Ojoj,
jakie rozczarowanie! Jakie wielkie rozczarowanie! Tyle się spodziewałam po tej
książce, bo miała bardzo dobre recenzje; chciałam ją nawet kupić, ale na
szczęście nie zrobiłam tego, tylko namówiłam na zakup moją bibliotekę
publiczną. I dobrze zrobiłam, bo lektura Wołkowa nie przyniosła mi żadnej
przyjemności i nie chciałabym mieć tej książki na własność. No i – na szczęście
- nie nadwyrężyłam mojej kieszeni…
Co
jest, cholera, z tymi recenzjami? Piszą je chyba jakieś nadęte snoby dla innych
snobów. A książki służą do czytania. I do nauki. Nie zaś do tego, by się
chwalić. I nadymać.
A
miało być tak dobrze!
Sołomon
Mosiejewicz Wołkow to znany radziecki muzykolog i dziennikarz muzyczny, który
uciekł ze Związku Radzieckiego w 1976 roku i pracował na Zachodzie jako komentator
Głosu Ameryki i Radia Wolna Europa. Tyle się można dowiedzieć z tylnej okładki
jego książki i z Wikipedii. Na okładce czytamy jeszcze, że „Czarodziejski chór”
to książka „mistrzowsko łącząca epicki rozmach z pieczołowitą troską o szczegół.
Tołstoj, Gorki, Sołżenicyn, Nabokov, Pasternak, Majakowski i Achmatowa,
Diagilew i Niżyński, Stanisławski i Meyerhold, Eisenstein i Tarkowski – to tylko
niektóre z postaci tworzących tytułowy czarodziejski chór. Wołkow przekonuje,
że kultura rosyjska nie daje się oddzielić od rosyjskiej polityki, ukazując, w
jaki sposób rozmaite wpływy polityczne – od dworu Mikołaja II po Gorbaczowa i
pieriestrojkę – kształtowały kulturę Rosji.”
A
ja Wam powiem, że takie gadanie to zwykłe sranie w banie. Nie dajcie się na to
nabrać!
W
czym rzecz?
Ano
w tym, że spoglądając na podtytuł „Historia kultury rosyjskiej od Tołstoja do
Sołżenicyna” spodziewałam się (o, naiwna!) jakiegoś normalnego,
chronologicznego wykładu historii literatury rosyjskiej XX wieku. Bo ja jej nie
znam i potrzebuję systematycznych informacji na jej temat. No, tak prosto sobie
myślałam, że tam będzie o tym i o owym, logicznie i po kolei, czyli „po Bożemu”.
Ja naprawdę muszę najpierw wiedzieć coś tam o poszczególnych rosyjskich
pisarzach i ich twórczości, znać pewne pojęcia, zanim zacznę czytać jakieś
luźne pogawędki na ich temat. W Polsce brakuje współcześnie takiego właśnie –
normalnego – opracowania na temat rosyjskiej kultury. Ostatnie duże opracowania
na temat rosyjskiej literatury wyszły w czasach Polski Ludowej. I miałam
nadzieję, że wydawnictwo Sic! uzupełni tę lukę. Ale gdzie tam!
Przy
okazji – ja nie mówię, że „Czarodziejski chór. Historia kultury rosyjskiej od
Tołstoja do Sołżenicyna” to jest zła książka. Nie, to jest całkiem dobra książka!
Jeśli ktoś zna perfekcyjnie współczesną literaturę rosyjską i radziecką (oraz
jej twórców) to pewnie będzie czerpał wiele przyjemności z jej lektury. Poczyta
sobie płynące wolno i meandrycznie chaotyczne pogawędki autora i może nawet
będzie zadowolony. Ale ja jej nie znam.
Ja jestem tylko „zainteresowana” literaturą rosyjską, coś tam czytałam, coś tam
liznęłam, ale na tym koniec. I mam inne oczekiwania. Tak więc ta książka jest chyba skierowana do
innego adresata, a nie do mnie. Bo dla mnie jej lektura była bardzo męcząca,
nawet chwilami nudna, gdyż nie zawsze wiedziałam, o co chodzi. Miałam wrażenie,
że przedzieram się przez dzieło skonstruowane na zasadzie „ignotum per ignotum”,
czyli wyjaśniania nieznanego nieznanym.
No
i jestem zawiedziona. Bo miało być o historii literatury rosyjskiej, a tu
wykładu na ten temat nie widzę. Miały być anegdoty i ploteczki, a jest ich mało.
Miało być lekko, a jest zakalcowato. Miało być ciekawie, a jest nudnie.
Zasnęłam przy tej książce przynajmniej pięć razy! Jedyne anegdoty jakie
zapamiętałam, to rzekomy romans hrabiego Józefa Czapskiego z poetką Anną
Achmatową w Taszkiencie podczas wojny (i że ich specsłużby śledziły), a także
fakt, że reżyser Andriej Tarkowski dowiedział się od ducha poety Borysa Pasternaka
na seansie spirytystycznym, że nakręci siedem filmów. Nakręcił i umarł.
Aaa, jeszcze nie podobają mi się wybory i oceny Wołkowa, co
jest dobre, a co nie jest w rosyjskiej literaturze. Bo – jego zdaniem – dobre jest
to, co jest raczej nudne i co się ludziom nie podoba. Zgorszony pisze na
przykład, że wszelkie rankingi na powieść XX wieku wygrywa w Rosji „Mistrz i
Małgorzata” Michaiła Bułhakowa a nie np. „Doktor Żywago” Borysa Pasternaka. No,
panie kochany Salomonie Wołkow, a któż to przeczytał „Doktora Żywago” bez przymusu i z własnej woli? Są
tacy? Nie widzę! „Doktora Żywago” to się zna z filmu (genialnego zresztą), a
nie z książki. Za to „Mistrza i Małgorzatę” czytają wszyscy, nie tylko w Rosji,
ale gdzie indziej także. I tak dalej…
W
ogóle, co jest z tym wydawnictwem SIC!, że wydaje takie dziwaczne książki na
temat literatury rosyjskiej? Miałam już bowiem nieprzyjemność czytać wydane
przez nich prace na temat Iwana Bunina (Renaty Lis), Antona Czechowa (Leonin
Bieżyn) i to dzieło Salomona W. I wszystkie, moim zdaniem, są do niczego! Nic
nie wnoszą w moją wiedzę, no nic! Nie wiem, może jakimś snobom się podobają,
ale ja jestem prosty, zwykły czytelnik, do tego lubię literaturę rosyjską… I bardzo,
ale to bardzo nie lubię smętnego ględzenia i przesadnego intelektualizmu, jakie
spotykam w książkach wydawnictwa Sic!. Kolejne książki tej oficyny będę omijać
szerokim łukiem!
I
czemu jest tak, że w Polsce wydaje się książki o Rosji napisane przez
amerykańskich Żydów? Jakieś Salomony, Pipesy, Figesy, Montefiore? Wyłącznie! A
nie wydaje się książek o Rosji napisanych przez Rosjan? Zero! Null! To jest
bardzo dziwne, prawda?
Wołkow
Sołomon, „Czarodziejski chór. Historia kultury rosyjskiej od Tołstoja do
Sołżenicyna”, tłum. Wojciech
Stanisławski, wyd. Sic!, Warszawa 2015
"Mistrz i Małgorzata" jak jeszcze była w spisie lektur, była najchętniej czytaną książką przez moich uczniów.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że została zmarnowana szansa na porządną historię kultury rosyjskiej, bo faktycznie nie jest u nas znana.
Właściwie to od czasu, kiedy wydano monumentalne opracowania Bazylowa, a potem mniej znanego, ale równie doskonałego Bilingtona ("Ikona i topór") to niewiele się u nas wydaje na temat historii kultury rosyjskiej, mam na myśli opracowania całościowe. Nie wiem, z czego sie uczą na filologii rosyjskiej, czyżby nadal z Bazylowa jak w latach 80.? Bazylow jest OK, ale coś nowszego by się przydało koniecznie.
UsuńA teraz "Mistrz i Małgorzata" to już nie jest w spisie lektur?
UsuńNie jestem na bieżąco ;) Myślałam, że jest.
Autorka założyła sobie, że książka ma być "podręcznikiem dla laików" i ma pretensje do niej za własną niewiedzę. Syntezą to jest "Historia literatury rosyjskiej XX wieku" pod red. A. Drawicza, PWN Warszawa 1997 (a więc nie żadna tam Polska Ludowa), są jeszcze inne pozycje uzupełniające. Wzmiankowana książka Renaty Lis o Buninie jest niemal wybitna, ale rzeczywiście chyba nie dla kogoś, kto pisze "recenzje" na zasadzie: nic nie zrozumiałam, więc musi to być kiepskie. O książce Wołkowa niczego się z tego tekstu nie dowiedziałem...
OdpowiedzUsuńDobry człowieku, Pan chyba nie rozumie poetyki oraz stylistyki gatunku zwanego blogiem recenzenckim :)))
UsuńOtóż, jest to pamiętnik moich wrażeń z przeczytanych lektur i mogę sobie tu pisać, co mi się żywnie podoba. A jak się nie podoba - droga wolna! Adios muchachos!