Translate

piątek, 29 stycznia 2021

Nr 8/2021 Kelly Brogan, Kristin Loberg, „Prawda o kobiecej depresji”

 

Ludzie, to jest najlepsza książka o depresji, jaką w życiu czytałam! Dr Kelly Brogan to amerykańska lekarka, która prowadzi swój gabinet psychiatryczny w Nowym Jorku na Manhattanie, a jej pacjentkami są celebrytki z pierwszych stron gazet. I ona je uzdrawia! Nie leczy, ale uzdrawia! Posłuchajcie, jak to robi!

Zdaniem dr Brogan depresja  nie istnieje. Depresja jest bowiem objawem, symptomem tego, co coś się dzieje źle w organizmie, ale nie jakąś oddzielną chorobą. Bo przecież nie jest mierzalna. Nie można dać do zbadania krwi, moczu czy kału i na ten podstawie ocenić, czy ktoś ma depresję czy nie, prawda? Z taką właśnie żelazną logiką dr Brogan kwestionuje wszelkie standardowe metody leczenia psychiatrycznego. Bo ona patrzy na człowieka holistycznie. Ta metoda leczenia wymaga wiele pracy i wyrzeczeń, ale może być skuteczna.

Co radzi dr Brogan?

Przede wszystkim - odstawić antydepresanty zapisywane przez psychiatrów. Bo szkodą. Odstawić statyny (wyżerają mózg i mięśnie, powodują cukrzycę, a ich skuteczność przeciwko chorobom serca jest dyskusyjna). Odstawić śmieciowe jedzenie. Ograniczyć chemię, która nas otacza. Odstawić gluten.

Co w zamian?

Dieta paleo, gimnastyka, bieganie, joga, medytacje, sprzątanie mieszkania co najmniej raz w tygodniu, i takie tam…

Zbadaj się!

Zrobić badania laboratoryjne: m. in. zbadać hormony tarczycy, poziom witaminy B12 i D, gen MCFR, poziom cukru we krwi, hemoglobinę glikowaną, CRP itd… Chodzi o wyeliminowanie chorób tarczycy, cukrzycy i stanów zapalnych.

A teraz trochę prywaty będzie…

Ja sama poważnie choruje od 2. roku życia. Przeszłam wtedy odrę, potem zapalenie mózgu, a później paraliż dziecięcy, z którego ledwo wyszłam, a potem dalej było pod górkę, w sumie było ze mną tak źle, że spędziłam wiele lat na rencie chorobowej. Z tego zapalenia mózgu w dzieciństwie leczono mnie sterydami. Dostawałam ogromne dawki sterydów, by zwalczyć zapalenie. To były wczesne lata 60., taka była wtedy moda. Może zresztą eksperymentowano ze mną? No i  te sterydy rozwaliły mi zdrowie na zawsze. Dlatego nieobce są mi także poważne schorzenia endokrynologiczne i psychiatryczne. Tak więc, jako osoba o takim życiorysie, przeczytałam książkę o kobiecej depresji z ogromnym zainteresowaniem. W czasie lektury zakreślałam, podkreślałam, notowałam na boku i dyskutowałam z autorką.

Do niektórych rzeczy doszłam osobiście już dawno. Nieświadomie wyciągnęłam takie same wnioski, jak dr Brogan, czytając tylko ulotki leków i to, co napisali tam producenci.

Leki psychiatryczne? Wiem, że szkodzą. Nie, dziękuję! Cały słoiczek takich leków zapisanych mi przez psychiatrów ćwierć wieku temu utopiłam rytualnie w rzece Brdzie w Opławcu 😊))) Teraz trochę mi głupio, że wrzuciłam te moje tabletki na nerwy do rzeki powyżej ujęcia wody dla miasta, ale co tam! Chyba się ludzie nie potruli? Rozpuściło się! Zawsze byłam trochę szalona!

Tak to wyglądało:


Jednak… mimo to… Została ze mną taka mała, różowa tabletka, bez której miałabym problemy z zaśnięciem. Z nią nie potrafię się jakoś rozstać. Ale cóż, każdy ma jakieś słabości…

Statyny? Nie, dziękuję! Mam przeszło 300 cholesterolu, ale to jest MÓJ cholesterol, i – jak widać - jest on do czegoś potrzebny! Tak zwykle odpowiadam lekarzom na próbę zapisania mi statynów. Teraz, dzięki dr Brogan wiem, że ten mój cholesterol jest niezbędny mojemu mózgowi do lepszej pracy, a także do przemiany na witaminę D. Generalnie statyny jest to trujące badziewie. Widzicie nieraz na ulicy takich starych ludzi, co idą jak zombie, strasznie powłócząc nogami, nie mogąc ich podnieść? To są właśnie pokorni pacjenci, którzy zażywają statyny, które powodują im ubytki w mięśniach udowych. Do tego są nieco otumanieni, bo statyny uszkodziły im funkcje poznawcze mózgu. No, żywe zombie po prostu!

Śmieciowe jedzenie? Nigdy nie jadłam. Mam na koncie tylko jednego hamburgera z Mc’Donalda. Zjadłam z ciekawości w latach 90. 😊 Nie jem pizzy, frytek, mrożonek, obiadów w słoikach i innego gówna.

Gluten? No właśnie, ten piekielny gluten! Wiem, że nie powinnam jeść chleba, makaronów, kaszy jęczmiennej itd. Ale jak to zrobić, kiedy mieszka się i prowadzi wspólne gospodarstwo z osobą, która kocha chleb? Chleb – święty symbol dostatku w naszej kulturze? No i teraz trzeba by przestawić całe nasze jedzenie, a na śniadanie nie jeść płatków śniadaniowych, tylko jajecznicę ze szpinakiem? Ech, na razie niemożliwe do zrealizowania. Ale jak zostanę sama, to może spróbuję.

Poguglałam w poszukiwaniu wieści o dr Brogan. Amerykańskie ściekomedia źle o niej piszą, bo ona idzie pod prąd. Zaprzecza istnieniu PLANDEMII świrusa, a raczej w ogóle zaprzecza istnieniu koronawirusa. Wcześniej zaprzeczała istnieniu wirusa AIDS. Już ją lubię! Jest też ekspertem medycznym w firmie GOOP prowadzonej przez aktorkę Gwyneth Palthrow, która to firma oferuje różne kuracje od grzybków halucynogennych po medytacje i morsowanie. Ale niby dlaczego nie? Lubię wariatki, zwłaszcza pozytywne. Kiedyś osobiście wypróbowałam na sobie różne kuracje medycyny alternatywnej, a potem to opisywałam na łamach prasy. Nie wiem, kto kto i czym mnie uzdrowił, ale... Wcześniej miałam guzki mastopatyczne w piersiach i guzki śpiewacze na strunach głosowych, a teraz ich nie mam ;) Znikły! Nie wiem, komu konkretnie mam być wdzięczna, ale paru uzdrowicieli-bioenergoterapeutów mam w pamięci!

Chętnie bym została pacjentką dr Brogan! Bo - mimo mojego poczucia humoru -  stany depresyjne, te różne małe smuteczki, jednak nie chcą całkowicie mnie opuścić…

Depresja jak zły upiór stale mi towarzyszy! Pewnie Wam również?

Brogan Kelly, Loberg Kristin „Prawda o kobiecej depresji”, tłum. Danuta Olejnik, Wrocław 2017

 

 


niedziela, 24 stycznia 2021

Nr 7/2021 Dawn Tripp „Georgia. Powieść o Georgii O’Keefe” (i trochę obrazów)

A ja znowu leżakuję na mojej otomanie, ergo mam więcej czasu na czytanie. Z konieczności! Bo czymś trzeba zająć umysł, kiedy ciało słabe i mdłe. Tak się pokładam już drugi tydzień i nie wiem, kiedy to się skończy, bo do lekarza trudno się dodzwonić, o wizycie nie mówiąc. I tak oto wczoraj, z tych nudów, machnęłam za jednym zamachem książkę „Georgia. Powieść o Georgii O’Keefe” autorstwa Dawn Tripp, którą kupiłam na jesieni z jakimś babskim pismem. Bo mi się okładka spodobała. Taka ładna, czerwona!  

Georgia O’Keefe (1887-1886) to wielka amerykańska malarka (korzenie węgiersko-irlandzkie), ekspresjonistka, autorka obrazów krajobrazów prerii, przyrody, nieba i kwiatów. Malowała w sposób niezwykle charakterystyczny i rozpoznawalny. Właściwie dopiero przy lekturze tej książki odkryłam jej obrazy i jestem nimi zafascynowana. Oglądam je w sieci i podziwiam. Coś pięknego! Jaka energii! Jaka MOC!

Książka Dawn Tripp to powieść biograficzna o tej artystce. Opowiada jednak nie tylko o niej samej, ale o jej długim romansie ze starszym o przeszło dwadzieścia lat Alfredem Stieglitzem, zamożnym nowojorskim mecenasem sztuki i fotografem żydowskiego pochodzenia. Tak wyglądali:


 

Stieglitz odkrył malarstwo O’Keefe i promował je przez długie lata. Autorka niezwykle zmysłowo opisuje początki ich burzliwego związku. Kiedy się poznali, Georgia miała 27 lat, a Stieglitz był już koło pięćdziesiątki. Ona była panną, on zaś miał żonę (bardzo bogatą) i dorosłą córkę. Kiedy żona odkryła ten romans, kazała mu wybierać. Stieglitz wyniósł się wtedy z domu i zamieszkał z młodą kochanką w artystycznej pracowni. Potem rozwiódł się z żoną i wziął ślub z Georgią. Nie było to jednak szczęśliwe małżeństwo, bowiem najpierw nie pozwolił jej na urodzenie dziecka, a potem zaczął ją zdradzać z młodszymi kobietami, które lubił fotografować nago. Georgia mu na to pozwalała, a może po prostu miała to gdzieś. Dla niej ważna była sztuka i to, by mogła spokojnie malować. Ale generalnie książka pokazuje też to, że kobieta-artystka ma zawsze pod górkę, zawsze jest jej trudniej niż artyście-mężczyźnie.

Dawn Tripp ma bardzo ciekawy, barwny sposób narracji, pisze ładnym językiem (brawa dla tłumaczki). Na początku udaje się jej wprowadzić czytelnika w romantyczny świat miłości dwojga artystów. Ale to tylko na początku. Potem jakoś napięcie opada, robi się coraz nudniej, i nudniej, a potem już jest zupełna nuda, flaki z olejem dosłownie. Pewnie bym porzuciła tę książkę, gdyby nie to, że wczoraj tak źle się czułam i nie miałam nic innego do roboty poza czytaniem. Autorka tej powieści nie sprostała zadaniu opisania rozpadu tego związku zawartego przecież z wielkiej miłości. Tak samo jakoś marnie jej wyszło opisywanie sztuki Georgii. Pisze o tym tak jakoś bez wdzięku, bez przekonania, bez większych emocji. Szkoda, wielka szkoda! Bo ta historia miała przecież większy potencjał. Wspólne życie Georgii i Alferda można było opisać tak samo barwnie jak życie Fridy Kahlo i Diego Rivery, dwojga niezwykłych artystów z Meksyku. I tu mi się przypomina świetna powieść biograficzna Barbary Mujica (Mujicy? Nie wiem, czy to odmienne?) pt. „Frida”, wg której nakręcono film o Fridzie.

Rzućcie okiem na obrazy Georgii. Nie wiem, jakie zrobią na Was wrażenie, ale… Ja się zakochałam! Są cudne! Jaka siła z nich emanuje! Jaka wielkość!




Tripp Dawn, „Georgia. Powieść o Georgii O’Keefe”, tłum. Maria Smulewska, Poznań 2016

Źródła ilustracji:

1.     Wikipedia, File:O'Keeffe-(hands).jpg

2.      Wikipedia, File:Alfred Stieglitz.jpg

3.      Wikipedia, File:O'Keeffe Georgia Ram's Head.jpg

4.      Wikipedia, File:Georgia O'Keeffe Red Canna 1919 HMA.jpg

5.      Wikipedia, File:Blue-green.jpg

6.      Wikipedia, File:O'keeffe - 'Pineapple Bud', 1939, .JPG

7.      Wikipedia, File:OKeeffe-My Shanty.jpg