Translate

piątek, 13 marca 2020

EPIDEMIA – początek kwarantanny - 13 marca 2020



Jest piątek, 13 marca, początek kwarantanny związanej z koronawirusem w Polsce.

Przychodnia w Malborku – pustki, brak ludzi u lekarzy 1. kontaktu, na drzwiach kartka, żeby pacjenci kontaktowali się z rejestracją telefonicznie lub mejlowo, do lekarza też można się zgłosić telefonicznie. Mam wizytę o 13.00 u endokrynologa, prywatną. Lekarka przyjeżdża aż z Gdańska, jest punktualnie. Wchodzę jako pierwsza, bo nie ma innych ludzi. Wizyta chyba dlatego właśnie trwa dość długo. Rozmawiamy o moim zdrowiu i śmieszkujemy na temat paniki związanej z epidemią. To normalny wirus grypy, jak każdy o tej porze roku, wszyscy możemy się nim zarazić, to jest w powietrzu, ale wszyscy od tego nie umrzemy – twierdzi pani doktor. Jedyna korzyść jest taka, że ludzie zaczęli myć ręce przed jedzeniem, o czym powinni wiedzieć już 100 lat temu. 

Sklep Netto – idę po kiełbasę wieprzowo-wołową, pieczoną, moją ulubioną. Sklep wymieciony ze wszystkiego. O 14.00 nie ma już chleba, kasjerka w rozpaczy, bo przyszła na drugą zmianę i nie może kupić chleba. Nie ma go też w stoisku cukierni Bagietka, wyprzedali już z rana. Biorę ostatnią kostkę twarogu, jeden papier toaletowy (jest w promocji za 4 zł z groszami), awokado, banany, herbatę rooibos, kaszankę dla mamy (jakiś starszy pan mi polecił, że bardzo dobra) i jakieś batoniki zbożowe do podgryzania wieczorami. W sklepie puszczają komunikat, by płacić kartą, a nie gotówką, bo to bezpieczniejsze dla zdrowia. 
Masz ci los, wirus sponsoruje świat bez gotówki?

– Jest wołowina, kupić na gulasz? Mamy jeszcze miejsce w zamrażalniku? – dzwonię do mamy. – Chyba jeszcze się coś zmieści. Kupuj! – słyszę. Kupuję dwukilogramowe opakowanie wołowiny i kilogram surowego boczku na gulasz. Trzeba coś jeść do tej kaszy i makaronów przecież! Na stoisku zostały tylko wieprzowe kości, golonka, boczek i droższe kiełbasy.
– Jest mielone? – co jakiś czas ktoś pyta.
– A gdzie tam, skończyło się już dawno – odpowiada sprzedawczyni. – Dobrze, że pani bierze tę wołowinę, bo już nam cała wieprzowina zeszła, teraz ludzie rzucą się też na wołowinę. A my mamy tylko jedną ubojnię, nie będzie więcej mięsa, bo się nie przeskoczy mocy przerobowych. Ludzie wykupują wszystko.
- Są kurczaki? – pyta ktoś. – Bo w Kauflandzie już nie ma.
– A u nas coś tam jeszcze zostało.
- Co robicie w ferie? – pyta jedna młoda matka drugą.
- Jedziemy na działkę, będziemy chodzić z dzieciakami do lasu, jakoś to zleci.
- Oj, pani, uważajcie na tej działce! Teraz to ludzie będą siedzieć w domu, jeść te makarony, srać i się podcierać papierem! No i dzieci będą robić jak w stanie wojennym! Będzie wyż demograficzny jesienią – podsumowuje jakiś starszy mężczyzna z kolejki.

Wracam do domu obładowana. Mam plecak i torbę pełne zakupów. W aptece Doktor Max na Kościuszki nie wpuszczają do środka, jest otwarte malutkie okienko w drzwiach, klienci stoją na ulicy i pojedynczo podchodzą do tego okienka, by coś kupić. W kolejce widzę znajomą opiekunkę Jolę z MOPS-u.  Wszyscy stoją, ale są wściekli. Głośno i ironicznie komentują tę sytuację. Od lat 80. nikt w Polsce nie stał przecież w kolejce na ulicy. Młodsze pokolenie w ogóle tego nie zna. Dla nich stanie w kolejkach to szok.  W aptece Gemini po drugiej stronie ulicy jest normalnie, klienci wchodzą do środka i kupują. Tam jest czynnych aż 5 kas są szyby pomiędzy klientem a sprzedawcą. Doktor Max nie ma tych szyb, może dlatego uruchomili to okienko? 

Po drodze kupuję jeszcze dwa kilogramy kwaśnych jabłek u Mariusza bez ręki na stoisku koło domu.
- A po co pani tyle nakupiła? – słyszę. – Oni specjalnie robią tę panikę, żeby ludzie wykupili wszystkie złogi z półek. W hurtowni warzyw i owoców wszystko normalnie, nic się nie dzieje.
- Obyśmy zdrowi byli! – rzucam i wciągam wszystkie swoje zdobycze do domu.

Teraz tylko zamówić książeczki w Arosie i jestem gotowa na Apokalipsę!

Jutro ranę wstanę o 6.00 i zrobię podejście do Biedronki. 





1 komentarz:

  1. Koronawirus? - co się dzieje?
    mam poczucie jakiegoś matrixu (matrixa?), zamknięte granice, zakaz zgromadzeń, pomału zaczyna się nacjonalizacja przemysłu, a może i handlu, no i tak jakoś to cykają codziennie, a nie walnęli jak jaruzel w 1981, z jednej strony mam wrażenie, że PiS nie da nam zrobić krzywdy, ale jednak NWO czyha i ja się tego boję, nie wirusa, bo tegoż się jakoś nie boję

    OdpowiedzUsuń