Uwaga
– to naprawdę dobra książka! „Wendyjska winnica. Cierpkie grona” to debiut
powieściowy Zofii Mąkosy. Jest to saga rodzinna, której akcja rozgrywa się w
latach 1938 – 1945 na Ziemi Lubuskiej. Jej bohaterami są mieszkańcy jednej wsi,
Chwalimia, zwani też Wendami.
Kim
byli Wendowie z Chwalimia? Z pewnością nie byli Niemcami, choć od pokoleń mieszkali
wśród Niemców i posługiwali się językiem niemieckim. Jednak w domach, wśród
rodziny, mówili po swojemu, to jest po wendyjsku. Z pewnością byli Słowianami
Zachodnimi. Na temat ich pochodzenia funkcjonują dwie teorie. Niemieccy uczeni
uważali ich za potomków Serbołużyczan zamieszkujących przed wiekami na terenach
położonych na zachód od Gdańska, aż po Odrę i jeszcze dalej. Nazwa „Wendowie” pochodzi
z łaciny („Wenedi) i niegdyś oznaczała Wenedów, to znaczy ludy słowiańskie
mieszkające nad Bałtykiem w początkowych wiekach naszej ery. Zwano ich także
Wenetami. Niektórzy utożsamiali ich również z Wandalami, o których pisali
antyczni kronikarze.
Polska
hipoteza pochodzenia Wendów z Chwalimia jest odmienna. Znany językoznawca
Kazimierz Nitsch w artykule „Rzekomi Wendowie w Wielkopolsce” („Ziemia” 1912/52)
twierdzi, że język, jakim posługują się Wendowie, to nie jest język
serbołużycki. Jego zdaniem, bardziej przypomina on dialekt polski z Dolnego
Śląska.
Sama
zaś Autorka pisze w posłowiu, iż polscy historycy przypuszczają, że Słowianie
pojawili się w Chwalimiu w drugiej połowie XVII wieku lub na początku XVIII,
kiedy jeszcze była tam Polska. Mieli być sprowadzeni przez jednego z
właścicieli okolicznych wsi z Dolnego Śląska, by zaludnić ten teren, zrujnowany
i wyludniony po najeździe Szwedów na Polskę. Przez wiele lat nie integrowali się
z niemieckimi sąsiadami, żeniąc się tylko między sobą. W ten sposób zachowali
nie tylko swój oryginalny język, ale także całą bogatą kulturę, zwyczaje i
obrzędy. Byli wyznania luterańskiego. Mówili o sobie: „my som polskie niemce”,
co znaczyło „jesteśmy polskimi ewangelikami”. Byli bardzo pobożni i pracowici. Żyli
prosto. Hodowali zwierzęta, uprawiali pola, z czasem założyli także winnice,
które dawały charakterystyczne, wytrawne wina. W XX wieku, kiedy do Chwalimia
dotarła nowoczesna cywilizacja, Wendowie zmieszali się z Niemcami, pomału
tracąc świadomość własnej tożsamości i odrębności od otaczającego ich germańskiego
żywiołu.
W
tej powieści jesteśmy świadkami odchodzenia w przeszłość starych wendyjskich
tradycji i obyczajów. Jej główną bohaterką jest prawie czterdziestoletnia Marta
Neumann, żona Waltera Neumanna pochodzącego z Berlina, który z miłości dla niej
zamieszkał na wsi. Neumannowie mają piętnasoletnią córkę Matyldę. W ich domu
mieszka także kuzynka Marty, Janka Kaczmarek, która nosi polskie nazwisko po
ojcu Polaku. Mieszkańcy wsi są blisko związani ze sobą, część z nich jest
spokrewniona lub spowinowacona. Prawie
wszyscy uważają się już za Niemców i tylko starsi potrafią jeszcze mówić po
wendyjsku. Młodsi co najwyżej rozumieją niektóre wyrazy.
Rok
1938, w którym zaczyna się akcja „Wendyjskiej winnicy”, to okres apogeum
faszyzmu. Całe Niemcy, także Chwalimiacy, kochają i wielbią swego fuhrera. Adolf
Hitler jest traktowany jak Bóg, który prowadzi ich Vaterland ku świetlanej
przyszłości. Dzieci i młodzież działają aktywnie w nazistowskich organizacjach,
takich jak Hitlerjugend i Bund Deutscher Madel. To samo dotyczy kobiet, które
skupione są w organizacji przypominającej faszystowskie koło gospodyń wiejskich.
Mężczyźni zapisują się do NSDAP i paradują w brunatnych mundurach, takich
samych jak nosi Adolf Hitler. Spotykając się, podnoszą ręce i wymieniają
faszystowskie pozdrowienie.
Do
września 1939 roku wieś urzeka swoją sielskością i urodą. Wszystko zmienia się
po napaści Niemiec na Polskę. Nagle okazuje się, że kuzynka Marty, Janka
Kaczmarek, jest poszukiwana przez Gestapo, bo ktoś doniósł, że za często
odwiedzała swoją rodzinę w Polsce. Może jest polskim szpiegiem? Janka zostaje aresztowana i zesłana do obozu
koncentracyjnego w Ravensbruck. Z kolei naiwna Matylda Neumann jako członkini
BDM jedzie do Wielkopolski, gdzie bierze udział w akcji wypędzania Polaków z
ich domów i gospodarstw. Jej pierwszy
chłopak zostaje SS-manem, a jedna z przyjaciółek staje się strażniczką w obozie
koncentracyjnym. W gospodarstwie Marty pojawiają się polscy robotnicy
przymusowi… I tak dalej, i tak dalej,
widać, jak wojna coraz bardziej wdziera się w spokojne bytowanie Chwalimiaków…
A
wszystko to przemieszane z opowieściami o losach nie tylko Marty Neumann, ale
także jej sąsiadów i znajomych. W Chwalimiu są przyjaźnie, miłości, nienawiści
i zdrady. Są stare wendyjskie zwyczaje i nowe, narzucone Chwalimiakom
nazistowskie obrzędy. Płyną noce i dnie, zmieniają się pory roku, ludzie
pracują na polach i w obejściach, co autorka odtwarza z pieczołowitą
drobiazgowością i ogromną znajomością rzeczy. Do tego dochodzi jeszcze
berliński wątek powieści związany z przechowywaniem Żydów ukrywających się przed
niemiecką policją.
Nie
macie pojęcia, jak bardzo poruszyła mnie ta opowieść! Czytałam ją długo i
powoli, myśląc przy tym o wielu sprawach. Mam wrażenie, że od czasów głośnego
niegdyś dramatu „Niemcy” Leona Kruczkowskiego nie spotkałam tekstu tak
dogłębnie analizującego problem wojennej winy Niemców. No bo w końcu Chwalimiacy
byli też Niemcami! A przynajmniej się za nich uważali. Na okładce tej książki
jest napisane: „wojna pokaże, kto pozostanie przyzwoity”. I tak jest naprawdę. Zofia
Mąkosa bardzo trafnie opisała, jak wojna wydobywa z ludzi dobre i złe cechy. Pokazała
też, jak cienka, jak subtelna, jest granica między dobrem a złem. Jak łatwo
było ulec hitlerowskiej propagandzie i maszerować razem z innymi. Jak wielkiej
odwagi i siły woli potrzeba było, by iść swoją drogą, wytyczoną przez surowe
normy moralne odziedziczone po przodkach i kościół luterański.
I
jeszcze jedno…
Chyba
od czasów powieści „Chłopi” Władysława Reymonta nie spotkałam tak dokładnego, a
jednocześnie malowniczego opisu codziennej wiejskiej pracy. Duży plus także i
za to!
Kolejne
plusy dałabym za twórcze wykorzystanie w powieści rozmaitych opracowań
historycznych dotyczących życia codziennego w Niemczech, ze słynną pracą Richarda Grunbergera „Historia społeczna Trzeciej
Rzeszy” na czele (o czym Autorka wspomina w posłowiu, podając główną
bibliografię). Grunberger w arcyciekawy sposób opisał dzień codzienny w
nazistowskich Niemczech. Nikt chyba nie zrobił tego lepiej!
Teraz
informacje o Autorce…
Na
okładce książki czytamy, że Zofia Mąkosa urodziła się w Kargowej, a dzieciństwo
spędziła w Chwalimiu. Jest emerytowaną nauczycielką historii i wiedzy o
społeczeństwie. „Wendyjska winnica. Cierpkie grona” to jej debiut powieściowy.
Obecnie pracuje nad kontynuacją cyklu „Wendyjska winnica”, a ja już czekam na
dalszyc ciąg tej opowieści. Uwielbiam takie historie! Znakomicie opowiedziane!
Posłuchajcie,
co Zofia Mąkosa mówi o swej powieści w rozmowie z Anną Meller-Dziewit:
Mąkosa
Zofia, „Wendyjska winnica. Cierpkie grona”, wyd. Książnica, Poznań 2017
Wendowie kojarzą mi się z Lillą Wenedą. A sama książka mnie zaintrygowała i jej poszukam. Tytuł kojarzy się ze Stainbeckiem , więc zapamiętam.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że granica pomiędzy dobrem a złem jest cienka. Widać to w narracji wobec imigrantów. Gdy czytam o narracji na Żydów w latach 30-tych, to widzę podobieństwa. Może wystarczyć iskra, żeby tłum zaczął zabijać. I to jest straszne. Inna sprawa to to co, Europa zrobi z tymi tłumami. Ale o tym nie mówię. Mówię o nienawiści i o presji tłumu. Nie wiem czy gdyby nagle w moim otoczeniu tłum zaczął rzucać kamieniami, to czy ja bym miała odwagę powiedzieć nie? Każdy powinien się nad tym zastanowić.
Naprawdę zachęcam do lektury tej powieści, bo warto. Nie trzeba sugerować się okładką, która kojarzy się z typową literaturą kobiecą. A to nie jest coś takiego, choć bohaterkami są głownie kobiety.
UsuńCo do Żydów w okresie międzywojennym, to sprawa jest bardziej skomplikowana, niż to się wydaje. Siedzę teraz w starych gazetach i czytam takie kwiatki, że mi się oczy szeroko otwierają. To niezupełnie było tak, jak to dzisiaj podają do wierzenia historycy zajmujący się Holocaustem. Może kiedyś coś popełnię na ten temat, albo chociaż zacytuję co bardziej smakowite kawałki.