Translate

środa, 26 lutego 2020

Nr 12/ 2020 Magdalena Kopeć „Trzy zimy”



Dalej przebywam w realiach współczesnych powieści dworkowych. Oto kolejny romans z historią w tle.

Jest druga połowa XIX wieku w przeddzień powstania styczniowego i w jego początkach. Polski majątek gdzieś pod Warszawą. Panna Marianna Sobierajska zakochuje się w Andrzeju Rohowie, pół-Rosjaninie (ojciec Rosjanin, matka Polka), wspólniku swojego ojca, zaręcza się z nim; już, już ma wyjść za niego za mąż, jednak nie są to czasy dla takiej miłości. W Królestwie Polskim Rosjanie nie byli tolerowani w towarzystwie, nie przyjmowano ich w domach, a polskie panie ostentacyjnie nie uczyły się języka zaborcy. Po rosyjsku mówili tylko mężczyźni, którzy uczęszczali w młodości do rosyjskich gimnazjów. No więc, są poważne społeczne przeszkody dla tego uczucia! Nie tylko kwestia polsko-rosyjska, ale też coś innego się pojawia, co staje w poprzek planów zakochanych młodych ludzi. 

Ta miłość polsko-rosyjska to jest główny wątek powieści. Drugim wątkiem jest kwestia kobieca, a dokładnie przemiana Marianny ze zwykłej, delikatnej panienki z dworku w silną kobietę wprawnie zarządzającą rodzinnym majątkiem. Jest do tego zmuszona po śmierci ojca, babki i wyprowadzeniu się siostry z domu (poszła do klasztoru). A siostrę trzeba było spłacić!

Gdzieś tam w tle dzieje się wielka historia, trwają przygotowania do powstania styczniowego i w końcu powstanie wybucha. Ale ten wątek jest chyba najsłabiej poprowadzony, choć autorka posiada historyczne wykształcenie i mogłaby chyba z niego skorzystać przy pisaniu książki, tak myślę. Tło historyczne jest tu bowiem blade i niedopracowane, mało pracy chyba autorka poświęciła na research bibliograficzny. Można by to uzupełnić. Miałabym również zastrzeżenia do topografii, bo przecież miasto Chojnice leżało wówczas w zaborze pruskim i nic nie wiem o jakiś innych Chojnicach pod Warszawą. A tak właśnie nazwała autorka miasteczko w pobliżu powieściowego majątku. Nie miała innego pomysłu na nazwę? 

W tekście widać delikatne zapożyczenia z twórczości polskich pisarzy XIX wieku, zwłaszcza Emmy Dmochowskiej i Marii Rodziewiczówny, ale takie pożyczki są chyba nieuniknione przy pisaniu o tym okresie.

Przeczytałam „Trzy zimy” w ciągu dwóch wieczorów z zaciekawieniem i raczej bez wstydu, że marnuję czas. A to już rzadka sprawa w przypadku współczesnych romansów historycznych. Zwykle bowiem mam potem kaca, że po co ja to czytałam w ogóle? Ostatnio tak właśnie miałam w przypadku trylogii pani Jeromin-Gałuszki, po której mnie po prostu zemdliło od nadmiaru słodyczy. Tak się tam wszyscy ze wszystkimi kochali, do przesady!

Pytacie, po co ja czytam takie powieści, skoro mam później książkowego kaca? Ano, słabość do polskich klimatów dworkowych jest u mnie tak silna… No i w sumie cieszę się, że polska literatura popularna korzysta z tamtych klimatów. To przecież nasze wielkie bogactwo kulturowe, ta szlachecka tradycja! Można i nawet trzeba ją wykorzystać twórczo! To jest absolutnie niepowtarzalna kultura! Nigdzie indziej na świecie nie było czegoś podobnego do polskiego dworu! Choć w każdym prawie kraju europejskim byli przecież właściciele ziemscy.



Ta powieść to debiut i jakby tak autorka przy kolejnym swym dziele bardziej przyłożyła się do pracy nad tłem historycznym, to kto wie? Może wyjdzie coś lepszego? W każdym razie – nie jest źle! Można pisać dalej!





Kopeć Madgalena, „Trzy zimy”, Warszawa 2019
 


niedziela, 23 lutego 2020

Nr 11/2020 Dean Koontz, „Północ”





Szalony naukowiec podaje tajemniczą szczepionkę mieszkańcom małego miasteczka Moonlight Cove w Kalifornii. Po tej szczepionce ludzie zmieniają się w bestie albo w cyborgi. Śmierć sieje obfite żniwo. Trup ściele się gęsto. W miasteczku, oczywiście znajdzie się paru sprawiedliwych, którzy nie chcą przyjąć szczepionki. To oni właśnie walczą z szerzącym się złem. Czy poradzą sobie z tą sytuacją? Czy pomoże im dzielny agent FBI, który właśnie odwiedził to miasteczko?
Kryminał-thriller skrzyżowany z SF. To się czyta, proszę państwa, to się czyta! Oderwać się wprost nie mogłam, póki nie skończyłam!

Zastanawiam się, skąd autor w latach 80. XX wieku, kiedy powstała ta książka, miał taką wiedzę o szczepionkach, komputerach i cyborgach. Przewidział przyszłość? Czy też jakieś ciemne moce, które ponad naszymi głowami tworzą właśnie New World Order, przygotowują nas do tego co nam planują, za pomocą takich właśnie, rzekomo rozrywkowych powieści? Czy Dean Koontz to zwykły pisarz, czy też sługa NWO? Oto jest pytanie!

Dodam, że… 

Pisarz Dean Koontz przewidział również śmiertelnego wirusa Wuhan! Chodzi o to samo miasto Wuhan w Chinach, gdzie znajduje się laboratorium produkujące śmiertelne wirusy!  W powieści „Oczy ciemności” napisanej również w latach 80., 40 lat temu!



Strach się bać!

Polecam czytać Koontza!

Koontz Dean, „Północ”, tłum. Jan Kabat, Warszawa 1994