Translate

niedziela, 6 marca 2016

Joanna Siedlecka „Biografie odtajnione”



Informuję, że nadal jestem czytelniczo wytrącona z równowagi po lekturze „Tajemnicy lady Audley” Mary Braddon. Łapię się za różne książki, zaczynam, nadgryzam, zostawiam, nic mi się nie podoba. Wczoraj zaczęłam czytać wypożyczoną właśnie z biblioteki najnowszą książkę Joanny Siedleckiej „Biografie odtajnione”, której małe fragmenty znałam już wcześniej z łamów tygodnika „Do Rzeczy”.

No, mój Boże kochany, i po co ja do tego zaglądałam? Potrzebne mi to było? Ciekawość pierwszy stopień do piekła, jak mówią. Jasne, że jak już zajrzałam, to doczytałam do końca, bo Siedlecka, jak zwykle w świetnej formie, pisze ciekawie i zajmująco. Ale potem został mi w głowie taki ogromny, obrzydliwy niesmak i poczucie, jakbym taplała się w bagnie pełnym gówna. Oczywiście, nie jest to wina autorki, bo jak wspomniałam, ta książka jest tak napisana, że znakomicie się czyta, ale poruszanych przez panią Siedlecką tematów. A są to straszne tematy, wręcz szekspirowskie.

Parę przykładów… 

Oto matka i córka, czyli Janina Broniewska, autorka mojej lektury szkolnej z czasów PRL-u  „O człowieku, który się kulom nie kłaniał” (o generale „Walterze” - Karolu Świerczewskim zamordowanym przez bandy UPA w Bieszczadach) i jej córka Joanna Broniewska, córka poety Władysława Broniewskiego, miały w tym samym czasie tego samego kochanka, pisarza Bohdana Czeszkę (autora powieści „Pokolenie” sfilmowanej przez Andrzeja Wajdę), w efekcie tego chorego układu córka popełniła samobójstwo, trując się gazem, ojciec został na siłę zamknięty w psychiatryku, a zdradzany mąż córki okazał się kapusiem. Jakbym taki wątek fabularny obejrzała w jakiejś telewizyjnej soap operze, to bym nie uwierzyła. 

Oto Alicja Lisiecka, jakoby jedna z najważniejszych krytyczek literackich lat 1960. ucieka na Zachód, mieszka w Londynie, potem kilkanaście lat dobija się, by wpuszczono ją z powrotem do PRL-u, w końcu rozpija się, wpada w depresję i ląduje w psychiatryku. Szczerze mówiąc, o Lisieckiej nigdy wcześniej nie słyszałam, ale ta historia jest okrutna niesamowicie. Na dodatek pani Lisiecka nadal żyje w tym psychiatryku i nie ma nikogo bliskiego, kto by się podjął nad nią opieki, więc nie chcą jej wypisać. A kiedyś była tak ważna, że bała się jej sama Maria Janion! To dopiero coś! 

Oto reżyser teatralny Konrad Swinarski, folksdojcz, albo pochodzący z rodziny folksdojczy (trudno mi było wyczuć, w czym rzecz, nie jest to jasno powiedziane), który bardziej czuł się Niemcem niż Polakiem, do tego był homoseksualistą i zdradzał żonę z młodymi facetami, a ona za to donosiła na niego na SB. No, jakby mnie mąż zdradzał z innym facetami, to nie wiem, co bym mu zrobiła! To strasznie hańbiące dla kobiety, być parawanem dla takiego zboczenia męża! Także historia jak z serialu… 

Oto Jerzy Zawieyski, niegdyś poseł na Sejm i ważny poeta katolicki, okazuje się pederastą uwodzącym młodych kleryków, brrrr ohyda!!! 
 
 I tak dalej, i tak dalej… 

Nie są to na pewno miłe obyczajowe ploteczki o twórcach, ale raczej wyciąganie ich najtajniejszych sekretów! I trudno powiedzieć, kto w tych historiach jest katem, a kto ofiarą. Kogo mamy potępić, a komu współczuć? Czy gorszy jest ten, co popełniał te różne obyczajowe obrzydliwości, czy też ten, który informował o nich odpowiednie organy? Nie mam pojęcia. Oto temat do dyskusji dla etyków i filozofów. 

Ale wiem jedno. Jako osoba, która spędziła więcej życia w PRL-u, pamiętam, że tzw. „biały domek” czyli lokalna siedziba PZPR, był często ostatnią ostoją i ratunkiem dla zdradzanych żon. Pamiętam takie historie ze szkoły. Moja najlepsza koleżanka z podstawówki miała takiego tatusia, który „był z zawodu dyrektorem”, jak z filmu „Poszukiwany-poszukiwana” Stanisława Barei, no i zaczął nagle brykać. Późno wracał z pracy, czasem w ogóle nie wracał na noc. Kiedy jej matka wyśledziła, że mąż ma kochankę, najpierw obiła jego „szparkę-sekretarkę” parasolką na ulicy, a potem poszła do PZPR  na skargę i tak uratowała swoje małżeństwo. Oczywiście, ten sposób działał tylko w przypadku towarzyszy wyżej postawionych, o których moralność partia dbała. Towarzysze nie mogli zdradzać żon i tyle! Strach pomyśleć, że dzisiaj ta zacna osoba, która była zdradzaną żoną, zostałaby uznana za agentkę donoszącą na męża... A może także założyli jej teczkę? Ale jaja!

Siedlecka Joanna, „Biografie odtajnione”, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2015

1 komentarz:

  1. Konrad Swinarski droga Pani pochodził z rodziny polskiego oficera, jego matka podpisała Volkslistę.

    OdpowiedzUsuń