Translate

sobota, 18 lutego 2017

Igor Newerly, „Wzgórze Błękitnego Snu”




Jakaż to piękna książka! Za każdym razem, kiedy czytam „Wzgórze Błękitnego Snu” Igora Newerly’ego, wracam pamięcią do czasów wczesnej młodości, kiedy w napięciu pochłaniałam przygodowe powieści Jacka Londona, Jamesa Fenimoore’a Coopera, Jamesa Oliviera Curwooda, Roberta Louisa Stevensona, Karola Maya, Juliusza Verne’a czy też naszego Alfreda Szklarskiego.

Przyroda, która może być okrutna, ale też piękna i hojna dla tego, kto umie korzystać z jej darów. Człowiek szlachetny walczący z przeciwnościami losu. Przyjaźń. Miłość. Odwaga. Honor. Wierność ideałom. Rodzina. Dom. Jedzenie. Zwierzęta. Przygody. 

Takie właśnie podstawowe hasła wypełniały stronnice dawnych powieści przygodowych i do tych właśnie wartości sięgnął Igor Newerly, pisząc swą ostatnią powieść opowiadającą o losach polskiego zesłańca Bronisława Najdarowskiego, który na początku XX wieku został wplątany w spisek mający na celu zamordowanie Mikołaja II, a potem - jako niedoszły zamachowiec - najpierw był skazany na kilka lat katorgi, podczas której zakuty w kajdany pracował pod nadzorem i w straszliwych warunkach w „katorżniczym kraju”, to jest na Syberii, w okolicach Nerczyńska, zaś po zwolnieniu z katorgi miał odbywać karę wiecznego zesłania, które polegało na przymusowym, dożywotnim mieszkaniu na Syberii w rejonie oznaczonym przez władze. Tak właśnie rząd Rosji zabiegał o zaludnienie tej pięknej, ale pustej krainy. 

To jest rycina przedstawiająca Nerczyńsk pod koniec XVIII wieku:



Katorga za czasów carskich była koszmarem i nie każdemu udawało się ją przeżyć. Ale potem? Potem nie było już tak źle. Czasem nawet bywało bardzo dobrze. W żadnym wypadku nie można tego porównać z wieloletnim pobytem w łagrze za czasów sowieckich. Przymusowi zesłańcy byli właściwie wolnymi ludźmi, mieszkali sami, bez kontroli, nie było im tylko wolno wyjeżdżać w inne rejony Rosji, a już zupełnie nie mogli jechać za granicę. Chociaż ucieczki też się zdarzały. Wśród zesłańców było bardzo wielu Polaków, uczestników różnych naszych powstań. W powieści występuje np. autentyczna postać zesłańca Narcyza Wojciechowskiego, który dorobił się na Syberii ogromnej, dosłownie milionowej, fortuny. Z innymi też bywało nieźle: w samym tylko Irkucku Polacy prowadzili cukiernie, księgarnie, restauracje i hotele. Otwierali sklepy, zakłady rzemieślnicze, a nawet zbudowali swój kościół. Wszystko zależało od osobistej przedsiębiorczości, no i odrobiny szczęścia. Chociaż, zesłańców pożerała ogromna tęsknota za Polską, za rodziną i przyjaciółmi. 

Ich sytuację najlepiej ilustruje słynny obraz Jacka Malczewskiego z końca XIX wieku pt. „Wigilia na Syberii”, który dałam na początku tego wpisu. Jest Wigilia, biały obrus na stole, samowar, jedzenie, ale ludzie są smutni. Pobyt na Syberii w tamtych czasach to prawie jak wyjazd na Marsa. Ale co by nie mówić, jest ten biały obrus i coś na nim. Ten obraz wiele mówi o tym, jak traktowano zesłańców za czasów carskich. Nie było wtedy tak, jak w sowieckich łagrach. 

Wracając do naszej powieści… 

Bohater „Wzgórza Błękitnego Snu” ma farta. Szczęście nie opuszcza go praktycznie od pierwszych stron do ostatnich. Były partyjny konspirator i znakomity strzelec robi na Syberii karierę jako myśliwy, poszukuje złota, znajduje kochającą kobietę oraz przyjaciół na śmierć i życie, z czasem dorabia się własnego domu i w efekcie odnajduje szczęście. Może uciec stamtąd, ale tego nie robi. Na swej drodze spotyka prawie samych dobrych i życzliwych ludzi. Źli także są, ale z nimi walczy. 

Taki sposób prowadzenia fabuły powoduje, że „Wzgórze Błękitnego Snu” można po części odbierać jako baśń o szczęściu i o budowaniu własnej utopii daleko od cywilizacji. Ale ja uwielbiam czytać takie „robinsonady”, takie barwne relacje o powstawaniu domu, lepieniu pieców i pierogów. Uwielbiam też czytać o jedzeniu, a w tej powieści nie brakuje wspaniałych opisów prostego, ale sycącego jedzenia. Momentami miałam wrażenie, jakbym czytała o przygodach pana Pickwicka i jego kompanii, którzy bez przerwy jedli coś pysznego.    

W zakończeniu czytamy, że do napisania tej książki skłoniła autora wizyta na cmenatrzu na Powązkach w 1981 roku i zaduma nad znajdującymi się tam grobami polskich Sybiraków, którzy zostawili po sobie wiele pamiętników, ale żadnego większego utworu literackiego (poza twórczością Wacława Sieroszewskiego). Newerly postanowił uzupełnić tę lukę. 

Warto byłoby, gdyby jakiś wydawca zdecydował się na wznowienie tej powieści, bo kupić jej nigdzie nie sposób, a biblioteczny egzemplarz, z którego korzystałam przy tej lekturze, strasznie już złachany. Wygląda, o tak:



Bo ludzie to czytają! 




Uważam też, że ta powieść zasługuje na sfilmowanie. To przecież także jest „syberiada polska”!


Newerly Igor, „Wzgórze Błękitnego Snu”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1987

Źródła ilustracji: 

1.      Wikipedia, File:Malczewski wigilia na syberii.jpg
2.      Wikipedia, File:UB Maastricht - Ides 1710 - p 57.jpg

3 komentarze:

  1. Tak. To piękna książka. Takie niewydawanie Newerlyego też mi się nie podoba, bo szukam 'Żywego wiązania'.
    A w sprawie tej straszącej prababki to pamiętam, ale muszę zapytać mamę o kilka faktów i w tym celu czekam na dogodny moment, bo inaczej powie, że 'to głupoty jakieś'. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Newerly byc może ma złą opinię w pewnych kręgach ze względu na "Chłopca z Salskich Stepów". Nie wiem, czy znasz? To była lektura szkolna (chyba uzupełniająca?) w czasach PRL-u. Dobrze napisane pod względem literackim, ale raczej niezgodne z obecną wykładnią historyczną.
      Na opowieść o duchach czekam cierpliwie...

      Usuń
    2. Za moich czasów szkolnych akurat ją znieśli i nie wypadało czytać.... Ale mam audiobook i będę słuchać.
      Ja dopiero teraz po latach sięgnęłam do tego autora, choć książkę 'Leśne morze' dostałam od brata dawno temu...
      Myślę, że na tego pisarza nadszedł czas...

      Obiecuję, że wyślę informacje.Pozdrawiam

      Usuń