Translate

środa, 20 stycznia 2021

Nr 3,4,5, 6/ 2021 Kobieta i wojna (motyw w literaturze polskiej współczesnej) – HURTOWNIA (Marek Łuszczyna, „Igły”, Danuta „Wira” Szlachetko, George Szlachetko „Wira z Powstania”, Magdalena Witkiewicz, „Jeszcze się kiedyś spotkamy”, Anna Herbich, „Dziewczyny sprawiedliwe”)


 

Lubię czytać książki pakietami tematycznymi. Daje mi to szerszą perspektywę i znacznie pogłębia znajomość danego tematu. Wciąż czytam namiętnie o II wojnie światowej (ze względu na moje upodobania do historii, ale też ze względu na przyszłe moje własne pisanie, chcę wiedzieć, co w trawie piszczy i jak się teraz pisze o wojnie, bo sama docelowo mam zamiar popełnić jedną albo dwie takie pozycje).

Tym razem wzięłam na tapetę kilka współczesnych polskich książek w wydaniu kieszonkowym zakupionych jesienią na promocji w Biedronce. Wszystkie były po 9,99 zł, a rzucili je akurat, jak rząd po raz kolejny zamknął Polaków w domach, a uczniom i studentom zabronił chodzić  do szkoły, co chyba w jakiś tam sposób wpłynęło na wzrost czytelnictwa. Ludzie z nudów czytają? W każdym razie – markety handlują teraz książkami w większej mierze niż wcześniej!

Zaczynamy!


 
Crème de la crème tej mojej mieszanki to pozycja Marka Łuszczyny pt. „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię”. Tytuł mówi sam za siebie. Są tu portrety dziesięciu kobiet, które walczyły z Niemcami i pracowały jako mistrzynie wywiadu w czasie II wojny światowej (a niektóre także w czasie I wojny i w okresie międzywojennym). Odważne miłośniczki adrenaliny i mocnych przeżyć, niektórym udało się przeżyć wojnę, inne zostały stracone albo zamordowane. Są wśród nich takie tuzy jak Krystyna Skarbek, agentka brytyjskiego wywiadu, która podobno była pierwowzorem literackiej postaci Jamesa Bonda (nie dziewczyny Bonda, tylko samego Bonda), czy generał Elżbieta Zawacka, pseudonim „Zo”, jedyna polska cichociemna, polska patriotka, która w dzieciństwie nawet nie znała języka polskiego (rodzina mieszkała w Toruniu pod zaborem pruskim i bali się w domu rozmawiać w języku ojczystym, mówili po niemiecku, „Zo” dopiero później nauczyła się polskiego). Jest to świetnie napisane, po dziennikarsku, z biglem, czyta się bardzo szybko. Wielkie brawa dla autora za tę pozycję! Za tą książką stoi ogromny research! Ukłony dla pana Łuszczyny! I plus dla wydawnictwa ZNAK za okładkę. 


„Wira z Powstania. Wspomnienia” to książka, której autorami są Danuta Szlachetko, pseudonim „Wira” oraz jej syn George Szlachetko. Tak jest na okładce. A naprawdę tę książkę napisał sam George, do czego przyznał się w przedmowie czy w zakończeniu. Danuta Szlachetko jako kilkunastoletnia dziewczynka działała w ruchu oporu AK i brała udział w powstaniu warszawskim, dostała się do niewoli, trafiła do zachodnich Niemiec, gdzie została wyzwolona przez wojska alianckie. Po wojnie wyszła za mąż i zamieszkała w Anglii. Wychowała synów w bardzo patriotycznym duchu, zachowując na obczyźnie pamięć o bohaterskim zrywie mieszkańców Warszawy w 1944 roku. „Wira” była wielką polską patriotką, jednak jej losy właściwie nie wnoszą nic nowego do naszej wiedzy o okupowanej stolicy i powstaniu warszawskim. Kupiłam tę książkę i przeczytałam ją ze względu na co innego. Zainteresowało mnie to wspólne autorstwo matki i syna, ta wspólna opowieść o ciężkim wojennym losie młodej dziewczyny z Warszawy. Moja mama Halina jest rówieśniczką „Wiry” i także miała niezwykle dramatyczne wojenne przeżycia, które opisałyśmy w naszej wspólnej książce „Córka organisty. Wspomnienia mieszkanki Pomorza”, która została wydana w Sztumie w 2019 roku. Dlatego poczułam jakąś taką wspólnotę dusz z autorem, mam wrażenie, że wiele mnie łączy z panem George’em Szlachetko. Uznałam, że muszę przeczytać tak napisaną książkę. I nie był to stracony czas.


Jeśli wcześniejsze dwie książki były o polskich bohaterkach, to tu mamy opowieść o polskich kolaborantkach, a dokładnie o folksdojczkach (z Grudziądza), których mężowie służyli w Wehrmachcie. „Jeszcze się kiedyś spotkamy” Magdaleny Witkiewicz to prowadzona dwutorowo historia rodzinna (z wątkiem historycznym i współczesnym), a właściwie melodramat z gatunku „wojna i miłość”.  W ogóle to jestem sentymentalna i lubię wojenne melodramaty, jak są dobrze napisane. Ale ten jest tak źle wykonany, tak słodkopierdzący, że mnie aż zemdliło. Zdecydowanie proza pani Witkiewicz nie jest w moim stylu, mimo ochów i achów wielu miłośniczek literatury kobiecej. Przeczytałam jednak uczciwie do końca, bo mnie temat okupacji niemieckiej Grudziądza zafrapował. Coś wiem na ten temat. Plusy książki: bardzo sprawnie napisana, lekko i szybko się czyta, dobre zaplecze historyczne, autorka doczytała co trzeba przed napisaniem, a nawet podała listę lektur oraz wrażenia ze spotkań z czytelnikami, na których pojawił się problem służby Polaków w Wehrmachcie. Szkoda tylko, że pani Magdalena pisze piórem w lukrze maczanym… Na to się już nic nie poradzi. Są amatorzy tych słodkości. Ja tam jednak wolę na ostro! Tutaj to nawet okładka jest taaaaaka słodka… 


Ta książka porusza ważki temat Polaków ratujących Żydów w czasie okupacji niemieckiej. Bo niby ich nie lubiliśmy, ale mimo to przechowaliśmy ogromną masę ludności żydowskiej. Chociaż tylko w Polsce Niemcy wprowadzili takie prawo, że za pomoc Żydowi groziła kara śmierci. Tak więc, plus za temat. Ale poza tym, to nieeee! Nie wiem, co jest takiego z pisarstwem Anny Herbich, żony Piotra Zychowicza (red. naczelny znakomitego miesięcznika „Historia Do Rzeczy” i szeregu świetnych książek, którego nikogo nie pozostawiają obojętnym), że ja tego nie trawię. Lektura reportaży Anny Herbich nudzi mnie i męczy. Nigdy żadna z jej książek mnie nie wciągnęła, jakoś zawsze grzęzłam gdzieś po drodze, nie mogąc dobrnąć do końca. Tematyka przeważnie bardzo ciekawa, wybór osób do opisania – bardzo dobry, tylko ten styl! Mdłe to i ciągnie się jak flaki z olejem. To samo dotyczy książki o Polkach ratujących Żydów w czasie II wojny. Zaczęłam, przerwałam i nie mam chęci wracać. Wprawdzie tu na blogu o książkach przyjęłam zasadę, że nie piszę o książkach porzuconych, ale tak mi jakoś ta pozycja pasowała, że ją tu ujęłam. Autorko, a jakby tak trochę żywiej pisać? Tak jak pan Marek Łuszczyna od „Igieł”? No, chociażby! Podkręć pani jakoś tę narrację! Też - jak dla mnie - za mało ostro pani piszesz!

Łuszczyna Marek, „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię”, Kraków 2019

Szlachetko Danuta „Wira”, Szlachetko George, „Wira z Powstania”, tłum. Małgorzata Maruszkin, Warszawa 2016Witkiewicz Magdalena, „Jeszcze się kiedyś spotkamy”, Poznań 2019Herbich Anna, „Dziewczyny sprawiedliwe. Polki, które ratowały Żydów”, Kraków 2019

 

 

 

 

2 komentarze:

  1. Tylko te okladki. Nie lubie takich okladek, na ktorych jakas umalowana lalunia udaje np. dziewczyne z Powstania. Teraz to taka moda, glowinie w powiesciach historycznych.
    Pozdrawiam
    Kolysanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka moda, co zrobić?
      Tez to mi się nie podoba.
      Ale to zdjęcie na okładce IGIEŁ jest fajnie stylizowane na stare zdjęcia, robione taką retro manierą.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń