„Zdumiewający
świat. ZSRR i ludzie radzieccy w propagandzie Polski Ludowej lat 1944 – 1956”
młodego polskiego historyka Macieja Chłopka to bardzo interesująca i świetnie
napisana książka o tym w jaki sposób Związek Radziecki i ogólnie pojmowana
„radzieckość” były obecne w polskiej przestrzeni publicznej i w świadomości
Polaków w okresie stalinowskim. Fantastyczna lektura! Przeczytałam jednym
tchem!
Autor
zaczyna od przedstawienia polskiego
stereotypu Rosjanina na tle historycznym. Pisze o języku, jakim w Polsce
mówiono o Rosjanach, przywołując rozmaite teksty polskie literackie, które od
wieków ukazywały Rosję w świetle negatywnym. Jak się okazuje, źródeł
współczesnej polskiej rusofobii należałoby szukać już w twórczości średniowiecznego
kronikarza Galla Anonima, który ugruntował wizerunek Rusinów jako tchórzliwych
i prostackich wrogów Polski oraz w poezji renesansowego twórcy Jana Kochanowskiego,
u którego pojawia się sformułowanie „Moskwa zuchwała”. Także w XVII wieku polscy autorzy pisali o Rosji w negatywnym tonie. Tu przykładem może być utwór
Jana Żabczyca z 1605 roku „Mars Moskiewski krwawy” czy „Pamiętniki” Jana
Chryzostoma Paska, których autor podkreślał niższość cywilizacyjną i kulturalną
państwa moskiewskiego.
Najwięcej
antyrosyjskich utworów powstało w Polsce w okresie zaborów, co jest,
oczywiście, zrozumiałe z powodów historycznych. To właśnie wtedy utrwalił się w
naszej zbiorowej świadomości związek carskiej Rosji z uciskiem Polaków, jak
również Rosji jako więzienia narodów i międzynarodowego żandarma. W negatywnym
tonie o Rosji pisali prawie wszyscy polscy twórcy okresu romantyzmu i większość
pozytywistów (za wyjątkiem Bolesława Prusa, który w „Lalce” przedstawił
pozytywną postać rosyjskiego kupca Suzina), jak również pisarzy młodopolskich.
Negatywny
wizerunek Rosji oraz Związku Radzieckiego jest obecny w polskiej literaturze
okresu międzywojennego. Zdaniem Macieja Chłopka, polskie teksty z tego okresu,
przesycone antybolszewizmem, są zarazem manifestacją jawnej rusofobii. Rusofobiczne
są polskie historyczne produkcje filmowe z okresu międzywojnia takie jak „Cud
nad Wisłą”, „Rok 1863”, „Huragan”, a nawet komedie „Antek Policmajster” i „Dodek
na froncie”. W tym czasie Polacy śpiewają w okresie Bożego Narodzenia
antyrosyjskie kolędy, w których propagowany jest negatywny stereotyp Moskala,
zaborcy i wroga Polaków (np. śpiewana na melodię „Przybieżeli do Betlejem”
pieśń o następujących słowach: Kiedy Moskal napada we święta, niech to Boże
Narodzenie pamięta! Hurra! - głos się roznosi, każdy pięść w górę wznosi i
zemstę swą głosi.”). W okresie
międzywojennym do starego stereotypu Rosji wrogiej Polsce dołącza stereotyp
krwiożerczej Bolszewii (Sowdepii), kraju dzikiego, bezkresnego i mrocznego. Mieszkańca
tej krainy, Sowieta – Bolszewika – Moskala przedstawia się w tekstach
literackich jako krwawego, nierzadko otępiałego umysłowo, chorego na „dzikość”
Azjatę i barbarzyńcę, które zajmuje się głównie, walką, grabieżą, gwałceniem
kobiet i niszczeniem kościołów.
W
książce Macieja Chłopka czytamy, że przedwojenne polskie stereotypy dotyczące Związku
Radzieckiego uległy zmianom po II wojnie światowej. Radzieccy i polscy inżynierowie
ludzkich dusz pracowali wówczas nad pokazaniem Polakom pozytywnego wizerunku
człowieka radzieckiego i jego zasług dla ludzkości. W latach tuż powojennych
system propagandy proradzieckiej oraz jego metody były bardzo rozbudowane.
Pracowała nad tym polska partia komunistyczna, pracowały poszczególne
ministerstwa w rządzie PRL, Ludowe Wojsko Polskie i rozmaite organizacje,
zwłaszcza Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (TPPR). Masowo wydawano
radzieckie książki, w tym ogromne nakłady takich tytułów jak „Krótki kurs
historii WKP(B)”, „Droga przez mękę” Aleksego Tołstoja i „Kołchoz „Czerwony Październik”
Anny Jełaginy. Masowo wyświetlano
radzieckie filmy, bowiem kino uważano za najlepszą formę propagandy. Były to w
dużej mierze obrazy o Leninie i rewolucji październikowej, a poza tym takie
tytuły jak „Czapajew”, „Sekretarz Rejkomu”, „Timur i jego drużyna”, „Młoda
gwardia”, „Samotny biały żagiel” (proszę Autora, w książce błędnie podany jest
tytuł – to nie jest „Samotny żagiel" jak Pan pisze, ale „Samotny BIAŁY żagiel”, s. 137).
Przebudowa
świadomości Polaków prowadzona była na różnych płaszczyznach. Służyły temu
obecne w przestrzeni publicznej symbole takie jak pomniki wdzięczności Armii
Czerwonej, zmienione nazwy ulic, czerwone
transparenty symbolizujące komunistyczną ideologię, białe gołąbki pokoju z
papieru naklejane na szyby w szkołach, pochody pierwszomajowe, w czasie których
niesiono portrety Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Tematyka proradziecka
obecna była też w nauczaniu szkolnym (język rosyjski, historia, biologia,
rolnictwo – dotyczyło to zwłaszcza wpływu dziwacznej ideologii biologicznej
radzieckich uczonych Iwana Miczurina i Trafima Łysenki, według których należało
np. masować wymiona ciężarnych maciorek, by urodziły większy miot prosiąt, albo
siać ryż czy pszenicę za kołem podbiegunowym). Dzieci i młodzież zachęcano do
korespondencji ze swoimi rówieśnikami ze Związku Radzieckiego w ramach pisania
„listów do padrugi”. Adresy do korespondencji przekazywali nauczyciele języka
rosyjskiego, a pochodziły one przeważnie z pisma „Przyjaźń”.
Jednak
mimo dużego wkładu pracy i kosztów, propaganda proradziecka w Polsce nie
trafiała na dobry grunt. Polacy byli oporni w jej przyjmowaniu. Co innego mówiono oficjalnie, a co innego prywatnie. O tych rozbieżnościach
świadczy wielka ilość krążących w społeczeństwie polskim dowcipów z tamtej
epoki na temat Związku Radzieckiego.
Sama pamiętam takie dowcipy, które za komuny przynosił z pracy mój ojciec. Np.
- jak powstał drut kolczasty? Miczurin skrzyżował węża z jeżem. Albo kto
wymyślił żarówkę? Wiadomo, Iwan Iwanowicz Żarówkow. Kto wymyślił rower? Rowerow! Po co radzieccy
uczeni skrzyżowali świnię ze stonogą? Aby mieć sto szynek. Jaka jest radziecka
pornografia? Lenin bez czapki. I tym podobne. Tymi dowcipami deprecjonowano powagę
radzieckich przywódców komunistycznych, zdolności bojowe radzieckiej armii i
siłę niezwyciężonego Związku Radzieckiego. Polacy oswajali trudną rzeczywistość
wczesnych lat PRL-u śpiewaniem humorystycznych przeróbek i trawestacji
radzieckich i komunistycznych.
Maciej
Chłopek kończy swe rozważania uwagami poświęconymi polskiej szeptanej
propagandzie na temat Związku Radzieckiego. Przytacza to, co mówiła ulica na
temat polsko-radzieckich stosunków politycznych i gospodarczych, pisze, jak w
czasach stalinowskich śpiewano pieśń „Rota” do słów Marii Konopnickiej,
zastępując słowa „krzyżacka zawierucha” określeniem „sowiecka zawierucha”,
podaje, że masowo upijano się na zebraniach i wycieczkach organizowanych przez
TPPR, cytuje masę zdarzeń życia polskiego codziennego obrazujących opór Polaków
przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Był to opór dość niecodzienny i nieco
absurdalny, bo tak naprawdę mało który Polak w okresie stalinizmu, a także i później,
znał osobiście jakiegokolwiek człowieka radzieckiego. Mieszkańcy ZSRR byli od
nas absolutnie odizolowani, tak samo jak my od nas. Wycieczki do Sojuza (słynne
pociągi przyjaźni), podczas których zaczęliśmy handlować i upijać się z
mieszkańcami ZSRR, ruszyły bowiem wiele lat później, gdzieś w latach 1970.
„Zdumiewający
świat” jest niezwykle bogatą w szczegóły pracą naukową z cytatami i
bibliografią, opartą na publikacjach naukowych, materiałach archiwalnych i
tekstach prasowych z epoki stalinowskiej. Jestem pełna podziwu dla autora, że –
mimo, iż nie żył w tamtej epoce – udało
mu się tak zgłębić jej realia i klimat. Brawa dla Macieja Chłopka, że tak
dobrze udał mu się drobiazgowy opis minionej rzeczywistości!
Jedyna
wada tej książki to brak ilustracji.
A teraz dygresja
osobista…
Jako
osoba, która więcej niż połowę życia spędziła w PRL-u (zdawałam maturę mniej
więcej wtedy, kiedy autor się urodził) czytałam tę książkę z pewnym takim
sentymentalnym westchnieniem i spoglądaniem wstecz, bowiem dzięki niej mogłam
przenieść się w czasie do minionej epoki. Sama nie pamiętam czasów stalinowskich,
ale znam je z opowieści moich rodziców, którzy odbudowywali Polskę po
zniszczeniach wojennych i kształcili się w tamtych czasach. To oni słuchali w
ławce szkolnej o wybitnych osiągnięciach radzieckiej nauki, zwłaszcza biologii (sianie
ryżu i ziemniaków za kołem podbiegunowym!).
Moje
własne dzieciństwo przypadło na erę Edwarda Gierka, jak przez mgłę sięgam także do panowania Władysława Gomułki. Kiedy poszłam
do szkoły w wieku 7 lat, to nad tablicą wisiał orzeł bez korony, a przy nim po
obu stronach dwaj poważni łysole, czyli Gomułka i Cyrankiewicz. Pamiętam festiwale
piosenki radzieckiej (moje dwie starsze kuzynki, córki wiejskiego organisty,
wystąpiły na festiwalu w Zielonej Górze z pieśnią o bratnim Sojuzie, cała
rodzina je oglądała w telewizji), pamiętam miesiące filmów radzieckich (zawsze
w październiku leciały w kinach same radzieckie filmy, zresztą wcale nie takie
złe te filmy były, np. z całą szkołą poszliśmy do kina na „Białe słońce pustyni”,
wspaniały western w radzieckim stylu, obecnie z sentymentu co jakiś czas oglądam go na YT),
pamiętam radzieckie książki obecne w księgarniach (też nie były takie złe te
książki, np. w dzieciństwie moją ukochaną lekturą był „Samotny biały żagiel”
Katajewa, który czytałam zawsze jak zostawałam w łóżku z przeziębieniem, lubiłam
także wówczas „Opowieść o prawdziwym człowieku” Borysa Polewoja, który
imponował mi swoim uporem do dążeniu do celu). Jestem z pokolenia, które
rozpoczęło naukę naukę języka rosyjskiego w klasie piątej, pisaliśmy bukwy
piórem, kaligraficznie, do dziś potrafię kaligrafować po rosyjsku. Cyrylica
wydawała mi się niezwykle egzotycznym alfabetem, z ochotą się jej uczyłam. No i,
oczywiście, w starszych klasach podstawówki pisałam listy do padrugi. Mnie
przypadła Nadia z Karagandy, która przysyłała mi radzieckie monety i pocztówki.
Zachowałam na pamiątkę kilka okolicznościowych kopert z tamtych czasów z
pieczątką z Karagandy:
No,
a prócz tego, na przekór Związkowi Radzieckiemu śpiewałam masowe pieśni antykomunistyczne, takie
jak „Na chuj nam swoboda ruskowo naroda” (na melodię hymnu radzieckiego) oraz „Wpadła
mi do sedesu oznaka ZMS-u…” i słuchałam dowcipów o radzieckich przywódcach,
które wymyślali Żydzi pracujący w miejskim komitecie PZPR w moim mieście.
Kolportowała je w naszej klasie koleżanka Żydówka, której ojciec był jednym z
czołowych partyjniaków w województwie.
Powyżej
pochwaliłam autora tej książki, a na koniec chciałabym jeszcze podziękować mojej
Fejsbukowej koleżance Marcie Sieciechowicz z wydawnictwa von Borowiecky, która
przysłała mi „Zdumiewający świat” do przeczytania.
Marto,
sprawiłaś mi wiele radości tą książką!
Chłopek
Maciej, „Zdumiewający świat. ZSRR i ludzie radzieccy w propagandzie Polski
Ludowej lat 1944 – 1956”, wyd. von Borowiecky, Radzymin 2014
Świetna recenzja, ale nie zgadzają się lata, bo ma być 1944-1956, a nie 1945-1956.
OdpowiedzUsuńA faktycznie, pomyliłam się! Już poprawiam! :)))
UsuńNiewłaściwe jest założenie, że „źródła rusofobii u Polaków” sięgają jakichś tam czasów. Polacy zazwyczaj nie są rusofobami. My po prostu znamy ich bardzo dobrze i naturę ich stąd nasza trzeźwa ocena tego ludu.
OdpowiedzUsuńPoza tym mieszanie „Rusinów” z późniejszymi Moskalami jest w dużym stopniu błędne. Rusini w ostrzeganiu ówczesnych Polaków to nasi „krajanie” z Litwy i Ukrainy lub bliscy sąsiedzi. Moskale to lud pochodzący dla tamtych Polaków z Azji, blisko spokrewniony z Mongołami. Pomijam już te inne hipotezy „prawie-naukowe” o pochodzeniu Moskali ze skrzyżowania Mongoła ze świnią.