Translate

czwartek, 16 października 2014

Maria Dunin-Kozicka, „Ania z Lechickich Pól”


Powieść dla młodzieży „Ania z Lechickich Pól” Marii Dunin-Kozickiej, podobnie jak jej wspomnienia z Kresów pt. „Burza ze wschodu”, była po wojnie wycofana z wszystkich bibliotek w PRL-u i absolutnie zakazana. Na samo nazwisko autorki był zapis cenzury, nie wolno było nawet o niej wspomnieć w druku, bo cenzor i tak to wykreślał. Po raz pierwszy wznowiono tę książkę dopiero po 1989 r.




Maria Dunin-Kozicka była niewygodna dla komunistów, bo pisała prawdę. Opowiadała polskim czytelnikom, jak żyło się niegdyś polskim ziemianom na Ukrainie, jak tamtejsza polska szlachta przeżyła straszny rok 1917 r., jak podbuntowani przez bolszewików ukraińscy chłopi palili dwory i wyrzynali „polskich paniw”, jak bolszewiccy komisarze zabijali wszystkich, którzy mieli zbyt białe, mało spracowane ręce. Opisała okrutny napad bolszewików na polski dwór na Ukrainie, rabunek całego dobytku, palenie budynków i polowanie na właścicieli, by ich zabić. Pokazała również, że to właśnie Polacy nieśli od wieków na Kresy rozwój i kulturę i uczyli ukraińską, kozacką dzicz jak korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Polacy mieszkający na Kresach byli ludźmi wykształconymi, prowadzili wzorowe gospodarstwa rolne, zakładali fabryki, w tym zwłaszcza cukrownie, urządzali małe szpitaliki i przychodnie dla chłopstwa, zakładali szkoły dla wiejskich dzieci i kasy oszczędnościowe dla swych poddanych.



Na koniec cytat z książki Dunin-Kozickiej:

„Rok 1919, krwawy tyran, zbratany najściślej ze śmiercią, wykazał od pierwszych chwil swego istnienia potworną lubość w zadawaniu mąk i wyszukanego cierpienia. Sypał żarem zagłady i pomsty, ogłaszając równocześnie przebudowę bizantyjskiego ustroju dawnej carskiej Rosji na otwartą dla wszystkich świątynię komunizmu, w której zamiast Boga panował naczelny budowniczy – Lenin.
Wieś, oślepiona nęcącym programem, obiecującym zmianę, „wsiech, wsiech” w ulubieńców fortuny i szczęścia, kłoniła się chętnie ku wygłaszanym hasłom. Stosunek do dworu wykoślawiał się jak w krzywym zwierciadle. Najkulturalniejsze zamierzenia „pana” zaczęły podlegać brutalnemu zniszczeniu. W ambulatorium, prowadzonym z wielkim staraniem przez panią Verę, urządzono hałaśliwy pogrom flaszek z lekarstwami, wypędzając na cztery wiatry felczerkę. (…) Resztki ocalałej od band zarodowej obory i stadarni rozszarpano pomiędzy siebie, kłócąc się zajadle przy podziale. Rozgromiono murowaną chatę, w której mieścił się „Banczek”, założony przez pana Alfreda dla chłopów w celu walki z żydowską lichwą.
- On to robił dla własnej korzyści, a nie dla was! – wmawiali agitatotorzy podstępnie. – Niech nawet śladu nie zostanie po tych burżuazyjnych „primankach”.”

Dunin-Kozicka Maria, „Ania z Lechickich Pól. Dzieciństwo”, wyd. AiR, Warszawa 1991
Dunin-Kozicka Maria, „Ania z Lechickich Pól. Młodość”, wyd. AiR, Warszawa 1991


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz