Translate

wtorek, 17 marca 2020

Dziennik zarazy – blokada służby zdrowia w czasie epidemii koronawirusa w Malborku i wojsko na ulicach – 17 marca 2020



W czasie epidemii koronawirusa w Polsce nie można korzystać z podstawowej opieki zdrowotnej i usług stomatologów! Przychodnie są zamknięte, a lekarze pochowali się przed pacjentami, siedzą zamknięci w gabinetach, można się z nimi kontaktować tylko przez telefon i tylko w baaaardzo ważnych przypadkach. Szkoda, że premier i prezydent nie powiadomili o tym Polaków od razu, tylko każdy musi dowiedzieć się o tym osobno, z autopsji. To nie jest w porządku!

Tydzień temu zrobiłam sobie przeglądowe wyniki krwi, bo się wybierałam na wizytę kontrolną do endokrynologa. Akurat hormony TSH, FT3 i FT4 wyszły mi prawie w normie, ale inne wyniki są kiepskie. OB – 50! Takie nie powinno być! To świadczy o tym, że coś się źle dzieje w organizmie. Byłam w piątek u endo, pani doktor skomentowała, że jakby było ponad 100 to wtedy byśmy się martwili. Na dalsze konsultacje odesłała mnie do lekarza POZ. A do lekarza POZ się nie dostałam! I na razie nie mam szans, by się dostać.

Poszłam sobie wczoraj około południa do mojej pani dr domowej. W mieście pusto, chodzą tylko miejscowi, których jest mało i większość zna się z widzenia. Sklepy w większości pozamykane, na mojej ulicy Kościuszki handluje tylko warzywami i owocami Mariusz bez ręki, który ma stragan przy Kwadroteksie. Kupuję u niego 3 ostatnie paczuszki nasion rzeżuchy do posiania, będą jakieś witaminy! Ulicą Rodła, (przelotowa droga krajowa) jedzie sobie wojsko, zapewne w związku z manewrami Defender Europe 2020. Obce wojsko w naszych granicach, brrr! Udokumentowałam to: 



Po drodze odwiedzam mój ulubiony sklep przy piekarni Koszykowej i robię małe zakupy. Na drzwiach kartka, że w środku mogą być tylko 3 osoby. Czekam na dworze, aż ktoś wyjdzie i wchodzę do środka. Słyszę, że to i tak dobrze, bo na poczcie w Malborku może być tylko jedna osoba. 

Panie sprzedające chleb mają stracha przed chorobą, ale humory dopisują:



Idę ulicą Żeromskiego. Spotykam znajomą opiekunkę Jolę z MOPS-u.


- No widzi pani, my to chyba mamy najgorzej, musimy być na posterunku. A wy? Jak tam żyjecie z mamą? Nie boicie się? – pyta Jola, a ja widzę, że jest spanikowana.
- No widzi pani, jakoś żyjemy! Moja mama w 1945 roku wracała do domu z Niemiec z robót przymusowych między dwoma frontami, strzelali do niej, a po drodze nocowała w domach, gdzie leżeli ludzie chorzy na tyfus. Nic jej nie się nie stało! Jak ja zaczęłam panikować na początku (przestraszyłam się, bo obejrzałam rosyjski serial „Epidemia”), bo matka postawiła mnie do pionu. Opieprzyła, że histeryzuję i jakoś przestałam się bać tego wirusa – tłumaczę Joli.
- A wie pani, że moi najstarsi podopieczni też się nie boją. Mam taką panią ponad 90 lat i ona wcale się nie boi, bo przeżyła wojnę. Mówi, że co ma być to będzie – odpowiada Jola i dodaje:
- Jest tylko problem ze zdrowiem. Poszłam po receptę dla niej do przychodni przy Konopnickiej, a tam zamknięte na głucho. Podają telefon, aby dzwonić w pilnych przypadkach, ale nikt go nie odbiera. Co robić? – zastanawia się.
- Ojej, a ja właśnie idę do przychodni. No nic, zobaczę na miejscu, może coś załatwię – odpowiadam i ruszam dalej. 




Po drodze mijam zamknięty KRUS (sprawy załatwiają tylko telefonicznie i mejlowo) i zamkniętą hurtownię papieru państwa Albrechtów. Na drzwiach kościoła pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy prośba, by wierni nie przychodzili na mszę (Drodzy Parafianie – zdecydowanie prosimy Was o skorzystanie z dyspensy z udziału w mszach świętych, której udzielił Biskup Elbląski…)  i informacja o godzinach tychże mszy.
  

Patrzę, ile klepsydr wisi przy świątyni. Tylko trzy zgony? To niewiele! Pamiętam jak przez pewien czas na jesieni zeszłego roku ludzie marli jak muchy! Księża nie nadążali z pogrzebami! Nieraz w tym miejscu wisiało 7-8 klepsydr! Trzy pogrzeby w perspektywie to nie jest jeszcze tak źle! Na murze kościoła wisi plakat z napisami: „więcej Jezusa, mniej słodyczy, więcej umiaru, mniej egoizmu”. 

W mojej przychodni na Słowackiego nie działa winda, choć nie ma na ten temat żadnej informacji. Za to wisi na niej informacja (3 różne kartki!). 



Pierwsza kartka: „Poradnia POZ przyjmuje tylko nagłe zachorowania”. 



Druga kartka: „Ogłoszenie. Osoby mające objawy nagłej infekcji dróg oddechowych (gorączka ponad 38 stopni, wraz z kaszlem lub dusznością), które w okresie 14 dni przebywały w krajach, gdzie występuje transmisja koronawirusa, lub miały kontakt z osobą zakażoną – proszone są o niewchodzenie do przychodni. W celu uzyskania pomocy należy dzwonić na infolinię – 800-190-590.” (wszystko na czerwono). 



Trzecia kartka: „Ogłoszenie. W celu minimalizacji ryzyka przeniesienia zakażenia koronawirusem poprzez ograniczenie kontaktów osobistych z pacjentami oraz pacjentów pomiędzy sobą, zgodnie z zaleceniami NFZ, poradnia POZ przyjmuje pacjentów tylko po udzieleniu wcześniejszej teleporady. W oparciu o teleporady, na podstawie wywiadu ustalona zostanie konieczność niezbędnej porady osobistej oraz podana godzina wizyty u lekarza. Lekarz udzielający teleporady na podstawie przeprowadzonego wywiadu medycznego ma możliwość wystawienia zwolnienia lekarskiego. W celu wystawienia recepty na leki stałe prosimy pozostawić zamówienie imieniem, nazwiskiem, podaną nazwą leku z dawkowaniem oraz numerem telefonu w przygotowanym pojemniku lub na adres e-mail: remedium2@interia.pl. Po wystawieniu e-recepty kod zostanie wysłany SMS-em lub podany telefonicznie. Wydruk recepty można uzyskać po uprzednim telefonicznym ustaleniu godziny odbioru. Telefon do teleporad: 55-272-24-49 (dorośli), 55-272-30-50 (dzieci).” 

Tu można wypisać i zostawić zamówienie na leki:



Takie same kartki wiszą na drzwiach wejściowych do przychodni. Drzwi są otwarte. Wdrapuję się po stromych schodach na wysokie pierwsze piętro (na ścianie przy schodach naklejone kartki z napisem „zachować odległość 2 metry”), u wylotu schodów zaś napotykam na barykadę. Została zrobiona ze starej, poniemieckiej ławki, która ma może ze sto lat, ale jeszcze służy pacjentom. 



Zza szyby spogląda na mnie przerażona twarz pielęgniarki Agnieszki, która kręci głową i mówi, że jest nieczynne. I że moja wizyta u pani doktor, którą miałam zaplanowaną na najbliższy piątek jest odwołana.

- Chyba, żeby pani była umierająca! Ale jak widzę, całkiem z panią dobrze – mówi i kręci głową.
- Wiem, wiem, czytałam na dole! Ale ja nie do was, tylko do sklepu optycznego „Lans”, do Stasi idę, umówiłam się z nią na dzisiaj – tłumaczę, bo faktycznie spotkałam Stasię w mieście w sobotę i zapraszała mnie, by przyszła. Niosę ze sobą dwie pary okularów do naprawy. Chcę sobie też zamówić nowe okulary do dali, na ulicę.

U Stasi całkiem inna atmosfera. Prócz mnie jest jeszcze jeden pacjent, starszy pan, z którym gawędzimy sobie miło o boreliozie (po ugryzieniu kleszcza w lesie przeszedł on, jego żona i syn, wyleczył ich lekarz zakaźny z Gdańska), potem zagląda po okulary laryngolog, który wynajmuje gabinet po sąsiedzku, w końcu przyjeżdża starsza para małżeńska, by odebrać zrobione okulary. W międzyczasie wybieramy ze Stasią oprawki dla mnie na ulicę, co wcale łatwe nie jest, bo mam urodę trochę nietypową i niewiele oprawek do mnie pasuje. Wybieranie nowego modelu trwa około półtorej godziny, ale w końcu jesteśmy zadowolone obie ze Stasią, która ryje w tych swoich kartonach z oprawkami jak jamnik polujący na lisa. Ryje, ryje i co chwila wyciąga coś nowego do przymierzenia. Nie odpuszcza, bo chcę bym wyszła z okularami. Nigdy w życiu nie spotkałam takiego optyka jak Stasia! Chcę jej zrobić zdjęcie, ale wymawia się, że nie jest przygotowana w sensie makijażu i fryzury. Wychodząc, widzę, że zabarykadowany korytarz zapełnił się ludźmi. To pacjenci laryngologa, który ma umowę z NFZ i normalnie przyjmuje. Jest ich jednak niewielu i siedzą daleko od siebie.

Wracam do domu przez miasto, po drodze wstępuję jeszcze raz do sklepiku przy piekarni, bo zachciało mi się jogurtu naturalnego do twarogu. Wysłuchuję skargi jednej z ekspedientek, że wypadła jej plomba, a dentyści nie pracują. Potem zaglądam jeszcze do sklepu zakładów mięsnych Sokołów w Kauflandzie, by sprawdzić, co z dostawami mięsa. No, za wiele tego nie ma, ale coś jest. Będę mogła zdać relację w domu. Spostrzegam słoninę bez skóry i biorę trochę do stopienia na smalec. Słonina i smalec to zapasy strategiczne! Muszą być w domu. Przydadzą się w stanie wojennym.

 


I taki dziwny szyld spotkałam wczoraj na Słowackiego. Filozofia brwi? A cóż to takiego?




 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz