Translate

sobota, 19 września 2020

Mery Orzeszko w Archiwum? 😊 czyli zbieram materiały do mojej 3. książki

 

No i na co mi przyszło? Słuchajcie ludzie, wylądowałam w archiwum! To jest Archiwum Państwowe w Elblągu z siedzibą w Malborku, a mieści się w zamku malborskim. Chodzę tam jako Alicja Łukawska, ale przecież Mery Orzeszko jest wciąż ze mną. A raczej we mnie! Mery to mój Anioł Stróż! I moje drugie wcielenie!

Co mnie tam zaniosło?

Otóż, zabrałam się właśnie ostro do roboty. Mam dużo czasu, więc zbieram sobie materiały do mojej trzeciej książki pt. „Żuławskie opowieści”. To będą, no właśnie, opowieści o Żuławach ludzi, którzy przyszli i zaludnili tę piękną krainę po II wojnie światowej. Sama pochodzę z rodziny osadników żuławskich (z obu stron!), więc to to będą Żuławy przeze mnie przepuszczone. Zaczęłam już właściwie pisać na ten temat. W Kwartalniku „Prowincja” ukazało się kilka moich tekstów o losach mojej rodziny na Żuławach po 1945 roku i o duchach żuławskich. Równolegle szukam ciekawych ludzi i ich opowieści. Rozmawiam z nimi, nagrywam, spisuję, redaguję…

Chciałabym, aby ta książka miała jednak solidną podbudowę, dlatego postanowiłam pokopać w archiwach także. Chciałam najpierw ustalić pewne rzeczy z niemieckiej historii Żuław (m. in. jak nazywali się niemieccy właściciele domów, w których po wojnie osiedli moi krewni), ale nie udało mi się tego zrobić.

Ale za to – w dokumentach gminy Zwierzno (pod Elblągiem) znalazłam księgę ewidencji ludności, gdzie można przeczytać kto, kiedy i skąd przybył do tej gminy. No i tam, czarno na białym jest napisane, kiedy moi przodkowie z obu stron przybyli na Żuławy. Byłam naprawdę wzruszona, jak to odkryłam! Być może to odkrycie będzie miało wpływ na moją tożsamość? Może uznam siebie za człowieka z korzeniami, a nie pochodzącego znikąd? Mama z Ziemi Dobrzyńskiej, ojciec z Mazowsza, a ja to niby skąd?

Praca w archiwum w dobie plandemii jest ciężka. Trzeba zamawiać materiały zdalnie i zapisywać się do czytelni tydzień do przodu. W czytelni może przebywać w danym dniu tylko jedna osoba. Dezynfekcja rąk, maski i białe rękawiczki z bawełny do pracy. Takie tam utrudnienia, ale daję radę! Aby się w ogóle dostać do środka, trzeba się meldować z dowodem osobistym na portierni zamku.

Pokażę Wam zdjęcia, jak to wygląda.

Tak sie wchodzi na zamek:


 Tak wygląda czytelnia:

Archiwum mieści się na dole w pałacu wielkiego mistrza:


 

Wchodzi się tędy:


A drzwi są takie:


Pracowałam z takimi dokumentami:






A jak się wychodzi to jest taki widok:


No, a teraz idę tam w najbliższą środę!

Może następnym razem pokażę Wam, co zauważyłam jeszcze w tym zamku, bo przy okazji, jak już tam wchodzę, to błąkam się tu i tam. To jest dziwna przestrzeń, magiczna, malownicza, ale zarazem groźna i bardzo germańska, jak z baśni braci Grimm. Ale znam tam jednego fajnego człowieka! ;)

4 komentarze:

  1. Urok, ale i często ograniczenia, niedogodności pracy w archiwach znam. Bywałam w różnych, w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Częstochowie...
    Najbardziej lubię to wrażenie, gdy czujesz się jak odkrywca, gdy trzymasz w rękach coś, co być może było oglądane lub czytane ostatni raz dziesiątki lat temu...
    Powodzenia w dalszej pracy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Magdo! Jak tam byłam, siedziałam przy tym biurku pierwszy raz, czekając na zamówione materiały, to myślałam o Twoich wędrówkach po archiwach, bo je nieraz opisywałaś. No i o Twoich 10 (nie mylę się chyba?) książkach.
      Myślałam sobie, żę jak Magda dała radę, to i ja spróbuję ;)
      I tak, praca w archiwum zapewnia nieoczekiwane emocje. Ja też coś tam już odkryłam ciekawego, a może nawet złapałam koniuszek afery kryminalnej?
      Pozdrawiam!

      Usuń