Ukazał
się właśnie nowy, lipcowy, numer miesięcznika „Czwarty Wymiar”, a w nim wiele
ciekawych artykułów na tematy związane ze zjawiskami paranormalnymi i sprawami
pokrewnymi.
W
tym numerze przeczytać można m in. bardzo interesujący tekst Marcina Kołodzieja
na temat historii ufologii, która ma już 70 lat, dwa artykuły Tadeusza
Oszubskiego poświęcone archeologii, relację Łukasza Walla z podróży do świata
Indian Nawaho i Leszka Mateli z wyprawy do Irlandii. Poza tym, Alicja Łukawska
pisze o huculskich szamanach zwanych molfarami, a Mariusz Piotrowski o hinduskich
joginach. Znajdziecie tu również artykuły poświęcone zdrowiu, medytacjom,
jasnowidzeniu i horoskopy na lipiec, jak również recenzje ciekawych książek z
dziedziny ezoteryki opracowane przez Leszka Bugajskiego.
Tu
jest dokładny spis treści:
Miesięcznik
„Czwarty Wymiar” ukazuje się nieprzerwanie od 1996 roku. Jego wydawcą jest
Centrum „Rea” Rena Marciniak. Podkreślić należy wielki atut tego pisma – jest
ono w stu procentach polskie, bez żadnych obcych udziałowców zza granicy. To
prawdziwa rzadkość, jeśli chodzi o dzisiejszy rynek prasowy w Polsce,
zdominowany przez zagraniczne, głównie niemieckie koncerny.
A
teraz promocja osobista…
Do
miesięcznika „Czwarty Wymiar” mam ogromny sentyment osobisty,
bowiem już od 16 lat (chyba właśnie w czerwcu lub lipcu będzie rocznica)
publikuję na jego łamach teksty poświęcone rozmaitym zjawiskom paranormalnym.
Pamiętam, że pierwszy mój reportaż na łamach tego pisma ukazał się latem 2001
roku i był poświęcony polskim Indianom, który pielęgnują dawne tradycje rodem z
Ameryki Północnej. Robiłam wtedy wywiad z Leszkiem Michalikiem ze Sztumu, który
odgrywa ważną rolę w polskim ruchu indiańskim. Pisałam potem wiele innych
tekstów o najróżniejszych rzeczach. Z początku było to publikowanie w pewnej tajemnicy,
pod pseudonimem, bowiem byłam wówczas normalnie zatrudniona na etacie w jednym
z pomorskich dzienników, gdzie na co dzień zarabiałam na chleb, biegając po
mieście i pisząc różne njusy, a czasem także poważne artykuły na tematy
polityczno-społeczne.
Obawiałam
się jednak wtedy, że jawna współpraca z miesięcznikiem poświęconym ezoteryce
byłaby przyjęta z zaskoczeniem przez mojego ówczesnego pracodawcę. Zdecydowałam
się więc ukrywać, bo - co tu dużo mówić – bałam się, że wydawcy pisma głównego
nurtu, w którym pracowałam zapewne poczytaliby by mnie za jakąś nawiedzoną!
Wiedziałam, co o ezoteryce myślą ludzie, z którymi wtedy pracowałam. Uważali,
że to sprawa marginalna i dla wariatów…
Muszę tu jednak przyznać, że z natury jestem
osobą dość racjonalną, nigdy nie popadam w żadne mistycyzmy (jakby kto pytał, nie
medytuję, nie jestem wegetarianką itd.) i w ogóle - nie wierzę od razu we
wszystko, co mi mówią, ani w to, co czytam. Kiedy mogę, zawsze mówię: sprawdzam!
Jestem dość ostrożna i nigdy nie weszłam zbyt głęboko w klimaty ezoteryczne, czy
też okultystyczne, nigdy nie wywoływałam duchów, ani nie wróżyłam, ani również
nie przepowiadałam przyszłości, chociaż poznałam ludzi, którzy się tym wszystkim
trudnią, zwiedzałam także miejsca, w których wywoływano duchy, a także
oglądałam potrzebne do tego instrumenty (stół, tablice ouija i tym podobne).
Nie uwierzylibyście, w jakich miejscach byłam i jakich ludzi spotkałam! (Jeszcze
wcześniej, nim związałam się z „Czwartym Wymiarem”, przez kilka lat opisywałam
różnych uzdrowicieli dla prasy codziennej. I to dopiero był odjazd! Starałam
się bowiem wtedy wypróbować wszystkie nieznane mi praktyki medycyny naturalnej,
skoro miałam ku temu okazję. Na długo przed Przemkiem Kossakowskim! Może kiedyś
o tym napiszę?).
Tak
więc, opisywałam jak umiałam zjawiska, co do których współczesna nauka wciąż
nie potrafi znaleźć właściwiego klucza, zjawiska, które wymykają się
racjonalnej ocenie rzeczywistości. A przecież są i mają się całkiem dobrze. A
ludzie się nimi interesują i to bardzo. To niby czemu o nich nie pisać?
Przecież to jest takie ciekawe!
Pamiętam,
że z tamtego mojego punktu widzenia, kiedy zawodowo byłam po uszy zanurzona w
polityce, kiedy codziennie musiałam ładnie się ubierać, malować i rozmawiać
służbowo na nudne tematy z różnymi politykami i samorządowcami (co było dla
mnie potwornie męczące intelektualnie); pisanie do pisma ezoterycznego wydawało
mi się taką krynicą wolności, szczerości i swobody intelektualnej. Tutaj mogłam
pisać o różnych rzeczach, które mnie interesowały, a o których musiałam milczeć
w prasie codziennej. Tutaj mogłam być odważna intelektualnie i nikt mi za to
nie mógł zmyć głowy.
I
tak właśnie związałam swój los z „Czwartym Wymiarem”, gdzie od lat jestem
stałym współpracownikiem. Można znaleźć moje nazwisko w stopce redakcyjnej.
Ta
moja współpraca z miesięcznikiem ezoterycznym przyniosła też jeszcze inne
efekty, można powiedzieć uboczne efekty, bowiem w pewnym momencie z tego mojego
pisania o duchach, zjawach, upiorach i nawiedzonych budynkach narodził się
pomysł mojej pierwszej książki. Właściwie to owa książka jest owocem dwóch
moich pasji: zainteresowania zjawiskami paranormalnymi i kresami wschodnimi.
Połączyłam to razem, zamieszałam, siadłam i napisałam. Zbieranie i pisanie
materiałów trwało niecałe dwa lata. Wiosną tego roku podpisałam umowę na
wydanie tej książki z pewnym zaprzyjaźnionym wydawnictwem. Publikacja ma się
ukazać jeszcze w tym roku.
No
i tak…
Moi
drodzy!
Czytajcie
„Czwarty Wymiar”! Polecam!
W
numerze lipcowym jest także mój tekst… Zgadnijcie który…
„Czwarty
Wymiar” 2017/7