Translate

poniedziałek, 12 marca 2018

Colleen McCullough, „Ptaki ciernistych krzewów”




Któż w latach 1980. nie oglądał „Ptaków ciernistych krzewów”? Kiedy pokazywano australijski serial o zakazanej miłości pięknego księdza i dziewczyny z wielkiej farmy owczej – ulice w całej Polsce pustoszały tak samo, jak działo się w przypadku brazylijskiego serialu „Isaura”.

„Ptakom ciernistych krzewów” potężną reklamę robili jeszcze księża katoliccy , którzy podobno z ambony rzucali na ten serial anatemy i zakazywali wręcz jego oglądania. Sama wprawdzie nie słyszałam takiego zakazu z ust księdza, ale to może dlatego, że w tamtym czasie byłam trochę na bakier z KK i na msze uczęszczałam bardzo rzadko. Ale znajomi słyszeli i mówili, że „nasz proboszcz nie kazał tego oglądać”. A sam pewnie oglądał, bo skąd by wiedział, o czym to? 

Co tu dużo mówić! Serial był świetny! Oglądało się go z przyjemnością, nie tylko z powodu wątku miłosnego, choć ten był przecież najważniejszy. 

Ale poza tym, było to coś, co lubią widzowie na całym świecie. Wielka, panoramiczna saga rodzinna, krwiste postaci, piękne plenery w egzotycznych, australijskich okolicznościach przyrody i kapitalne aktorstwo. Czegóż chcieć więcej? Niektórzy wprawdzie narzekali, że ksiądz Ralph de Bricassart jest trochę pedrylowaty, że co ta Meggie w nim widziała, skoro miała przecież takiego przystojnego i seksownego męża… To był czas, kiedy nie dochodziły do nas plotki ze świata filmowego, nie było żadnych kolorowych pisemek o aktorach, więc nikt chyba w Polsce nie wiedział, że aktor grający księdza jest homoseksualistą. Ale to chyba było widać i baby wyczuły ten brak prawdziwej męskiej energii.  Prawdziwe kobiety nie lubią homoseksualistów!

Mnie też bardziej od pedrylowatego księżulka podobał się przystojny aktor grający męża Meggie, z którym zresztą Meggie, to znaczy grająca ją aktorka miała romans w trakcie kręcenia filmu, potem wyszła za niego za mąż i urodziła mu troje dzieci. Ale tego dowiedziałam się wczoraj z YT, kiedy już skończyłam czytać książkę i szukałam sensacji. 

Powieść Colleen McCullough wyszła w latach 1970. i od razu stała się międzynarodowym bestsellerem literackim. Wikipedia podaje, że na całym świecie sprzedano ponad 33 miliony egzemplarzy tej książki. Z tego, co wyszukałam w sieci wynika, że ten tekst ma zabarwienie autobiograficzne. Np. brat autorki utonął w morzu u brzegu Krety w takich samych okolicznościach jak jeden z bohaterów książki. Ona sama zresztą pochodziła z Australii i dobrze znała świat hodowców owiec i wielkich plantacji, który opisała w tej powieści. Jej matka, podobnie jak matka Meggie, miała też maoryskie korzenie. I tak dalej… 

Jakoś tak po obejrzeniu serialu nie miałam ochoty na poznanie literackiego pierwowzoru, choć wiedziałam, że ta powieść została przetłumaczona na polski i ukazała się u nas chyba dwadzieścia lat temu. Ale jakoś tak mnie ostatnio naszło na czytanie sag rodzinnych. „Ptaki ciernistych krzewów” były na mojej liście sagowej, więc znalazłam je niedawno w moim ulubionym antykwariacie WAW (polecam kupowanie czytadeł w antykwariatch! Zapłaciłam za tą książkę tylko 19 złotych, a nowe wydanie jest w Empiku za ponad 30 złotych.) i zamówiłam ostatnio jak zamawiałam sobie czytadła na zimę (bo skręciłam nogę w kolanie i nie mogę tak często chodzić do biblioteki, jak bym chciała.)

Szczerze mówiąc, nie oczekiwałam wiele od tej powieści. Sądziłam, że to badziewie literackie. Będzie romans o miłości księdza i tak dalej… Ale, cóż? Czy trzydzieści (a może więcej?) milionów czytelników na całym świecie może się mylić? No nie może! Wbrew temu, czego się spodziewałam, powieść okazała się znakomita! Wielką jej zaletą jest to, że „trzyma” czytelnika od początku do końca. Wprost oderwać się od niej nie można! Przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością, choć bez napięcia nerwowego, bo przecież wiedziałam, jak to wszystko się skończy.

Odkładam tę książkę do mojej specjalnej szafki, w której trzymam czytadła wszechczasów. Myślę, że będę do niej wracać! Zamierzam też zainteresować się w ogóle pisarstwem Colleen McCoullogh. Niedawno zmarła pisarka pozostawiła spory dorobek literacki i (będą plotki) sporą fortunę, w tym rezydencję na małej wyspie w pobliżu Australii. Jak wyczytałam w anglojęzycznej prasie, o tę rezydencję toczy się obecnie spór prawny pomiędzy mężem pisarki a jakimś uniwersytetem. Zarówno wdowiec, jak i uczelnia uważają, że są spadkobiercami tej posiadłości. Sprawa jest rozwojowa i też nadaje się na serial odcinkowy. 

Przeżyjmy to jeszcze raz:




McCullough Colleen, „Ptaki ciernistych krzewów”, tłum. Małgorzata Grabowska i Iwona Zych, wyd. Świat Książki, Warszawa 2001

4 komentarze:

  1. Kiedy sięgałam po "Ptaki ciernistych krzewów" też obawiałam się, że będzie to badziewne romansidło. A dostałam pasjonującą sagę rodzinną! To było cudowne zaskoczenie!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie, nieraz bywają takie niespodzianki literackie! Chociaż rzadko!
      Już zajrzałam do Ciebie, fajny blog, będę wpadać!

      Usuń
  2. Film był dobry ale książka jednak jest lepsza wg mnie.Też z półki moje ukochane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest jednak nieco inna niż serial. Może więcej w niej sagi rodzinnej niż romansu? A ja akurat lubię sagi i sporo ich czytam.

      Usuń