Mój
Boże! Cóż to za urocza książeczka! Dzięki niej zanurzyłam się w życie codzienne
dawnej Warszawy, to jest Warszawy sprzed nieco więcej niż stu lat. Jest to
praca przede wszystkim dla miłośników stolicy, ale nie tylko. Z chęcią
przeczyta ją każdy, kto lubi zbierać wiadomości o szczegółach powszedniego
bytowania naszych przodków. A jakie smakowite są tutaj historie i anegdoty! I
wszystko napisanem barwnym stylem, lekkim, leciutkim jak puch! To się czyta,
kochani, to się czyta!
Zobaczcie,
taki jest spis treści:
1.
Od autora
2. Prasa dawnej Warszawy
3. Drobne ogłoszenia
4. Czytelnie i wypożyczalnie książek
5. Księgarnie
6. Moje lektury dziecięce i dziewczęce
7. Introligatornie
8. Wystawy obrazów
9. Antykwariaty
10. Bracia Łopieńscy
11. Dworce kolejowe
12. Telefony
13. Bilety wizytowe
14. Letniska
15. Pensjonaty
16. Lombard
17. Kanoniczki
18. Biura pośrednictwa pracy
19. Sklepy wiejskie
20. Pieczywo i wędliny
21. Owocarnie
22. Samowar
23. Czarna kawa
24. Cukiernie
25. Sklepy z zabawkami
26. Choinka
27. Amazonki, tattersale, karuzele
28. Szewcy i rękawicznicy
29. Gorsety
30. Kapelusze
31. Biżuteria
32. Bogusław Herse
33. Zmienne barwy czasu
2. Prasa dawnej Warszawy
3. Drobne ogłoszenia
4. Czytelnie i wypożyczalnie książek
5. Księgarnie
6. Moje lektury dziecięce i dziewczęce
7. Introligatornie
8. Wystawy obrazów
9. Antykwariaty
10. Bracia Łopieńscy
11. Dworce kolejowe
12. Telefony
13. Bilety wizytowe
14. Letniska
15. Pensjonaty
16. Lombard
17. Kanoniczki
18. Biura pośrednictwa pracy
19. Sklepy wiejskie
20. Pieczywo i wędliny
21. Owocarnie
22. Samowar
23. Czarna kawa
24. Cukiernie
25. Sklepy z zabawkami
26. Choinka
27. Amazonki, tattersale, karuzele
28. Szewcy i rękawicznicy
29. Gorsety
30. Kapelusze
31. Biżuteria
32. Bogusław Herse
33. Zmienne barwy czasu
Brzmi
apetycznie, prawda?
Autorka
tej książki, Jadwiga Waydel Dmochowska (1893-1962), to bardzo interesująca
postać. Jej rodzice to znany warszawski adwokat Emil Waydel i Jadwiga z
Lublińskich Waydlowa, potem Pankiewiczowa (matka rozwiodła się z pierwszym
mężem i wyszła za malarza Józefa Pankiewicza, swoją pierwszą miłość i wyjechała
z nim do Paryża). Jadwiga spędziła dzieciństwo i młodość w Waraszawie, potem zaś
wyszła za mąż za ziemianina Stefana Dmochowskiego, kuzyna Henryka Sienkiewicza,
i w okresie międzywojennym mieszkała we dworze w miejscowości Burzec na ziemi
łukowskiej (ten dwór stał się prototypem dworu Skrzetuskich, to tam właśnie
Zagłoba bawił dzieci Skrzetuskiego). Dmochowska przeżyła w stolicy powstanie
warszawskie, a po wojnie zajmowała się zawodowo tłumaczeniami z literatury
obcej. Znała kilka języków obcych, tłumaczyła m. in. z rosyjskiego,
angielskiego, francuskiego i niemieckiego. Zawdzięczamy jej takie polskie
przekłady jak „Emma” Jane Austen, „Mefisto” Klausa Manna, „Dziennik roku zarazy”
Daniela Defoe, „Moulin Rouge” Pierre’a La Murre i inne tytuły.
Pod
koniec życia spisała wspomnienia o sobie i Warszawie z lat swej wczesnej
młodości. Pierwsza część tych wspomnień nosiła tytuł „Dawna Warszawa” i ukazała
się w 1958 roku, stając się momentalnie bestsellerem. Ulegając prośbom
czytelników, napisała drugą część „Jeszcze o dawnej Warszawie” wydaną w roku
1960, która także podobno sprzedawała się jak ciepłe bułeczki. Niestety, nie
udało mi się namierzyć pierwszej części. Musiałam zadowolić się drugą i
fragmentami pierwszej, które podczytywałam w Internecie.
Napisane
jest to cudownym, gawędziarskim stylem. Autorka musiała chyba prowadzić jakieś
swoje prywatne zapiski, albo dzienniki, bo uderza w tej książce niesamowita
dbałość o szczegóły i detale. Zanotowane są smaki, barwy i kolory. W pewnym
względzie książka ta przypominała mi nieco „Opis obyczajów” Jędrzeja Kitowicza,
tylko z innej epoki. Z tych kart wylewa się życie!
Podobała
mi się całość. Dosłownie pożarłam tę książkę. Miałam wrażenie, jakbym dostała
się za kulisy takich powieści jak „Lalka” i „Emancypantki” Bolesława Prusa, czy
też współczesne powieści Stefana Żeromskiego i Władysława Reymonta. Za kulisy,
bowiem, ci autorzy opisywali działania bohaterów i bohaterek, ale nie opisywali
z detalami ich odzieży, bielizny, pończoszek czy też budowy damskiego siodła.
Właśnie, rozdział o nauce jazdy konnej jest niezwykle pasjonujący. Jadwiga wraz
ze starszą siostrą Janiną uczyły się jeździć po damsku (co jest naprawdę
sztuką!) u Marii Wodzińskiej, która na przełomie wieków XIX i XX wieku prowadziła
w Warszawie szkołę jazdy dla pań. Nosiło się do tej jazdy specjalny strój, w
tym spódnicę przyczepianą gumkami do siodła. Nie wiem, czy dzisiaj ktokolwiek
umiałby w tym jeździć. Jazda na tym siodle graniczyła z akrobacją. Córka Marii
Wodzińskiej, Maria Zandbang, uprawiała skoki przez przeszkody na tym siodle. Znalazłam
w Wikipedii zdjęcie, jak to mniej więcej wyglądało:
No
i jak o tym czytałam, to zaraz miałam skojarzenia: Prus, „Lalka”, wyścigi, damy
na koniach…, albo Żeromski, „Przedwiośnie”, Nawłoć, szpicruta… i tak dalej. Z „Lalką”
miałam też skojarzenia, kiedy czytałam o dawnych sklepach materiałami,
koronkami itp. rzeczami, w tym wspaniałym sklepie Hersego. Zaraz sobie
wyciągnęłam „Lalkę” z półki i będę czytać kawałkami na nowo, wzbogacona o
wiedzę zaczerpniętą z książki Dmochowskiej.
Albo
różne zapomniane smakołyki… Znalazłam też akcent kresowy. W warszawskich
sklepach „wiejskich” można było 100 lat temu kupić wspaniałe cukierki „deliski”,
to jest cukierki śmietankowe (krówki) wyrabiane przez hrabinę Komorowską w
Kowaliskach na Litwie Kowieńskiej. Każdy cukierek miał kształt spłaszczonego
kwadracika i był opakowany w biały kredowy papier ze złotą siedmiopałkową
koroną na wierzchu. Tenże herb powtarzał się też na opakowaniu z białego
kartonu. Deliski zrobiły w Warszawie furorę, ale potem znikły na zawsze. Z
kresów wschodnich, dokładnie z majątku Rozentowo w okolicy Dyneburga, który
należał do krewnych pisarza Franciszka Bohomolca, przywożono znakomite serki,
które także nazywały się „rozentowo”. I tak dalej…
A
historie o książkach, o księgarniach, bibliotekach i prywatnych wypożyczalniach…
A opowieści o łydkach warszawianek („dzisiaj łydki wyszły z mody, nie nosi się
łydek, nastąpił zupełny ich zmierzch”), o zaginionych pieskach, szewcach,
rękawicznikach itd.
To
się nie da opowiedzieć! To trzeba przeczytać!
A
co Wam będę żałować! Znalazłam w sieci kawałek z pierwszej części, to jest
opowiadanie o lekcjach tańca:
„Lekcje tańca były w czasach mego dzieciństwa obowiązujące, może i słusznie. Tak
mało
wówczas uprawiano sportów, a to było bądź co bądź ćwiczenie, i to ćwiczenie
rytmiczne
[…]. Lekcje te miały jeszcze inne znaczenie: zbliżały do siebie
z
konieczności dwa często dotąd wrogie obozy: chłopców i dziewczynki. […] Lekcje
tańca
odgrywały także niemałą rolę w sztuce praktycznego savoir-vivre’u, nie tego,
który
wymaga specjalnej rubryki w czasopismach i któremu stawiają nieraz do
rozwiązania
jakieś kwadratury koła, lecz normalnego towarzyskiego obycia. […]
Właściwa
lekcja trwała około godziny, po czym bawiono się jeszcze trochę w gry
towarzyskie,
„żeby ochłonąć”. […] Lata 1904–05, kiedy krajem wstrząsnęła
rewolucja,
przerwały wszelkie zabawy taneczne, nawet w formie lekcji. Dopiero
zimą
1907, kiedy dorosła moja siostra, ówczesna nasza opiekunka, panna Magdalena
Ołdakowska,
postanowiła dostarczyć jej jakiejś rozrywki i zorganizować znowu
komplet
lekcji tańca. Był on dość liczny – dwanaście panien, dwunastu młodych
ludzi,
toteż lekcje odbywały się stale u nas, ze względu na rozmiary salonu. […]
Komplet
nasz był, a raczej miał być w przyszłości tak związany z literaturą i nauką,
iż
warto może zanotować choćby niektórych z jego uczestników. Wymienię więc na
wstępie
tę, która zajęła tak poczesne miejsce w literaturze, a którą niedawny powrót
do
kraju po dłuższej nieobecności uczynił nam podwójnie drogą i bliską: Zofię
Kossak.
Należała do naszego kompletu wraz ze swymi ciotecznymi siostrami: Zofią
i
Jadwigą Unrug. Matka ich, Jadwiga z Kossaków Unrużyna, była rodzoną córką
Juliusza
Kossaka, młodsza z córek poślubiła później Stanisława Ignacego
Witkiewicza.
[…] Stale bywała na naszych lekcjach tancerka z bożej łaski, Karolina
Zagórska,
niezmiernie muzykalna z czasem wybitna pianistka i śpiewaczka oper
włoskich,
następnie profesorka śpiewu w Detroit, towarzyszyła jej niekiedy siostra
Aniela,
późniejsza znakomita tłumaczka Conrada. Na jednej z takich przedłużonych
lekcji
tańca ówczesny student wydziału filozofii w Marburgu, Władysław
Tatarkiewicz,
poznał swoją przyszłą żonę, Teresę Potworowski, która subtelnością
rysów
i wiośnianym, delikatnym kolorytem mogła służyć Gainsborough za model do
portretu.”
(Jadwiga Waydel Dmochowska, „Dawna Warszawa”)
Dmochowska
Waydel Jadwiga, „Jeszcze o dawnej Warszawie”, PIW, Warszawa 1960
Źródło
zdjęcia: Wikipedia, STACE-Esther_M
O matko, to ja muszę ją szybko przeczytać, jeszcze przed omawianiem z uczniami "Lalki" w marcu!
OdpowiedzUsuńKsiążka jest naprawdę urocza! Może uda Ci się znaleźć gdzieś pierwszą część?
UsuńTak sobie marzę, by jakiś współczesny wydawca zdecydował się na wznowienie tej pozycji, najlepiej od razu dwa tomy w jednym.
Nie znam, a uwielbiam takie książki, pełne smaczków i anegdot. W dodatku, jak piszesz, świetnie napisane.
OdpowiedzUsuńPoszukam, bo narobiłaś mi apetytu :)
Bo to bestseller, ale sprzed prawie 60 lat :)))
UsuńMam dwie czesci tej ksiazki. Jak bede w Polsce to chetnie pozycze.
OdpowiedzUsuńKolysanka
Bardzo miła propozycja :)))
Usuń