Od
dawna nie czytam już powieści historycznych, jednak z ogromną nadzieją na dobrą
lekturę sięgnęłam po książkę Elżbiety Cherezińskiej „Harda” opowiadającą o
losach piastowskiej księżniczki Świętosławy/Sygrydy. Z nadzieją dlatego, że
z różnych stron słyszę same peany na cześć pisarstwa pani Cherezińskiej, a zupełnie
nie znam jej książek, no i z uwagi na interesującą bohaterkę przez nią opisaną.
Chciałam poddać to weryfikacji, no i nie zawiodłam się.
Świętosława
czyli Sygryda zwana Storrada (Dumna), to postać to na poły baśniowa i nie
wiadomo, czy w ogóle istniała w rzeczywistości.
Jeśli tak, to była albo córką albo siostrą Bolesława Chrobrego, a potem
kolejno żoną dwóch królów skandynawskich (króla Szwecji i króla Danii), zaś jej
synowie zostali królami Anglii. Jej wielką miłością miał być król Norwegii Olaf
Trygwasson, z którym widzimy go na tej ilustracji:
Wiadomości
na temat Świętosławy są bardzo skąpe i porozrzucane w różnych miejscach. Nawet
jej imię nie jest pewne. Jest też taka ewentualność, że ta postać została
zlepiona przez skandynawskich bardów i niemieckich kronikarzy z wiadomości o
kilku różnych osobach. Jeśli istniała realnie, z pewnością nie była osobą
tuzinkową, bo nawet w epoce średniowiecznej, kiedy kobiety pozbawione były
wszelkich praw i traktowane jako zdobycz wojenna (branki) lub przedmiot
przetargowy (córki) Świętosława dała się poznać jako dama z wielkich
charakterem: silna, waleczna, samodzielna, a nawet okrutna. Barwny rozdział na jej
temat przeczytałam może z 35 lat temu w książce Jadwigi Żylińskiej „Piastówny i
żony Piastów” (polecam!) i pamiętam go do tej pory.
No
i właśnie Świętosława jest tytułową bohaterką najnowszej powieści Elżbiety Cherezińskiej.
Rzecz zaczyna się od tego, że książę Polan Mieszko I postanawia przyjąć
chrześcijaństwo, żegna się ze swymi licznymi żonami i morduje głównego kapłana
pogańskiego sanktuarium. Po czym chrzci się w nurtach rzeki wraz ze swoją drużyną
i żeni się z przybyłą z Czech księżniczką Dobrawą, która rodzi mu dwoje dzieci:
Bolesława i Świętosławę. Autorka pokazuje panowanie Mieszka na tle ówczesnej
Europy, czytamy więc o kontaktach ze Skandynawią, pogańskimi plemionami
słowiańskimi, niemiecką arystokracją, sąsiadami z Czech i Węgier. Opowieść prowadzona
jest umiejętnie i wielowątkowo: obok dziejów Świętosławy czytamy także o losach
Mieszka i Bolesława, ich żon, jak również skandynawskich władców i wojowników. Podczas lektury trzeba pilnie uważać, by nie pogubić się w gąszczu szwedzkich,
norweskich i duńskich imion. Mam
podejrzenie, że książka była pisana na cześć 1050 rocznicy chrztu Polski, bo ten temat
jest równie ważny jak dzieje głównej bohaterki. Zresztą, mowa jest także o
przyjęciu chrześcijaństwa przez kraje skandynawskie i wszechobecnej walce nowej,
atrakcyjniejszej religii ze starymi, tradycyjnymi wierzeniami.
Dużym
plusem tej książki jest brak językowej archaizacji typowej dla dawnej polskiej
powieści historycznej. Czytając „Hardą” nie trzeba przedzierać się przez różne
tam „daj ać ja pobruszę, a ty poczywaj”; można sobie odpuścić te wszystkie gontyny,
żerce, białki i inne pojęcia, których znaczenie trzeba sprawdzać w słowniku. Opowieść
jest pisana językiem współczesnym, jasnym i zrozumiałym nawet dla czytelnika
mało obytego z historią. Do tego jest bardzo barwna i panoramiczna, wypełniona
dramatycznymi wydarzeniami (jak spalenie przez Świętosławę zalotników w łaźni)
i okraszona licznymi scenami erotycznymi (z uwzględnieniem elementów
sadomasochistycznych), jednak przy tym wszystkim (a może mimo to?) narracja całości
toczy się dość wolno. Z tego powodu czytałam to w spokojnym rytmie, obyło się
bez gryzienia palców w napięciu… Niestety, niestety…
Powiem
szczerze, podobało mi się obrazowanie jakie spotkałam w „Hardej” i znakomicie,
wręcz sensualnie opisane sceny z dawnego życia Słowian i Skandynawów. Autorka z
ogromną umiejętnością przedstawia epokę średniowiecza, widać, że jest w tym
temacie dobrze przygotowana i doczytana. Przypuszczam, że odrobiła lekcje z historii,
także z historii życia codziennego w średniowieczu. Mam wrażenie, że niektóre
sprawy zna z autopsji (czyżby działała w grupach rekonstruktorskich?), jak np. jazdę
konną czy żeglarstwo. Jednak zdecydowanie lepiej wychodzi jej pisanie o
rycerskich pojedynkach i twardym męskim życiu dawnych wojów niż ciągnięcie
wątku miłosnego. W całej powieści wiele mówi się o miłości, sceny erotyczne są nawet
bardzo ostre, jednak ja nie odczułam pomiędzy bohaterami jakiejś wielkiej
chemii czy namiętności. Nie ma tego w warstwie słownej, nie wyczuwa się też tej
chemii pomiędzy słowami. Dlatego mam wrażenie, że jest to raczej książka dla
dużych chłopców, których uwiodą opisy bitew i pojedynków, niż dla pań
spragnionych romansu w średniowiecznym anturażu. Wspominam o tym, ponieważ
słyszałam od kogoś opinię, że „Cherezińska to polska Philippa Gregory” (czyli brytyjska
autorka, która napisała już milion romansowych powieści o kobietach epoki
Tudorów). Otóż, mówię z całą odpowiedzialnością, że Cherezińska to NIE JEST
polska Philippa Gregory, choć ma w tym kierunku pewne zadatki. Jednak by nią
została, musiałaby bardziej nacisnąć pedał z napisem „romans”. A nie wiem, czy
takie właśnie są zamiary szanownej Autorki. Może ona woli o tych wojach pisać
zamiast o miłości?
Na
skrzydełku „Hardej” jest z kolei opinia jakiegoś pana, że „Cherezińska to nowe wcielenie Henryka Sienkiewicza”. Z tym
się również nie zgodzę, bo u Sienkiewicza akcja płynie dosłownie błyskawicznie,
nie ma momentów przestoju ani zastanowienia, zaś bohaterowie nieustannie
przemieszczają się z miejsca na miejsce, jak w westernie. No i jest niesamowite
napięcie. Jak już wspomniałam, ostrej akcji ani wielkiego napięcia nie ma u
Cherezińskiej, akcja toczy się tu raczej spokojnie. „Harda” to taka powieść, że
można spokojnie wieczorem włożyć do środka zakładkę, by doczytać ją następnego
dnia. Nie ma tu przymusu czytania do rana, jak w przypadku powieści
przygodowych.
Jeśli
już miałabym szukać jakiegoś literackiego odnośnika dla tej pisarki, to – moim zdaniem
– byłby to raczej Józef Ignacy Kraszewski z jego dokładnym obrazowaniem dawnych
dziejów i szczegółową, acz leniwą narracją.
Na
końcu książki jest informacja, że „Harda” jest pierwszą częścią opowieści o
losach Świętosławy, kolejna ma nosić tytuł „Królowa”. Myślę, że po nią sięgnę,
jak wyjdzie.
Przy
okazji, tak mi przyszło do głowy, by odświeżyć sobie stare powieści o polskich Piastach, poczytać sobie Żylińską
(„Złota włócznia”), Gołubiewa (cykl „Bolesław Chrobry”), Parnickiego, Bunscha
czy nawet Kraszewskiego. Nie wiem, czy to zrealizuję, bo jakoś zawsze szkoda mi
czasu na czytanie fikcji. Ale czuję się zainspirowana! Nie wiem, jak przebrnę
przez mocno archaizującego Gołubiewa, ale skoro udało się za młodu, to czemu by
nie spróbować jeszcze raz?
Cherezińska
Elżbieta, „Harda”, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2016
To fajnie, że polecasz. Ja też jeszcze nie czytałam. I też planuję poczytać Kraszewskiego. Parnickiego wspominam ze studiów jako wyjątkowo ciężką lekturę.
OdpowiedzUsuńA jeszcze do kolekcji wygrzebałam takiego pisarza Grabskiego, autora "Sagi o jarlu Broniszu", brzmi znajomo, ale nie znam. Trzeba by też zajrzeć, jak już...
UsuńParnicki jest trudny, też przedzierałam się przez jego książki z bólem, ale zapamiętałam jego ciekawe rozważania o historii i polityce. Na studiach czytałam "Srebrne orły" i "Koniec Zgody Narodów". Ta pierwsza jest o Polsce, druga dzieje się gdzieś w starożytności.