„Rajski ogród” Barbary
Szczepuły to kolejna bardzo dobra książka, którą udało mi się przeczytać w
mijającym roku. A przeczytałam w całości, nie tylko nadgryzłam 😉)))
Redaktor Szczepuła od lat
pracuje jako dziennikarz/reporter w „Dzienniku Bałtyckim”, od jakiegoś czasu
określanym u nas jako „niemiecka prasa polskojęzyczna”. Początkowo, zaraz po
założeniu, było to pismo partyjne (PZPR) i takie było do momentu likwidacji
socjalistycznego koncernu prasowego Prasa-Książka-Ruch. W tamtym okresie
lubiłam „Dziennik Bałtycki”, bo kojarzył mi się z wakacjami spędzanymi nad
polskim morzem, a także u rodziny na wsi żuławskiej. W czasach PRL-u gazety
były bardzo tanie, więc przeciętnego polskiego rolnika z Ziem Odzyskanych stać
było na prenumeratę dwóch, trzech, a nawet więcej tytułów. Z tego, co pamiętam,
to moi krewni prenumerowali właśnie „Dziennik Bałtycki”, „Głos Wybrzeża”,
„Przyjaciółkę”, „Gromadę Rolnik Polski” i „Chłopską Drogę”. Z wybrzeżowej prasy
codziennej najbardziej lubiłam „Głos Wybrzeża”, co to – w piosence – pies w
pysku niósł po plaży, a ja pracowałam w tym piśmie w latach 2001-2004, w jego
schyłkowym okresie.
O niemieckich mediach
polskojęzycznych
„Dziennik Bałtycki” w
latach 90. XX wieku został sprywatyzowany. Najpierw kupili go Francuzi, a potem
Niemcy. Dostał się w ręce bardzo prężnego koncernu prasowego z Bawarii –
Verlagsgruppe Passau, który w 1946 roku założył Johannes Evangelist Kapfinger
(1902-1985). Grupa prasowa z Pasawy w Bawarii po upadku komunizmu zaczęła skupować
gazety codzienne w dawnych demoludach, m. in. w Polsce. Był to proces
klasycznej kolonizacji kulturowej. W ten sposób wiele lokalnych tytułów w
Polsce stało się niemieckimi gazetami polskojęzycznymi. Były „polskie” z nazwy i
tylko dla mało zorientowanego odbiorcy, bo niby pisane były po polsku, ale tak
naprawdę prezentowały czysto niemiecki punkt widzenia. Były niemiecką strefą
wpływów politycznych w Polsce. W ten sposób germanizacji uległy przede
wszystkim tytuły w miejscowościach znajdujących się w dawnym zaborze pruskim i
na Ziemiach Odzyskanych, w tym „Gazeta Olsztyńska”, niegdyś walcząca o polskość
Warmii i Mazur. Jak obecnie podaje Wikipedia, do niedawna Passauer Gruppe
Presse posiadało około 20 tytułów prasowych w Polsce.
Prawo i Sprawiedliwość,
idąc do wyborów w 2015 roku, obiecywało repolonizację polskich mediów. To był
jeden z głównych powodów, dla których ja osobiście głosowałam na PiS. Bo uważam,
że co jak co, ale media powinny być rodzime. Nie wyobrażam sobie, aby w
Niemczech jakiś polski koncern prasowy jest właścicielem jakiejś gazety! A w
drugą stronę to działało wiele lat! I Polacy się z tym godzili. Polacy tego nie
zauważali nawet! Polacy pracowali dla Niemców w redakcjach tych gazet
polskojęzycznych! Choć Niemiec płacił bardzo marnie, no i bardzo niechętnie zatrudniał
dziennikarzy na stały etat.
Byłam bardzo zawiedziona,
że nie udało się odebrać Niemców naszych gazet w pierwszej kadencji rządów PiS-u.
Obiecywali jednak, że zrobią to w drugiej kadencji. No, to znowu zagłosowałam
na PiS. Bo media to potęga. Nikt i nic nie urabia tak ludzkich umysłów jak
gazety, portale internetowe, radio i telewizja. Właściwie to straciłam już
wszelką nadzieję na te repolonizację, bo było o tym całkiem cicho. Ja w
międzyczasie pożegnałam się z PiS-em, to znaczy przestałam popierać tę partię,
z powodów nie związanych z mediami jednak, tylko z restrykcjami dotyczącymi
rzekomej pandemii kowit-srowit. Uważam bowiem, że nasz rząd nas zdradził i
sprzedał jakiemuś rządowi światowemu (ONZ?), podobnie jak rządy wszystkich
prawie krajów na świecie, za wyjątkiem może Białorusi.
No i jaka mnie niedawno spotkała
niespodzianka! Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy nie tak dawno przeczytałam,
że na początku grudnia Polski Koncern Naftowy Orlen wykupił grupę medialną
Polska Presse należącą do Verlagsgruppe Passau!
- Alleluja! Alleluja!
Alleluja! – śpiewałam sobie w duchu na wieść o zakupie Orlenu.
- Oto stało się coś, o
czym marzyłam od lat! Te wszystkie gazety lokalne nie będą już niemieckie i
polskojęzyczne, tylko staną się polskie i polskojęzyczne Do Polaków wraca też
dawna polska prasa wybrzeżowa, w tym właśnie „Dziennik Bałtycki”. Na dzisiaj
sytuacja jest taka, że pewnie wymienione zostaną zarządy i kierownictwo tych
mediów. Co z dziennikarzami? Pewnie zostaną zwolnieni ci, co nadmiernie lizali
tyłek Niemcom, a reszta, ten prasowy lud czarnoroboczy może pozostanie i będzie
pisał tak, jak im każą nowi właściciele – cieszyłam się!
O książce „Rajski ogród”
Barbary Szczepuły nie
lubiłam nigdy. Właściwie to nią pogardzałam, bo uważałam, że pracowała dla Niemców.
Kojarzyła mi się bowiem (i kojarzy nadal) z tym najgorszym, najczarniejszym
okresem w historii „Dziennika Bałtyckiego”. Czytywałam jednak nieraz jej
reportaże historyczne w wydaniach weekendowych, ale bez specjalnych zachwytów.
Dlaczego więc teraz sięgnęłam po tę książkę? Dlaczego z niemałym trudem
wyszukałam ją w księgarni internetowej i zakupiłam ją sobie?
Otóż, można kogoś nie
lubić, można kim pogardzać, a mimo to korzystać z jego dorobku twórczego publikowanego
w prasie i w książkach. I to właśnie przywiodło mnie do pisarstwa Szczepuły.
Otóż, ja sama jestem teraz w podobnym punkcie jak ona, kiedy pisała te swoje
reportaże o historii Pomorza. Ja sama zbieram teraz materiały do swojej książki
historycznej o Żuławach (ma ona obejmować głównie okres 1945 – 1950). A jak się
o czymś chce pisać, to trzeba najpierw poczytać, co inni piszą na ten temat. Bo
po co wyważać otwarte drzwi?
Przyznam się, że zabrałam
się do czytania Szczepuły z pewnym takim obrzydzeniem, które jednak uciekało
ode mnie z każdą przeczytaną stroną. – No, całkiem dobrze pisze kobieta –
myślałam sobie.
– I nawet za bardzo nie
liże Szwabów po doopie! Spodziewałam się, że będzie gorzej! – pomrukiwałam. Myślałam
wcześniej, że to będzie kolejna książka, w której zaprzedany Germańcom polski
wyrobnik pióra będzie się czule pochylał nad ich krzywdami, jakich doznali w czasie
II wojny światowej i po jej zakończeniu. Ale nie, Szczepule jakoś w cudowny
sposób udało się tego akurat uniknąć.
I powiem Wam, że to jest
naprawdę dobra, rzetelnie i dobrze udokumentowana książka reportażowa. Składa
się z dwóch części. Pierwsza nazywa się „Tutejsi” i jest to zbiór kilkunastu
tekstów na temat ludzi Pomorza rodem. Druga nosi tytuł „Przybysze” i jest to
podobna objętościowo dawka tekstów na temat ludzi z Kresów, którzy przyszli
mieszkać na Pomorze (głównie do Gdańska) po II wojnie światowej. Szkoda, że
tylko z Kresów, ale nie bądźmy już tacy drobiazgowi… Losy bohaterów Szczepuły
są niezwykle skomplikowane i pokrętne. I chyba o to właśnie chodziło autorce,
żeby pokazać, że historia nie jest czarno-biała. Ja osobiście nie lubię
relatywizmu, bo dla mnie świat jest prosty w odbiorze, swój to swój, a wróg to
wróg. Ale rozumiem i szanuję intencje autorki, nie będę się tu z nią spierać, skoro jej założenie było relatywistyczne.
W każdym razie, czytało
mi się to dobrze, choć powoli, bo starałam się jak najwięcej zapamiętać różnych
szczegółów i zachować je w pamięci. Wdzięczna jestem zwłaszcza za te nieliczne strzępy
informacji o Żuławach, terenie, który mnie osobiście interesuje. Informacja,
jak nazywał się niemiecki dziedzic wsi Kończewice nad Wisłą – jest dla mnie
wprost nieoceniona! No i historia o szwajcarskim właścicielu mleczarni z
Kończewic, który w uciekając przed Armią Czerwoną w styczniu 1945 roku wsadził
na jeden wóz konny swoją żonę i kochankę, a także ich wszystkie dzieci jest
naprawdę przednia. Si non e vero, e bene trovato – jak mówią Włosi. Szczególne
brawo za tę historię! Zdradzał chłop te kobity, bo zdradzał, ale w chwili biedy
ratował je obie. No, w sumie porządny facet był z niego! Choć pies na baby!
Książka „Rajski ogród” została
wydana w koprodukcji z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Z tym, że było to
10 lat temu, kiedy muzeum było w rękach ludzi z PO. A oni chcieli takiego
muzeum tej wojny, które będzie pokazywać nieszczęścia obu stron: niemieckich agresorów
i polskich ofiar. No, na taką koncepcję to się moje poczucie sprawiedliwości
absolutnie nie godzi. Obecnie, na szczęście tamta hipoteza przeszła już do historii
i o wojnie będzie się tam opowiadać zgodnie z obowiązującą w Polsce narracją
historyczną, według której to MY jesteśmy ofiarami II wojny, a nie Niemcy.
Tak więc TA książka jest
już właściwie pewnym archiwalnym dokumentem tamtego okresu, kiedy w Polsce
rządziło PO, a gazety lokalne były w rękach niemieckich. Teraz są nowe czasy,
niemniej jednak – w mojej ocenie - pisarstwo Barbary Szczepuły bez szwanku
przeszło tę zmianę narracji historycznej i właścicielskiej. Znakomicie się obroniło. Z czystym sercem
mogę polecić tę lekturę nie tylko ludziom z Pomorza. Ale proszę przyjąć moje
wyjaśnienia, co do tła jej powstania.
Szczepuła Barbara, „Rajski
ogród”, Gdańsk-Warszawa 2010