Znacie „Wielkie
kłamstewka” tej samej autorki? No, jeśli znacie, to wiecie, jak znakomita jest
to powieść i jak świetnie napisana! To taki kryminał z ambicjami! Połknęłam go
jednych tchem!
Dlatego myślałam, że „Dziewięcioro
nieznajomych” będzie równie dobre jak „Wielkie kłamstewka”. Miałam chęć kupić
tę książkę na promocji w Biedronce, ale ponieważ kryminały to literatura
wybitnie jednorazowa, więc nie kupiłam, tylko sprawdziłam, czy jest w mojej
bibliotece. Jest! Kupili! Zapisałam się w kolejce, odczekałam kilka miesięcy,
doczekałam się! Czytam… I co? Byle co!
Dziewięcioro nieznajomych
osób trafia na jeden turnus do prywatnego sanatorium w australijskim buszu
(Liane Moriarty to autorka australijska, jakby kto nie wiedział) prowadzonego
przez sfiksowaną Maszę, emigrantkę z Rosji. Wszystko właściwie można streścić tym
jednym zdaniem. Chwała Bogu, że nasze sanatoria podlegają kontrolom NFZ i takie
rzeczy jak u Maszy nie mogą mieć miejsca. Ale co się dzieje w prywatnych spa i
ośrodkach odnowy duchowej i biologicznej, gdzie ludzie za wielkie pieniądze
poddają się tajemniczym zabiegom? Czy to ktoś z zewnątrz sprawdza i kontroluje?
Pojęcia nie mam!
Niby można przeczytać tę
książkę! Ale właściwie po co? Zawiodłam się na tej autorce!
Moriarty Liane, „Dziewięcioro
nieznajomych”, tłum. Mateusz Borowski, Kraków 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz