Wiecie, że Anglicy nadal
piszą opowieści grozy w starym, wiktoriańskim stylu? Właśnie przeczytałam taką niewielką
powieść autorstwa Johna Boyne’a. Nazywa się, jakżeby inaczej, „Nawiedzony dom”.
Nie wiem, jak to określić?
Pastisz? Parodia? A może raczej naśladownictwo? W każdym razie jest taka
sprawa, że całkiem współczesny pisarz brytyjski John Boyne, autor bestsellerowego „Chłopca
w pasiastej piżamie”, popełnił tekst nawiązujący w inteligentny sposób do
starych angielskich i amerykańskich opowieści o duchach („ghost stories”), jakie
były wydane w XIX wieku. W powieści są mniej lub bardziej jawne mrugnięcia
okiem w kierunku fanów Karola Dickensa (ba! sam Dickens się tu nawet pojawia we
własnej postaci!), Wilkie Collinsa, Henry Jamesa („W kleszczach lęku”), Josepha
Sheridana Le Fanu („Stryj Silas”), M. R. Jonesa („Opowieści starego antykwariusza”),
a nawet sióstr Bronte („Jane Eyre”) i troszeczkę Jane Austen. Jednym słowem, niesamowita
gratka dla miłośników klasycznej brytyjskiej literatury!
Treść jest dość banalna i
brzmi znajomo dla wszystkich, którzy czytali w/w autorów: biedna i brzydka nauczycielka,
samotna stara panna, wyjeżdża z Londynu za pracą. Zatrudnia się jako
guwernantka w prowincjonalnej posiadłości, gdzie ma opiekować się dwójką osieroconych
dzieci. A ta posiadłość, oczywiście, jest nawiedzona przez duchy! Rzecz dzieje
się w latach 60. XIX wieku. Więcej nie powiem, by nie psuć Wam przyjemności z
lektury!
Czyta się to dobrze i szybko, w czasie lektury po plecach co i rusz
przebiega przyjemny dreszczyk grozy, bo tekst ten to z założenia thriller, a
nawet horror (gatunkowo różni się to mniej więcej tym, że fantastyka jest tu traktowana na serio, a duchy są całkiem
realne!).
Łyknęłam to wczoraj wieczorem na jeden raz i zapewne zachowam we
wdzięcznej pamięci! Chylę czoło przed autorem, który tak udatnie umie
naśladować wiktoriańską narrację, konstrukcję psychiczną bohaterów i sposób
prowadzenia fabuły.
Bardzo przyjemny drobiazg
literacki! Nie tylko dla miłośników horrorów!
Boyne John, „Nawiedzony dom”,
tłum. Dorota Łachowicz, Wołów 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz