„Stepy. Moja ojczyzna nad Donem“ Theodora Krögera to kolejny z wielu
utworów na temat wojny domowej w Rosji. Od reszty tekstów o tej tematyce odróżnia
ją to, że jej autorem jest Niemiec, którzy przedstawia te tragiczne wydarzenia
z niemieckiego punktu widzenia.
Nie należy sugerować się okładką tej książki, która przedstawia parę
młodych ludzi wyglądających tak, jakby wyszli wprost z ekranu starego, niemego
filmu o miłości. Nie jest to jednak typowy romans, choć niby mamy tu
opowiedziane dzieje miłości pewnej pary kochanków. Tutaj na pierwszym planie
jest tu wojna, wojna i jeszcze raz wojna. Z pewnością zawiodą się ci, którzy –
patrząc na okładkę – liczą przede wszystkim na jakąś love story w stylu retro.
A tu nic! Przez cały czas bohaterowie walczą, a poza tym zachowują się zgodnie
z duchem epoki, niczym bezpłciowe anioły. Ani im w głowie seks czy jakieś tam
pożądanie. Takie rzeczy dopiero po ślubie!
Główny bohater tej powieści, młody baron Johann Rapp, jest dziedzicem
ogromnej fortuny. Jego ojciec posiada wielki majątek ziemski oraz stary pałac w
Rosji, na stepach w okolicy Rostowa nad Donem. Johann z jednej strony uważa się za Niemca,
ale z drugiej – także za Rosjanina. Wszyscy mówią na niego Wania. Służył w carskim wojsku, ma rosyjskich
przyjaciół, zwłaszcza Kozaków. Często bywa w Sankt Petersburgu, gdzie załatwia
różne rodzinne interesy. Jest tam także 28 czerwca 1914 roku, w dniu zamachu w
Sarajewie, kiedy serbski zamachowiec zabił austriackiego następcę tronu
Franciszka Ferdynanda Habsburga.
Dokładnie w tym dniu, na przyjęciu w pałacu Wołkowów w Sankt Petersburgu Johann
Rapp poznaję piękną Aleksę Habermann, córkę niemieckiego przemysłowca, i
zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. I to z wzajemnością. Ojciec
Aleksy chce robić jakieś interesy z ojcem Johanna, więc wszyscy spotykają się
ponownie w posiadłości Rappów nad Donem. Baron oświadcza się Aleksie i żyliby
zapewne długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że już 28 lipca 1914 roku wybucha I
wojna światowa. Habermannowie pośpiesznie wyjeżdżają do Niemiec, zaś Johann
Rapp zostaje zatrzymany przez władze rosyjskie jako obywatel obcego państwa i przymusowo
zesłany na Syberię, gdzie przebywa 3 lata. Kiedy wybucha rewolucja
październikowa i słabnie carska administracja baron Rapp wraca nad Don i wraz
ze swymi rosyjskimi towarzyszami rozpoczyna długą i krwawą walkę z bolszewikami.
W tym samym czasie Aleksa, która przed wojną studiowała medycynę, zaciąga się
do armii niemieckiej jako siostra Czerwonego Krzyża i wkrótce wraz z wojskami
niemieckimi także trafia do Rosji.
I wtedy zdarza się cud! W wojennej zawierusze, dosłownie przypadkiem,
Johann i Aleksa, którzy wciąż się kochają, mogą się znowu spotkać. I to jest
właściwie dopiero zawiązanie całej opowieści. Potem w Niemczech wybucha
rewolucja i Niemcy wycofują się z Rosji. Aleksa jednak zostaje jako siostra
Czerwonego Krzyża, by u boku swego ukochanego walczyć dalej z postępującymi
wojskami czerwonych. I dopiero opis tych walk to jest właściwa treść tego
utworu.
Dalej czytamy o walkach Białych Rosjan z Czerwonymi. O napaściach i
ucieczkach, o pociągu pancernym, którym przemieszcza się Johann Rapp i jego
towarzysze, o generale Denikinie i generale Wranglu, o walkach na Perekopie na
Krymie i o wielkiej klęsce Białych Rosjan sromotnie pokonanych przez
bolszewików. I o pospiesznej morskiej ewakuacji Białych, których wywiozły z
Krymu alianckie okręty. I łza się w oku kręci, a żal serce ściska, kiedy
czytamy o takim oto przejmującym obrazku z Sewastopola:
„W naszym mieście do morza nie można było się wprost docisnąć (…) Wszystkie
ulice, portowe mola, plaża, wszystko było zapchane końmi. Stały ciasno
ściśnięte jeden obok drugiego; duże, zadbane rasowe konie, obok małych
chłopskich z włochatą sierścią, które często miały niezagojone rany i
wyszczerbione kopyta. Prawie wszystkie miały wystające żebra. W tym tłoku widać
było także wiele klaczy ze źrebakami. (…) Niektórzy Kozacy wierzyli, że uda im
się przynajmniej uratować konia… (…) Kilku prawdopodobnie hodowcy, szło między
końmi. (…) a kiedy Kozacy odpływali na statkach, tysiące koni przeraźliwie
rżało. Unosiły głowy i patrzyły w morze i rżały tak, że tym, którzy to
widzieli, krajały się serca. Potem konie stały długo i czekały… Pewnie miały
nadzieję… - „Izwiestia“, urzędowa gazeta czerwonych, napisała, że w tym porcie
wyłapano sześćdziesiąt tysięcy koni.“ (s. 255-256)
Pisać nie mogę, bo nawet teraz, kiedy to przepisuję z książki, to łzy
zalewają mi oczy. Sama kocham konie i nie mogę, nie mogę… Takiej tragedii koni
chyba świat nie widział. Nie mówiąc już o tragedii ludzi… Dla Kozaków, którzy
ewakuowali się z Sewastopola, te zostawione na brzegu konie były czymś więcej
niż tylko wierzchowcami. Koń był przecież przyjacielem, o konia się dbało jak o
siebie samego, a tu trzeba było go zostawić na pastwę losu. Trzeba było go
zdradziecko porzucić, by ratować własną skórę.
Przypomniał mi się taki stary film radziecki z Władymirem Wysockim („Dwaj
towarzysze“? Nie jestem pewna.), w którym on gra takiego właśnie białego
Rosjanina, który ucieka z Sewastopola. W tłumie przeciska się do portu, jedną
ręką prowadząc świeżo poślubioną kobietę, a drugą prowadząc ukochanego konia.
Kobieta i koń zostają na nabrzeżu, on siada na statek, który zaraz odpływa.
Wysocki stoi przy burcie i widzi, że w pewnym momencie jego koń skacze do wody
i płynie za nim. Potem rozlega się strzał z pistoletu. Pamiętam, że chyba
gdzieś we wspomnieniach Rosjan spotkałam także wątek tych koni we Sewastopolu,
i że zdarzało się podobno, że konie skakały do wody, by podążyć za swym panem.
Ale wracając do Theodora Krögera i jego powieści. No więc, tak: jest to
bardzo sprawnie napisane, czyta się to dobrze i lekko, w stylu przypomina ta
ksiażka popularne w okresie
międzywojennym powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, zresztą pochodzi z podobnej
epoki. Pierwsze wydanie „Stepów…“ było w
Niemczech w 1937 roku.
Teraz jeszcze o autorze…
Theodor Kröger
to pseudonim artystyczny niemieckiego pisarza, który naprawdę nazywał sie Bernhard Altschwager (1891 – 1958).
Był rosyjskim Niemcem, jego rodzina pochodziła z Meklemburgii. Urodził się w
Rosji, w Sankt Petersburgu, zmarł w Szwajacarii. Jego ojciec przed rewolucją
październikową miał dobrze prosperujący sklep z zegarami w Sankt Petersburgu. Bernhard
zaś po skończeniu gimnazjum w Rosji został wysłany do Szwajcarii na naukę
zegarmistrzowskiego fachu. Kiedy wrócił do Rosji, akurat wybuchła I wojna światowa
i został – tak jak bohaterowie jego książek – internowany przez władze
rosyjskie jako obywatel wrogiego państwa. I zesłany na Syberię.
Owocem
jego pobytu na Syberii była jego pierwsza autobiograficzna powieść „Das vergessene Dorf. Vier Jahre Sibirien. Ein
Buch der Kameradschaft”, wydana kilka lat temu w Polsce jako „Syberia.
Moje miejsce na ziemi”. Książka ta ukazała się po niemiecku w Berlinie w roku
1934 i była jednym z największych bestsellerów czytelniczych III Rzeszy. Dalszy
ciąg swoich losów opisał w powieści „Natasza”, której pierwsze wydanie było w
1963 roku. Również i ten tytuł jest już dostępny w polskim tłumaczeniu. Interesujący
jest także tekst „Brest-Litowsk. Beginn
und Folgen des bolschewistischen Weltbetrugs”,
który porusza temat pokoju w Brześciu Litewskim podpisanego w 1918 roku
pomiędzy Cesarstwem Niemieckim i Rosją radziecką.
W
swej twórczości Theodor Kröger opisywał koniec carskiej Rosji i
początki Związku Radzieckiego z konserwatywnego punktu widzenia. Znał bardzo
dobrze język rosyjski i rosyjską kulturę, bo urodził się i wyrósł pomiędzy
Rosjanami. Jednak opisując Rosję, nie mógł powstrzymać się od uwag świadczących
o jego przekonaniu, iż Słowianie są niższą rasą niż Germanie. Dla niego Niemiec
na wschodzie Europy to zawsze ktoś lepszy, to „kulturträger”,
któremu się zdaje, że może narzucić swoje poglądy i styl życia innym, w jego
mniemaniu gorszym narodom. Poza tym Kröger był monarchistą i antykomunistą. Mam
wrażenie, że opisywał okrucieństwa radzieckiej rewolucji z nie mniejszą nienawiścią
niż nasz Józef Mackiewicz.
Z
pewnością można postawić książki Theodora Krögera na jednej półce z innymi publikacjami na temat I wojny w
Rosji i rewolucji październikowej.
Jest dobra okazja, by przypomnieć tu niektóre z
nich:
1. Bariakina Elwira, „Burzliwa epoka“, cz. 1 „Miłość w
czasie rewolucji“
2. Bujko Mirosław, „Złoty pociąg“
3. Bułhakow Michaił, „Biała gwardia“
4. Bunin Iwan, „Gorzkie dni“
5. Dunin-Kozicka Maria, „Burza od wschodu. Wspomnienia
z Kijowszczyzny“
6. Gołowkina Irina, „Pokonani“
7. Kossak Zofia, „Pożoga“
8. Pasternak Borys, „Doktor Żywago“
9. Sayn-Wittgenstein Katarzyna, „Koniec mojej Rosji
10. Szołochow Michaił, „Cichy Don“
11. Tołstoj Aleksy, „Droga przez mękę“
Kröger Theodor, „Stepy. Moja ojczyzna nad Donem“, tłum. Bronisław Pionke, wyd.
Replika, Zakrzewo 2015
Bardzo, bardzo ciekawe. Wlasciwie w rosji przed Rewolucja bylo wielu Niemcow etnicznych. Po rewolucji bylo ulozono Niemiecka Republike autonomna na rz. Wolga. Stolica - m. Engels. Przy drugiej Wojnie Swiatowej los tamtych rosyjskich Niemcow byl nawet bardziej tragiczny.
OdpowiedzUsuńWitaj Nadiu! Wielkie dzięki za wizytę!
UsuńTo ciekawe, co piszesz o tej niemieckiej republice, wygugluję i poczytam sobie w sieci.
Nie znam, ale mnie Pani zaciekawiła. Piękna okładka.
OdpowiedzUsuńOkladka piękna, ale sugeruje raczej coś innego niż jest w środku ;)))
Usuń