„Wyprawa
do Chiwy” Frederica Burnaby’ego to klasyka wiktoriańskiej literatury
podróżniczej. Książka ta pod wieloma względami przypomina głośną powieść
Juliusza Verne’a „W osiemdziesiąt dni dookoła świata”, z tym, że – w przeciwieństwie
do fikcyjnego bohatera tej powieści Fileasa Fogga – brytyjski kapitan Burnaby
naprawdę odbył swoją podróż i sam ją potem opisał.
Frederic
Burnaby (1842-1885), widoczny powyżej na wspaniałym portrecie z epoki, należał do celebrytów
epoki wiktoriańskiej. Ogromną sławę przyniosła mu właśnie książka „Wyprawa do
Chiwy”, która natychmiast po wydaniu w 1876 roku stała się wielkim bestsellerem
literackim. Był synem pastora z Yorkshire, w młodości kształcił się w typowych
brytyjskich szkołach z internatem. Już wtedy odznaczał się olbrzymim wzrostem i
nadludzką siłą. Mógł podobno unieść do góry pod każdą pachą jednego ze swych
kolegów szkolnych, potem unosił nawet dwa kucyki. Nie był jednak typowym okazem
osiłka, bowiem został dobrze wyedukowany, także pod względem lingwistycznym.
Znał podobno aż siedem języków obcych, w tym język rosyjski, co w tamtych
czasach było wielką rzadkością wśród Anglików. Jako młody człowiek, w 1859 roku
wstąpił do wojska, służył w kawalerii (Royal Horse Guard). Kochał ryzyko i
przygody, w wolnych chwilach (wojskowi mieli wtedy długie urlopy) jeździł po
świecie jako korespondent wojenny, latał balonem i podejmował długie, pełne
przygód podróże. Nasuwa się pytanie, czy był może szpiegiem? Na to właśnie
wskazywałyby jego umiejętności językowe i egzotyczne wyprawy podróżnicze do
krajów, którymi interesowało się brytyjskie imperium.
Można
mieć także podejrzenie, że jego wyprawa do Chiwy w Azji Centralnej 1875 roku,
terytorium której zostało niedawno (w 1873 r.) zostało podbite przez wojska
rosyjskie, miała charakter szpiegowski. Chanat Chiwy wówczas jeszcze istniał, ale
był już pod protektoratem Rosji, stacjonowały tam rosyjskie wojska, Rosjanie pobierali
podatki od władcy tego państewka. Czy kapitan Burnaby został tam wysłany w
misji szpiegowskiej? Tego nie dowiemy się z książki. Czytamy tam tylko, że
pewnego pięknego dnia siedząc ze znajomymi w Afryce gdzieś nad Nilem,
postanowił wybrać się właśnie do Chiwy. Rosjanie zakazują tam jeździć
obywatelom obcych państw? Aaa, to jeszcze lepiej! W takim razie pojadę tam na
pewno! Podróż ta zyska interesujący pieprzyk, jako owoc zakazany. Innych
powodów wyjazdu kapitan Burnaby właściwie nie podaje.
Wyprawa
do Chiwy odbyła się w najbardziej niekorzystnym okresie roku, to jest w sezonie
jesienno-zimowym, bo wtedy właśnie kapitan Burnaby miał kilkumiesięczny urlop
wojskowy. Wybrał się tam w czasie
okrutnej rosyjskiej zimy, jechał w mrozie i śniegu. Podobno o tej jego
wycieczce nie był poinformowany jego przełożony w wojsku, jednak wiedziały o
niej inne czynniki, m. in. dyplomaci brytyjscy i rosyjscy. Burnaby rozpoczął
swoją podróż od stolicy Rosji, czyli do Petersburga, gdzie okazało się, że
właściwie to może pojechać do Azji Centralnej. Z Petersburga pojechał pociągiem
do Orenburga, dokąd wówczas dochodziły tory kolejowe, dalej stamtąd jechał już
saniami i wozami zaprzężonymi w konie lub wielbłądy, a częściowo na końskim
grzbiecie.
Sprawą,
która go najbardziej interesowała w czasie tej podróży były azjatyckie podboje
Rosji, które budziły wówczas zrozumiały niepokój Anglików siedzących wówczas w
Indiach. Imperium Brytyjskie obawiało się, że granice Rosji przesuwają się coraz
bardziej na południe i na wschód, a wkrótce mogą dosięgnąć Himalajów. Anglicy
nie byli pewni, czy wygrają w tej wielkiej grze toczonej przez dwa mocarstwa o
nowe ziemie podbijane w Azji, tym bardziej, że Rosja miała wówczas o wiele
więcej wojska.
Książka
Burnaby’ego pełna jest takich rozważań polityczno-geograficznych, ale jej
większość zajmują po prostu opisy podróży. Znajdziemy tu uwagi autora na temat
europejskiej części Rosji, rosyjskiej mentalności i sposobom życia, a także
wiele ciekawostek na temat Azji i Azjatów w XIX wieku. Ogromnym walorem tej
książki jest brak politycznej poprawności. Anglik z epoki wiktoriańskiej wie,
że jako biały człowiek (a zwłaszcza biały mężczyzna!) jest po prostu panem
świata, a służącego tłucze się po grzbiecie albo kopie w zadek, jak na to
zasłuży. Czytając opisy przygód autora miałam wrażenie, jakbym przeniosła się w
świat książek Juliusza Verne’, o czym wspomniałam już na początku. Czyta się to
bardzo szybko i lekko, opowieść Burnaby’ego skrzy się od dowcipu i zabawnych
anegdotek. Wychowałam się na książkach przygodowych pisanych w takim właśnie
duchu, więc podczas lektury czułam się tak, jakby wróciła do krainy
dzieciństwa.
Dalsze koleje losy kapitana, a raczej już pułkownika
(po drodze był awans wojskowy) Burnaby’ego były równie ciekawe. Żył aktywnie
szybko, nie unikał przygód. W 1879 roku ożenił się z Elizabeth
Hawkins-Whistead, brytyjską pionierką wspinaczki wysokogórskiej znanej bardziej
jako Mrs Aubrey Le Blond. Jednak krótko cieszył się szczęściem małżeńskim,
bowiem w 1882 roku poległ w słynnej bitwie pod Abu Klea w Afryce nad Nilem,
gdzie Brytyjczycy starli się z siłami sudańskich powstańców pod wodzą Mahdiego
(tego samego, o którym pisał Henryk Sienkiewicz w powieści „W pustyni i w
puszczy”).
Pułkownik
Burnaby zginął, ratując w czasie bitwy swoich kolegów. Jego śmierć przeszła do
legendy. Uznano go za jednego z największych wiktoriańskich bohaterów,
człowieka łączącego w sobie odwagę, żądzę przygód i wdzięk wielkiego pana. Niestety,
teraz, w dobie poprawności politycznej i w czasach, kiedy Wielka Brytania
odcina się od swojej kolonialnej przeszłości i przeprasza dawniej podbite ludy
za swoje wcześniejsze czyny, takie osoby jak pułkownik Burnaby nie są dobrze
widziane. Ku mojemu zdumieniu, ten bohater epoki wiktoriańskiej jest celowo
przemilczany, nie kręci się o nim filmów, nie pisze się o nim książek. Nie ma
kultu takich postaci w obecnej Wielkiej Brytanii. To jest dla mnie szok, jak
można zapomnieć o własnej imperialnej przeszłości.
Znalazłam
w sieci tylko jeden amatorski filmik poświęcony śmierci Frederica Burnaby’ego,
jest to nagranie starej angielskiej pieśni wojskowej:
Come listen to my story
lads there’s news from oversea,
The Camel Corps hath held their own and gained a
victory!
Weep not me boys for those who fell, they did not
flinch nor fear,
They stood their ground like Englishmen and died at
Abu Klea!
No more our Colonel’s form we’ll see, his foes have
struck him down,
His life on earth alas is o’er, but not his great
renown!
No more his merry voice we’ll hear, nor words of stern
command,
He died as he had often wished, his sabre in his hand!
Weep not me boys for those who fell, they did not
flinch nor fear,
They stood their ground like Englishmen and died at
Abu Klea!
Now Horse Guards Blue both old and young, each man
from front to rear,
Remember Colonel Burnaby at sandy Abu Klea!
And when old England calls the Blues to battle soon or
late,
We shan’t forget how soldierly the Colonel met his
fate.
Weep not me boys for those who fell, they did not
flinch nor fear,
They stood their ground like Englishmen and died and
Abu Klea!
Inna książka Burnaby’ego “On
Horseback Through Asia Minor” jest dostępna w oryginale na stronie “Forgotten
Books”. Polecam:
On Horseback Through Asia Minor - Forgotten Books
Burnaby
Frederic, „Wyprawa do Chiwy. Podróże i przygody w Azji Środkowej”, tłum. Tomasz
Bieroń, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2010 (seria podróże retro)
Źródło ilustracji: Wikipedia, File:Frederick Gustavus Burnaby by James
Jacques Tissot.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz