Translate

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Nr 38/2020 Izabela Czajka Stachowicz – „Król węży i salamandra”, „Małżeństwo po raz pierwszy”, „Nigdy nie wyjdę za mąż”, „Dubo… Dubon… Dubonet”


Są takie książki, lektura których przypomina jedzenie waty cukrowej. Jest przyjemnie, wesoło, a wata szybko znika. Ale czasem coś zostaje, jakieś takie wrażenie czegoś miłego i wprawiającego w dobry nastrój, do czego wraca się po latach.

Takie jest moje wrażenie z czytania pamiętników Izabeli Czajki-Stachowicz, które udało mi się już zgromadzić w domu w większej ilości. Czasy są ciężkie i człowiek potrzebuje czegoś wesołego do odprężenia. A cóż może być weselszego niż czytanie o przygodach lekkomyślnej panienki sprzed stu lat? Ja tu już kiedyś na blogu pisałam o jednej z książek Czajki („Nigdy nie wyjdę za mąż”) i o jej niezwykłej recepcji w czasach PRL-u. Czajka ze swoimi niezwykłymi opowieściami była wówczas niczym barwny ptak, który zawitał do naszej szarej rzeczywistości z zupełnie innego świata. 

Pamiętam te wypożyczone z biblioteki tomiki obłożone w szary papier. Nawet ich tytuły były urzekające: „Córka czarownicy na huśtawce”, „Król węży i salamandra” i tak dalej… Potem zostały one zaczytane doszczętnie i ubytkowane, to jest wycofane z bibliotek. Właściwie już w latach 90. były nie do zdobycia. W tamtym czasie udało mi się jeszcze wytropić dzieła Czajki w bibliotece Wyższej Szkoły Pedagogicznej, gdzie wówczas pracowałam. To było moje przedostatnie spotkanie z Czajką. A ostatnie miało miejsce teraz, kiedy udało mi się zgromadzić aż cztery tomiki, w tym trzy wznowione przez wydawnictwo W. A. B. i jeden („Król węży i salamandra”) wyszukany w jakimś sieciowym antykwariacie. Marzyło mi się jeszcze powtórne przeczytanie pozostałych tomów, ale na razie nie jestem w stanie ich zdobyć, musiałam więc zadowolić się tym, co mam w domu.



Jakaż to przyjemność obcować z roztrzepaną Bellą, jakaż to przyjemność wejść w świat Warszawy sprzed stu lat, zajrzeć na ulicę Nowogrodzką 36 do mieszkania Schwarzów, pójść na zakupy z Bellą i jej elegancką mamusią, podejrzeć, jak Bella zdaje maturę na pensji, zaczyna naukę na uniwersytecie warszawskim i poznaje pierwszą wielką miłość swego życia, swego pierwszego męża Aleksandra Hertza, a potem coraz to szerszy krąg znajomych, wielbicieli i adoratorów, a wśród nich takie postaci jak Witkacy (Bela Hertz – Hela Bertz z „Pożegnania jesieni”, była jego inspiracją!), Jarosław Iwaszkiewicz, Alfred Zamoyski, Ilia Ehrenburg i inni ludzie z kręgu sztuki i polityki. 

Podobno Bella była mitomanką, podobno zmyślała, ile wlezie i ubarwiała swoje historyjki, przez co wydawały się niestworzone, ale chyba jakieś ziarno prawdy było w tym, co pisała? Bella zwariowana, Bella rozpieszczona przez rodziców, Bella flirtująca, Bella chłonąca świat i pazerna na wiedzę o sztuce i filozofii… Wiecie, jak nazywa się jedyna chyba do tej pory biograficzna książka o Belli? „Ta piękna mitomanka. O Izabeli Czajce-Stachowicz”, a napisała ją Paulina Sołowianiuk. Jeszcze nie czytałam, ale zamierzam. 

Z pamiętników wyłania się Bella-wariatka, ale trudno jej nie lubić, trudno się z nią nie utożsamiać. Może nie we wszystkim, bo Bella – socjalistka, Bella – pochłonięta pracą społeczną partyjna towarzyszka już nie jest mi tak bliska. Swoją drogą, jak to jest, że panna z dobrej, zamożnej żydowskiej rodziny została komunistką? A po wojnie nawet oficerem Urzędu Bezpieczeństwa? Jak to się stało? Jak Bella przeskoczyła z zabawy sztuką w zabawę rewolwerem, który nosiła przytroczony do munduru w 1945 roku? Jak to pogodzić? Jeśli kogoś interesuje zjawisko żydokomuny, skąd to się wzięło, jakie były jego podstawy to też może wiele dowiedzieć się z książek Belli. 

Ale na razie jeszcze, sto i nieco mniej lat temu, Bella obraca się w gronie artystów światowej sławy, krąży między Warszawą, Wiedniem, Berlinem i Paryżem i wciąż jest zabawną córeczką swego tatusia Schwarza, przeciwko któremu co jakiś czas buntuje się i wtedy próbuje żyć na własny rachunek, jak w Paryżu, kiedy pracowała w słynnej później polskiej księgarni sprzedając książeczki do nabożeństwa i jarmarczne opowiastki, bo tatuś zakręcił akurat kurek z pieniędzmi. W ogóle Bella jest dość obrotna, bo wcześniej, kiedy nie chciał się zgodzić na jej pierwsze małżeństwo, uciekła z domu zabierając ze sobą młodszą siostrę Ewę. Pojechały do Nałęczowa, gdzie Bella znalazła dobrą posadę: udawała lekarkę w żydowskim sanatorium i wszystkim swoim pacjentom zapisywała chodzie boso po trawie, za co właściciel sanatorium zapewnił jej i siostrze całodzienne utrzymanie. 

Jeśli potrzebujecie w życiu trochę lekkości i uśmiechu – czytajcie pamiętniki zwariowanej Belli! Zabawa gwarantowana! Momentami jest zabawna prawie jak Chmielewska! 

A wydawnictwo W. A. B. proszę, aby wydało całą kolekcję książek Izabeli Czajki-Stachowicz, całą, a nie tak cykało po kawałku, żeby tylko narobić ludziom smaku!

Czajka-Stachowicz Izabela, „Dubo… Dubon… Dubonet”, Warszawa 2012
Czajka-Stachowicz Izabela, „Król węży i salamandra”, Warszawa 1968
Czajka-Stachowicz Izabela, „Małżeństwo po raz pierwszy”, Warszawa 2012
Czajka-Stachowicz Izabela, „Nigdy nie wyjdę za mąż”, Warszawa 2012

PS. A tu macie to, co pisałam kiedyś na blogu o Belli, byście nie musieli szukać:

Kiedy byłam piękna i młoda, to miałam takie powodzenie, że wszyscy za mną szaleli, a ja i tak najbardziej kochałam mojego tatusia – tak można by streścić zabawne i nieco mitomańskie wspomnienia Izabeli Czajki-Stachowicz, jednej z legendarnych postaci polskiego Dwudziestolecia. 

Pamiętacie demoniczną, nienasyconą erotycznie Helę Bertz, córkę żydowskiego przemysłowca z „Pożegnania jesieni” Witkacego? To właśnie Izabela Czajka-Stachowicz, z domu Izabela (Bella) Schwartz była jej prototypem. A panna Leopard ze „Wspólnego pokoju” Zbigniewa Uniłowskiego? To także Bella Schwartz, a raczej (w tym okresie) Bella Hertz (jej pierwszym mężem był Aleksander Hertz, znany później jako mason i socjalista). Arkady Fiedler opisał jak w latach 1930. płynął w towarzystwie Belli „Batorym” i wspólnie z nią oraz z Melchiorem Wańkowiczem wybrali się na zwiedzanie dzielnicy burdeli w Maroko, bo Bella strasznie interesowała się seksem.

Ojciec Belli to Wilhelm Schwartz, pochodzący ze starego rabinackiego rodu.  Był – jak u Witkacego – bogatym żydowskim przemysłowcem (i prototypem Belzebuba w „Pożegnaniu jesieni”). Natomiast matka Belli była Polką. Na początku XX wieku Bella przyjaźniła się nie tylko z Witkacym, ale z całą ówczesną warszawską, berlińską i paryską bohemą. Znała „wszystkich” ludzi ważnych dla sztuki, to znaczy tych, których wypadało znać. Znała Władysława Broniewskiego, Juliana Tuwima, Jarosława Iwaszkiewicza, Brunona Jasińskiego, Franza Fischera, Ilię Ehrenburga, Miesa van der Rohe, Chaima Soutina. Przyjaźniła się ze skamandrytami i przedstawicielami awangardy, a nawet z żydowskimi komunistami, z których niektórzy to byli po prostu jej kuzyni ze strony ojca. Część  jej żydowskiej rodziny zajmowała się bowiem robieniem kapitału, a druga część – robiła bolszewicką rewolucję. 

Żywot miała bujny, zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn. Ilość jej małżeństw i romansów jest po prostu niepoliczalna! Z pierwszym mężem Bella rozwiodła się, potem, na początku lat 1920. wyjechała na studia do Berlina wraz z siostrą Ewą. I właśnie o tym, berlińskim okresie jej życia, opowiada książka „Nigdy nie wyjdę za mąż”. Bella opisuje w niej swoje studia, romanse i odkrycie orgazmu. Wśród jej adoratorów i kochanków są: chiński student, który chce pojąć ją za żonę, węgierski malarz Robert Bereny, południowoamerykański milioner i paru innych. 

Bella przyjmuje męskie hołdy jako coś oczywistego, ale jedynym mężczyzną, z którym czuje się naprawdę związana, jest jej ojciec, Wilhelm Schwartz. Niestety, ojciec wpada na pomysł, by wydać ją kolejny raz za mąż, za bardzo bogatego, ale brzydkiego, niskiego i łysego dziedzica jakiegoś żydowskiego rodu (mieli 26 kamienic w samej Warszawie!). Bella zgadza się, ale pod warunkiem, że to jej tatuś będzie z nim sypiał, a nie ona. Oczywiście, tatuś obraża się, a Bella musi dalej radzić sobie sama – ale już bez tatusiowych pieniędzy. Ucieka z domu i jedzie do Paryża, gdzie zaczyna nowe życie. 

Bella napisała kilka książek wspomnieniowych, w których – mocno fantazjując -  opisywała kolejne etapy swej bujnej biografii. Pierwsza z nich „Król Węży i Salamanadra” poświęcona jest ukochanemu ojcu, dalej jest „Córka czarownicy na huśtawce”, „Małżeństwo po raz pierwszy”, „Lecę w świat”, „Moja wielka miłość” (o Franzu Fiszerze) i „Dubo… dubo… dubonet”. Książki te powstały już po drugiej wojnie światowej. Bella była wtedy kobietą po przejściach. W okresie międzywojennym wyszła jeszcze raz za mąż za zamożnego żydowskiego adwokata Jerzege Gelbarda, w czasie wojny była w getcie, uciekła stamtąd, w końcu uratowali ją polscy chłopi z Lubelskiego, co opisała w książce „Ocalił mnie kowal”. Później była w partyzantce AL, gdzie używała pseudonimu Stefania Czajka. I tak już została przy tej Czajce (ponieważ wstąpiła wtedy do MO i chodziła w mundurze i z pistoletem, nazywano ją CzerezwyCZAJKĄ), póki nie wyszła kolejny raz za mąż za niejakiego Stachowicza. 


Dzisiaj nazwisko Czajki-Stachowicz niewiele już mówi komukolwiek. Kiedyś było inaczej. Jej nieco koloryzowane wspomnienia były hitem czytelniczym w PRL-u. Pamiętam, że książki Czajki-Stachowicz w latach 1970. były w bibliotekach NA ZAPISY!!!  Czytała je moja matka, a także matki moich koleżanek. Jej barwna narracja wprowadzała inny, kolorowy świat, w szarzyznę tamtej Polski. Później długo nie były wznawiane, aż w końcu wydało je wydawnictwo W. A. B., jednak z adnotacją, że zobowiązują się do wypłacenia honorarium ewentualnym spadkobiercom Czajki-Stachowicz, jeśli tacy się do nich zgłoszą. Być może jest szansa na wydobycie Belli z zapomnienia, bowiem, parę lat temu Paulina Sołowianiuk wydała książkę biograficzną poświęconą Czajce-Stachowicz pt. „Ta piękna mitomanka”. 

 Piękna, inteligentna, wykształcona i bogata mitomanka – tak zapamiętali ją współcześni. Pisała jędrnym, barwnym i dowcipnym stylem. Nie wiadomo, co w jej wspomnieniach jest prawdą, a co zmyśleniem, niemniej czyta się to doskonale. 

A jej książki są teraz w Empiku przecenione i można je kupić za 4 czy 5 złotych. Kupujcie, bo warto!

Czajka-Stachowicz Izabela, „Nigdy nie wyjdę za mąż”, wyd. W. A.B., Warszawa 2012


2 komentarze:

  1. Droga Mery, myślę, ze zainteresuje Cię mój ostatni post. Zajrzyj koniecznie http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2020/08/podroz-w-czasie-plandemii.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń