchami zmarłych przodków. Szamanizm to w końcu uzdrawianie i lecznie takimi metodami, o jakich nie śniło się zachodnim lekarzom. Trzeba wiedzieć, jak ducha przywołać i jak ducha odpędzić. Nie mylić z seansem spirytystycznym! 

Mam takie dziwne wrażenie, że panowie Bartosz z Jędrzejem podeszli do tematu szamańskiego zbyt teoretycznie, że nie byli na tyle odważni, by osobiście wziąć udział w jakimś rytuale. Chłopaki nie dali się opryskać wódką, niczego nie poczuli, nie widzieli i tak dalej. Bo jakby się w to zanurzyli głębiej, to także ich książka zyskałaby jakąś głębię. A tak – płaskie to i nudne w lekturze. I nic tu nie pomoże naukowe bredzenie i wymądrzanie się oraz paraliteracki język. Nie polecam, kochani, serdecznie nie polecam! 

A tu jeszcze parę okładek ciekawy książek o szamanach:






Jastrzębski Bartosz, Morawski Jędrzej, „Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach”, wyd. Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2014


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz