Translate

wtorek, 27 października 2015

Donna Tartt, „Szczygieł”




Powieść amerykańskiej autorki Donny Tartt pt. „Szczygieł” wpisuje się we współczesną modę pisania obszernych książek nawiązujących do dziewiętnastowiecznych tradycji Charles’a Dickensa. Jest to rzecz z gatunku Bildungsroman, czyli powieść o dojrzewaniu. 

Zawiązanie akcji jest następujące. Nowy Jork, czasy współczesne. Oto 13-letni Theodor idzie z matką do muzeum, tam wpada mu w oko maleńki obraz siedemnastowiecznego malarza niderlandzkiego Carela Fabritiusa „Szczygieł”. W muzeum ktoś podkłada bombę i następuje eksplozja, ginie matka chłopca, on zaś przeżywa pod gruzami. Po katastrofie przez chwilę rozmawia z umierającym starszym człowiekiem, która każe mu zdjąć ze ściany obraz Fabritiusa. Staruszek daje mu swój rodowy pierścień i prosi, by zaniósł go pod wskazany adres. 

Dalszy ciąg akcji jest następstwem początkowej katastrofy. Theodor jest sierotą, opiekują się nim różni ludzie, pomału dorasta, aż w końcu, po skończeniu edukacji, zostaje młodszym wspólnikiem starego antykwariusza handlującego zabytkowymi meblami, przez cały czas borykając się z szokiem pourazowym po zamachu w muzeum i poczuciem winy za śmierć matki. Równolegle do dziejów chłopca toczy się historia skradzionego przezeń obrazu. Poza tym, mamy tu próbę opisania panoramy społecznej Nowego Jorku. Są klasy wyższe reprezentowane przez arystokrację z Park Avenue, klasy średnie – czyli antykwariusz i jego znajomi oraz klasy niższe – handlarze narkotykami i rusko-ukraińska mafia. No i tyle. To wszystko rozpisane na 839 stron. 

W pewnym sensie autorka osiągnęła sukces, to jest troszeczkę udało się jej podrobić powieść wiktoriańską, a tego podobno chciała. Pisała tę książkę 10 lat, męcząc się straszliwie. Efekty są takie: kompozycja całości, sposób obrazowania i technika pisarska Donny Tartt są wiktoriańskie, wiktoriański jest sposób przedstawiania uczuć i powściągliwy styl pisania o seksie, wiktoriańskie jest podejście do sztuki (chodzi o naiwną wiarę ludzi z XIX wieku, że kontakt ze sztuką powoduje doskonalenie się człowieka), wiktoriańska jest konstrukcja psychiczna bohatera, który niczym doktor Jekyll i mister Hyde zmienia się w zależności od tego, ile wziął narkotyku lub wypił alkoholu. Nie udało się jednak Donnie Tartt stworzyć w swej powieści naśladownictwa wiktoriańskiej wielowątkowości fabularnej, kiedy to różne wątki prowadzone są przez jakiś czas osobno, a później splatają się w misterny węzeł. „Szczygieł” ma wyjątkowo prymitywną jednowątkową fabułę, która rozwija się dość  naiwnie od punktu A do punktu B,  niczym w skromnej nowelce.

Autorka nawiązała w swym tekście do wielu znanych tekstów literackich. Przede wszystkim do powieści Dickensa (głównie „Oliver Twist”, „Wielkie nadzieje”, „David Copperfield”, ale nie tylko), do twórczości Roberta Louisa Stevensona („Wyspa skarbów”, „Porwany za młodu”, „Doktor Jekyll i pan Hyde”) a nawet Wilkie Collinsa. Jeśli chodzi o literaturę amerykańską, to robi aluzje do twórczości Washingtona Irvinga, Nataniela Hawthorna, Edith Wharton, Harper Lee, Trumana Capote’a no i przede wszystkim – Jerome’a D. Salingera, którego „Buszujący w zbożu” patronuje całości na równi z  (znów wracamy do Brytyjczyków) „Olivierem Twistem” Dickensa i  „Harry Potterem” J. K. Rowling. Być może jest tam jeszcze więcej literackich zapożyczeń, ale nie zajmowałam się specjalnie ich śledzeniem. Te, które wymieniłam, narzuciły mi się najbardziej w trakcie lektury. 

Jak to się czyta? Nudno i bez emocji. Brnęłam przez całość wyłącznie dlatego, że zainteresowała mnie idea odtworzenia wiktoriańskiej powieści dzisiaj. Autorka jednak zrobiła taką podróbkę jakie robił jej bohater, stary stolarz (jedna noga antycznego krzesła, trzy dorobione, siedzenie z innego krzesła, wszystko razem sztucznie spatynowane i sprzedane jako oryginał). No, owszem, można przeczytać, ale po co? Chyba, że ktoś ma za dużo czasu. Może zresztą o to chodziło? Wszak wiktoriańskie powieści dlatego były takie długie i skomplikowane, bo miały zapewniać rozrywkę znudzonym mieszczanom w długie, zimowe wieczory. Jednak wiktoriańskie powieści, mimo olbrzymich rozmiarów nie bywały nudne. Czytało się je z wypiekami na twarzy, gryząc palce z podniecenia i w napięciu śledząc losy bohatera. Tutaj tego nie mamy. Przyglądamy się losom Theodora leniwie, jak przez szybkę, śledząc jego historię niczym ruchy rybki w akwarium. Lektura tej książki Donny Tartt nie podnieca i nie zaciekawia, w przeciwieństwie do jej wcześniejszej „Tajemnej historii”, także pełnej literackich odniesień, ale jakże świeżej i oryginalnej w porównaniu ze „Szczygłem”. 

No, dobra, ja się czepiam i wybrzydzam, znudzona śmiertelnie tymi zapożyczeniami, i tą sałatką stylów, a Amerykanie zesrali się z podziwu i nadawali autorce masę różnych swoich nagród, w tym Nagrodę Pulitzera. Biedny naród, nie mają swojej oryginalnej literatury, a jak chcą napisać coś oryginalnego to zwyczajnie przepisują z Biblii (Herman Melville, William Faulkner, John Steinbeck). Jedyne warte czytania, świeże i oryginalne amerykańskie teksty napisali Edgar Allan Poe, Jack London, Margaret Mitchell i Stephen King (ale tylko za młodu). 

Dobra, pożyjemy, zobaczymy… Czas pokaże. Jeśli ktoś będzie czytał „Szczygła” za sto lat, to jest to dobra literatura, a jeśli nie, to naprawdę szkoda czasu. 

  Tartt Donna, „Szczygieł”, tłum. Jerzy Kozłowski, Znak Litera Nowa, Kraków 2015

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe, bardzo.. Nie czytałam jeszcze 'Szczygła', ale ta cała analiza mnie zaciekawiła. Nie wiem tylko czy do książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, jak masz dużo czasu, na przykład grypę, to możesz się zapoznać :)))
      Ja się ostatnio bardzo marnie czułam, polegiwałam, więc i tak nie było nic innego do roboty...

      Usuń
  2. A dla mnie ta ksiązka to wręcz arcydzieło i pełen zachwyt. Jak to można się pięknie róznić :) Polecam recenzję: http://archiwummeryorzeszko.blogspot.com/2015/10/donna-tartt-szczygie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jestem zblazowana? ;)
      Wychowałam się na Dickensie...

      Usuń