W ramach mojej
indywidualnej akcji „czytamy złogi książkowe z własnej półki" zabrałam się za
lekturę kolejnej grubej i kosztownej „cegły” (89 zł), którą nabyłam kilka lat
temu i do tej pory tylko lekko przejrzałam.
Książka o parapsychologii
w Dwudziestoleciu międzywojennym, jasnowidze, astrolodzy, wróżki, malarze transowi,
spirytyści i inny miłośnicy ezoteryki, ładnie wydana i bogato ilustrowana…
Powinnam być zachwycona,
ale nie jestem. Dlaczego? Bo ezoteryka to taka sama dziedzina wiedzy jak każda
inna i powinni się nią zajmować ludzie „z branży”, którzy na tym zęby zjedli, a
nie zwykły dziennikarz tygodników opinii głównego ścieku, który wcześniej
popełnił „monografie” historyczne na temat „czarnej wołgi” i małego fiata. Nie mówię,
że każdy, kto pisze o duchach, musi osobiście latać na seanse spirytystyczne,
bo sama przecież napisałam książkę „Duchy Kresów Wschodnich” nie widząc ani
jednego seansu, ani nawet jednego marnego ducha! Ale… zajmuję się tą tematyką
prawie trzydzieści lat i naprawdę zęby na tym zjadłam. No! Nie mówię też, że się gość
nie przyłożył do roboty, bo ten duży wkład pracy widzę w tej książce i doceniam.
Starał się na pewno. Albo sam, albo przy czyjejś pomocy zrobił bardzo bogaty research
biblioteczny, przerył roczniki przedwojennych dzienników i gazet, przestudiował
stare reklamy oraz reportaże.
Ale co? To jest,
niestety, publikacja oświeceniowym zwątpieniem podszyta. Nie lubię jak ktoś tak właśnie pisze o ezoteryce. Mam wrażenie, że autor
nie tylko nie zna się na tym, o czym pisze, ale na dodatek nie wierzy w te
wszystkie zjawiska, które opisuje. Z upodobaniem i nieskrywaną satysfakcją pisze
o wielu osobach, że to oszuści. To raz. Dwa – to brak przypisów wskazujących
cytowane źródła. Trzy – bibliografia prasowa jest obfita, ale książkowa bardzo
uboga i jakby przypadkowa (najwięcej jest tam plotkarskich książek Sławomira Kopra
o dwudziestoleciu), brak w niej publikacji znanych i cytowanych w środowisku
polskich publicystów zajmujących się ezoteryką. Zabrakło mi tu m. in. następujących
książek, które przed chwilą zdjęłam z własnej półki, takich jak opracowania Romana
Bugaja na temat eksterioryzacji i fenomenów paranormalnych, „Życie po śmierci”
Leszka Szumana (klasyka w tej dziedzinie!), „Tajemnice parapsychologii” Krzysztofa
Borunia i Stefana Manczarskiego czy książki na ten temat Wojciecha Chudzińskiego,
zastępcy redaktora naczelnego „Nieznanego Świata”. Nie mówię już o pracy
Pauliny Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie”, która swego czasu narobiła trochę
szumu, ale ta pozycja wyszła dopiero w 2014 roku, tak samo jak książka Semczuka.
Co jeszcze? Znalazłam tu
dwa poważne błędy. Jeden szczególnie mnie uderzył, bowiem sama pisałam o tej
postaci i wiem, że jej szczegółowa biografia jest ogólnie dostępna w sieci.
Chodzi o Franza Mesmera, wiedeńskiego magnetyzera z czasów oświecenia. Semczuk
pisze, że wyjechał z Wiednia, bo nie udało mu się wyleczyć niewidomego chłopca
i zrobił się skandal. Sęk w tym, że nie był to niewidomy chłopiec, ale
niewidoma dziewczyna, zresztą znana w owej epoce pianistka i kompozytorka Maria
Teresa von Paradis. Podaje to nawet polska wersja Wikipedii, w haśle „Franz Mesmer”.
Gdzie indziej wróżka Mirtha Noel stała się Marthą Noel. A to jest jednak pewna
różnica… I mnie to wkurza!
Nie mówię, że to jest
książka marna, którą można o kant dupy potłuc. Bo nie! Wiadomości w niej
zawarte mogą być przydatne, zwłaszcza osobom zainteresowanym historią Dwudziestolecia czy polskiej ezoteryki.
Ale nie jest to pozycja tak dobra, jak można by sądzić, patrząc na okładkę,
która obiecuje więcej, niż znajdziemy w środku. Zresztą, PWN też nie jest w
końcu wydawnictwem specjalizującym się w tematyce zjawisk paranormalnych i
wydało tę pozycję zapewne na fali zainteresowania modnym akurat
Dwudziestoleciem (jakieś inne takie bardziej albumowe pozycje w tym czasie
wydawali również).
Czytałam tę książkę, by
zdecydować, wyrzucam ją czy zostawiam, bo aktualnie drastycznie odchudzam swój
księgozbiór i pozbywam się tego, co niepotrzebne. Zdecydowałam, że na razie
Semczuk zostaje, ale bez zachwytów, bez zachwytów…
Spis treści:
Semczuk Przemysław, „Magiczne
dwudziestolecie”, PWN, Warszawa 2014
super wpis
OdpowiedzUsuńMyśląc o ezoteryce, nie można pominąć znaczenia i symboliki poszczególnych run. W odniesieniu do runy Thurisaz, warto zwrócić uwagę na jej kształt, który przypomina błyskawicę. To właśnie ze względu na swoją moc i energię, runa ta jest kojarzona z burzami i siłą natury. Biorąc pod uwagę jej wpływ na nasze życie, warto poznać jej znaczenie i nauczyć się jej stosowania w praktyce - https://zagrajmywzycie.pl/runa-thurisaz-jak-stosowac-i-jakie-ma-znaczenie/
OdpowiedzUsuń