Nie
mam czasu czytać, nie mam czasu pisać, bo właśnie swoją książkę o kresach
kończę! Ale czasem zaglądam jeszcze tu i ówdzie do różnych pamiętników i
opracowań, sprawdzam wiadomości, coś tam uzupełniam i dopisuję. No i szlifuję,
to co napisałam, szlifuję, gładzę i
wylizuję…
I
oto po raz kolejny wpadła mi w ręce wydana dość dawno książka Melchiora
Wańkowicza pt. „Anoda katoda”, rzecz dwutomowa, wybór jego najlepszych
reportaży z okresu międzywojennego. Interesująca była dla mnie głównie pierwsza
połowa pierwszego tomu, czyli teksty poświęcone kresom wschodnich, po których
pisarz podróżował samochodem w latach 1930. Jeździł metodą dawnych bałagułów,
to jest od dworu do dworu, od miasteczka do miasteczka, popasając u różnych krewnych
i znajomych, znajomych znajomych i całkiem nieznajomych.
Pisanie
Wańkowicza o kresach było raczej nietypowe dla owej epoki, bowiem w okresie,
kiedy wszyscy kresowiacy, którzy uratowali się z dziejowej zawieruchy (I wojna
światowa, przemarsze wojsk rosyjskich i pruskich, rewolucja bolszewicka, wojna
polsko-bolszewicka itd.), a zwłaszcza ci, którzy pozostawili na wschodzie, po
radzieckiej stronie granicy, swoje rodowe majątki, rozpaczali po tej utracie i
wspominali utraconą małą ojczyznę tonem bardzo sentymentalnym, Melchior pisał na wesoło, kpiącym tonem, jakby nic go
to nie obeszło. Być może dlatego właśnie książki Wańkowicza nie podlegały
cięciom komunistycznej cenzury i były wydawane w PRL-u? Bo przecież takie
pisanie można było uznać za krytykę dawnych obszarników i ich stylu życia. A
wspominki Edwarda Wojniłłowicza czy Waleriana Meysztowicza były zakazane. No,
tak to, niestety, wychodzi…
A
więc ostrzegam, nie znajdziecie u Wańkowicza żadnej sentymentalnej zadumy nad
losem polskich kresów, żadnego wzdychania po utraconej ojcowiźnie w Kalużycach
(która zresztą i tak by do niego nie należała, tylko do brata Witolda). Ale
można także i u niego znaleźć parę ciekawych kawałków, ot, choćby o tym, jak
fascynująco długo pamięć o Polakach przetrwała na wschodzie:
„Pamiętam, jak w
Smoleńsku przed pierwszą wojną światową pytał mnie brodaty „izwoszczyk”:
- A wam, barin, na
polskuju storony?
Już tej Rzeczpospolitej
wszelki ślad tu wytęchł. Od roku 1654 nie władaliśmy Smoleńskiem. A przecież w
pamięci ludzi jedna strona Dniepru była polska, a druga rosyjska.”
Albo krótkie, migawkowe
anegdoty o kresowych facecjonistach i oryginałach.
„Pytam Karola Wagnera,
jak zresztą wszystkich, czy nie ma tu w okolicy dziwaków i oryginałów. Nie, nie
ma. Chyba drobiazgi. Ot, na przykład jeden sąsiad, nawet niemały ziemianian,
krył meble materiałem białym w duże
czerwone róże. Ale materiału zostało sporo i wtedy kazał z niego porobić
dzieciom sukienki. A gdy go jeszcze starczyło – uszył sobie z niego spodnie. I
już od lat jeździ na wizyty w tużurku i w białych kretonowych spodniach w
czerwone róże.”
Tu słów parę o walce
pana Rymszy z Gojcieniszek z konsewatorem zabytków:
„Gojcieniszki jest to dwór, który w 1612 roku wzniósł na polecenie
horodniczego Neuhardta budowniczy, Flamandczyk. Był to czas niespokojny, między
głębokimi polsko-rosyjskimi marszami za Batorego i niszczycielskimi rajzami
Chowańskiego za Jana Kazimierza, które właśnie aż po Gojcieniszki podchodziły.
Dwór zbudowano w siedem lat po Kircholmie, ma osiem lat przed Cecorą. Toteż
epoka niespokojna i rycerska położyła na nim swe piętno. Jest to pierwszy, jaki
widziałem na ziemiach Rzplitej, dwór obronny, to jest bez wałów, bez fos, bez
podwórca wewnętrznego, bez zwodzonego mostu – po prostu dom mieszkalny,
budowany w celach obronnych. Po czterech jego rogach rozsiadły się cztery
baszty o murach potwornej grubości, okna, dawniej małe, niby wykusze, biegły
tunelami w murach ponadmetrowej grubości.
Na szpetnym przybudowananym balkonie (Gwałtu! Policja!... Gdzie
konserwator?) ukazał się pan w koszuli i szelkach i patrzył w dół wzrokiem
niezbyt życzliwym. Co może wróżyć gość zajeżdżający autem?
- Chodźcie państwo, na górę, bo tu na dole wilgoć, że nie daj Boże. Choć
i powybijałem okna, ale stare mury wiedzą swoje.
- Powybijał pan okna? A cóż konserwator na to?
- Konserwator? – pan Rymsza śmieje się ironicznie – płakał, rozimie się,
aż mnie złość wzięła i mówię: - Czy wiesz pan, panie konserwatorze, co ja
powiem? „- A co?” – A to, że dobrze, że za czasów Kraka konserwatorów nie było.
„- A dlaczego?” – A dlatego, że Wawelu postawić by nie pozwolili i do tego dnia
by my w smoczej jamie siedzieli i ją konserwowali.”
A oto - oryginał nad oryginały pan Bohdan Zalutyński z Repli:
„Na urodzajnym w fantazję gruncie kresowym, na którym kawały uprawiały
nawet leciwe matrony (w pewnym majątku wskazywano mi komin, w którym lubiła się
chować zmarła niedawno matka licznych dzieci i wydawać przeciągłe jęki,
strasząc przychodzącego napalić w piecu lokajczuka), jako pyszna flanca wyrósł
Kawaler Wielkiego Krzyża i Wielkiej Wstęgi Orderu Korony Cierniowej, Kawaler
Rycerskiego Zakonu Grobu Chrystusowego, Jaśnie Wielmożny Pan Hrabia Palatynu,
Bohdan Zalutyński, dziedzic na Repli. Czyli w skrócie – Buba.”
O Edwardzie Wojniłłowiczu, który musiał pozostawić swój ogromny majątek
Sawicze pod Mińskiem po radzieckiej stronie granicy, czytamy:
„… całą duszą katolik, fundator w
Mińsku romańskiego kościoła ku pamięci zmarłych dzieci swoich, Symeona i
Heleny, był z tego gatunku duchowego, który tej ziemi strzegł przez stulecia
nie tylko od Korony, ale i od Moskwy. Kiedy carowa spytała, jak dawno
Wojniłłowicze siedzą na Sawiczach – „omal nie palnąłem – pisze w pamiętnikach
swoich Wojniłłowicz – że dawniej, niźli dynastia Romanowów na tronie.
Następnego dnia, kiedy objeżdżałem powiat, myślałem wciąż o panu
Edwardzie Wojniłłowiczu, wielkim panu kresowym, który w Bydgoszczy na facjatce
ze swoją żoną mieszkał, biedę klepał, nikogo o nic nie prosząc, odrzucając
wszelką pomoc.”
A tu inny Wojniłłowicz i jedyna chyba wzruszająca opowieść Wańkowicza w
tym zbiorku:
„Tymczasem „Bubek”, szczupły pan o inteligentnym spojrzeniu, zatrzymał
motor i szedł się witać: - Wojniłłowicz jestem…
Prowadzi nas do domu. Brzydki dom z czerwonej cegły, przed wojną
mieszkanie gorzelanego, Kuncowszczyzna pana Józefa Wojniłłowicza (on to orał
traktorem) przed wojną liczyła pięć tysięcy hektarów, ale cztery tysiące
granicą odcięto. Z dworu, który pozostał po tamtej stronie, przeniesiono
portrety rodzinne. Wydekoltowane prababki wiszą na ścianie domu gorzelanego i
mają minę pełną dezaprobaty, kiedy na nie prawnuczek wskazuje wysmolonym
palcem.
Pan Józef w pierwszych latach,
kiedy granica jeszcze nie stężała, często chodził nocami do rodzinnego domu i
błądził po pustych pokojach. Pewnego dnia, wszedłszy z latarką elektryczną do
katakumb rodzinnych, posłyszał na górze głosy. To chłopi z sąsiedniej wsi
kradli cegły z muru cmentarnego. Tak oto współgospodarze tej ziemi podkradali –
jeden wspomnienia przeszłości, inni tej przeszłości materialną pozostałość.”
Wańkowicz
Melchior, „Anoda i katoda”, T. 1 „Było to dawno”, wybór, układ i opracowanie
Tomasz Jodełka-Burzecki, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1982
A, pisze Pani książkę! A ja się zastanawiałam, skąd to milczenie.
OdpowiedzUsuńNo tak! Statystycznie rzecz biorąc, okolo 10-15 procent blogerów wszelkiej maści kończy na pisaniu książek :)))
UsuńStaram się podtrzymać tę tradycję!
A poważnie mówiąc, to już przeszło 20 lat zajmuję się pisaniem o zjawiskach parnormalnych. To wszystko jest gdzieś rozproszone, rozsypane, postanowiłam więc zebrać do kupy to, co wiem o tychże zjawiskach na kresach wschodnich. Tak to wygląda...
Ja też chciałam tak skończyć,ale talentu mi nie staje....
OdpowiedzUsuńO, książka o zjawiskach paranormalnych na Kresach? To świetny temat. Ciotki i dziadek opowiadali mi, że były niezliczone historie. A siostrę mojej babci, dziecko w kołysce według rodzinnych opowieści kołysała zmarła matka. I pieski mówiące były, i konie śmiejące się. Już nie mówiąc o straszących pomordowanych Polakach. To już słyszałam z programu telewizyjnego.
O, bardzo ciekawe historie!
UsuńA ta zmarła matka kołysząca dziecko to jak w balladzie "Rybka" Mickiewicza.
Babcia mówiła, że to święta prawda. Że ta nieboszczka po drabinie schodziła. I był koń, który odpowiadał na powitanie. Na pewno Ta książka będzie ciekawa. To kiedy spodziewać się jej w księgarniach?
UsuńCudowna historia! Chętnie bym ją umieściła w swojej ksiażce! Napiszę do Ciebie na priv na Fb w tej sprawie, dobrze?
UsuńCałość powinnam skończyć do końca roku.
NApisz na maila. Na facebooku zaraz mi cała armia grup wyskakuje.
Usuń