I znowu było egzotycznie!
Przeczytałam właśnie dwie powieści Lindy Holeman, współczesnej pisarki
angielskiej, które stanowią niby całość, ale można też czytać je całkiem
osobno. Ich akcja dzieje się w XIX wieku w Anglii, Indiach i Afganistanie.
Chronologicznie pierwsza
jest „Ptaszyna”, która opowiada o losach biednej dziewczynki z Liverpoolu, która
w dzieciństwie i wczesnej młodości była zmuszana przez ojczyma do prostytucji,
a potem wyjechała do Indii jako dama do towarzystwa bogatej młodej Angielki,
która jechała łapać męża w koloniach. Był taki zwyczaj, że jak pannie nie udało
się wyjść za mąż w ojczyźnie, to szukała wybranka za morzem. W samej Anglii był wtedy
deficyt młodych mężczyzn, bowiem kto mógł, jechał zdobywać majątek w koloniach.
Tam jednak nie było się z kim żenić… Dlatego młode panny odważnie ruszały na
morze i na pokładach żaglowców docierały do Indii. Tam bywały na balach i
przyjęciach, szukając dla siebie towarzysza życia. Nasza bohaterka męża nie
szukała, bo po młodzieńczych doświadczeniach z przymusową prostytucją miała
dość seksu i chłopów na całe życie. Ale i tak ten wyjazd do Azji diametralnie
odmienił jej życie. Więcej nie zdradzę, czytajcie sami!
Jest to przyjemna, lekka,
odmóżdżająca lektura o krajach egzotycznych, dobra na lato, nawet na plażę. Autorka
zrobiła porządny research, zadbała o realia historyczne i nie tylko, ale – moim
zdaniem – trochę za mało samodzielnie podeszła do kwestii samej fabuły. Cała powieść
jest mocno podszyta gotowymi wzorami literackimi. Przede wszystkim pani Holeman
zapatrzyła się na Karola Dickensa (warunki życia w XIX-wiecznej Anglii), Michela
Fabera („Szkarłatny płatek i biały”, znana powieść o prostytutce w XIX-wiecznej
Anglii) oraz Mary Margaret Kaye („Dalekie pawilony”, niektóre wątki są wręcz
bezczelnie zerżnięte). Ale jak ktoś nie zna ww. tekstów to przeczyta spokojnie
i bez nerwów. Mnie trochę trzęsło, bo się wychowałam na literaturze angielskiej
i łatwo mogę wskazać, kto i co od kogo ukradł.
W sensie fabularnych „Księżycowa
klatka” jest odwróceniem „Ptaszyny”. Ta powieść powiada o losach biednej dziewczynki
z Afganistanu, która odbywa odwrotną drogę, to jest trafia z Azji do Anglii. I
też czytamy o ciężkim życiu, fatalnym położeniu kobiet i tak dalej. Całej nie
zmogłam. Pierwsza część, która dzieje się w Afganistanie jest OK, ale im dalej,
tym gorzej, a na koniec jest całkiem źle pod względem literackim. Strasznie
prymitywne zakończenie. Jak mówiłam wcześniej, kto nie zna klasyki literatury
angielskiej, ten da radę. Ja nie mogłam.
Jest podobno jeszcze
trzecia część tej sagi rodzinnej, nawet znalazłam w antykwariacie sieciowym,
ale nie kupię, zrezygnuję. Te dwie części też pójdą ode mnie w dal do ludzi,
albo do biblioteki. Na pewno nie chcę wracać do tej lektury.
Holeman Linda, „Księżycowa
klatka”, tłum. Bożenna Stokłosa, Warszawa 2007
Holeman Linda, „Ptaszyna”,
tłum. Bożena Krzyżanowska, Warszawa 2005
Hipochondryczna
pani Emilia Korczyńska z „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, leżąc na kanapie,
słuchała czytanych na głos przez lektorkę romansów i biografii z „egzotycznych
stron”. A potem zastanawiała się na głos: „Jak myślisz, Tereniu, czy wśród
Eskimosów możliwa jest prawdziwa, gorąca miłość?”. Zawsze strasznie mnie to
bawiło, a teraz, będąc młodą jeszcze, ale zawsze już emerytką, chyba zbliżam
się do rejonów zainteresowań pani Emilii.
Nie,
nie jestem tak hipochondryczna jak pani Emilia, wydaje mi się, że moje choroby
są prawdziwe. Ale też jak się źle czuję (a czuję się źle dość często), to lubię
sobie też poleżeć na mojej otomanie i poczytać przygodowe romanse, których
akcja dzieje się dawno temu w egzotycznych krajach. Tak przejawia się mój
eskapizm. Poza tym jeszcze eskapistycznie oglądam filmy akcji, wojenne i
wszelkie inne „rąbanki” filmowe, ale to inna para kaloszy.
Co
do egzotyki, to miałam już swój okres afrykański, a teraz przyszła kolej na
Azję. A konkretnie na Indie. Co do tego kraju, to mam pewne wyrzuty sumienia. Z
literaturą o Indiach zapoznałam się via literaturę zachodnią (angielską,
francuską, włoską), czytałam bowiem m. in. Rudyarda Kiplinga („Księgę
dżungli”), Wilkie Collinsa („Kamień księżycowy”), M. M. Kaye („Dalekie
pawilony”), Juliusza Verne’a („100 dni dookoła świata”), Emilio Salgariego itp.
Dzięki
lekturze Kiplinga od dziecka rosłam w przekonaniu, że nic lepszego niż
kolonializm Indiom zdarzyć się nie mogło. „Brzemię białego człowieka”,
niesienie cywilizacji (sądy, szkolnictwo, medycyna, handel i przemysł)
europejskiej do zapóźnionych cywilizacyjnie krajów Trzeciego Świata i tak
dalej. Rozpaczałam nad upadkiem brytyjskiego imperium kolonialnego oglądając
wspaniały serial „Klejnot w koronie” zrobiony według czterotomowej powieści Paula
Scotta pod tym samym tytułem. No, dobra, przyznam się, do niedawna byłam tak
bardzo przekonana o cywilizacyjnej wyższości białego człowieka, że brałam nawet
do ręki książek napisanych przez nie-białych, pokazujących świat egzotyczny z
innej, „kolorowej” perspektywy. Zawsze było mi żal Wielkiej Brytanii, która straciła
swoje kolonie i skurczyła się do rozmiarów małego, wyspiarskiego państewka z
czasów królowej Elżbiety I.
Coś
się zmieniło w mojej świadomości, kiedy niedawno przeczytałam powieść „Ulica
Rajskich Dziewic” Barbary Wood, która pokazuje świat mieszkańców Kairu z
perspektywy Egipcjan, a nie Anglików. To jest powieść, która niejednego już zawiodła
w rejony czytania o Bliskim i Dalekim Wschodzie. Pani Wood pisze bowiem bardzo
sugestywnie.
I
to właśnie tej autorce zawdzięczam to, że sięgnęłam po książki o Indiach
napisane przez Hinduski. Ostatnio przedstawiałam tu powieść Alki Joshi „Malowane
henną”, a teraz przeczytałam wspaniałą dylogię „Dwudziesta żona” i „Święto róż”
pióra Indu Sunderasam, hinduskiej autorki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych
i piszącej po angielsku. Jest to fabularyzowana historia życia Mihrunissy,
znanej bardziej jako cesarzowa Nurjahan,
żona
cesarza Dżahangira, tego tutaj.
Jej
akcja rozgrywa się w Indiach na przełomie wieków XVI i XVII. Rodzice Mihrunissy
byli Persami szlachetnego rodu. Jej ojciec był wysokim urzędnikiem na dworze
perskiego cesarza, ale narobił tam jakiś matactw finansowych, stracił cały
majątek i musiał uciekać z całą rodziną. Po długiej wędrówce po górach i pustyniach
z karawaną wielbłądów rodzina dotarła do Afganistanu, a potem do Indii, w których
panował wtedy cesarz Akbar, najsłynniejszy chyba z muzułmańskiej dynastii Wielkich
Mogołów.
Mihrunissa
urodziła się gdzieś w drodze do Indii. Jej ojcu ponownie udało się zrobić
wielką dworską karierę, tym razem na dworze Akbara. Mała Mihrunissa wraz z
matką odwiedzała harem hinduskiego władcy, z czasem stała się ulubienicą
wielkiej cesarzowej. W wieku ośmiu lat dziewczyna ujrzała starszego o kilka lat
młodego następcę tronu i zakochała się w nim bez pamięci i na całe życie.
Marzyła, by zostać jego żoną, jednak tak się nie stało. Następca tronu z czasem
został cesarzem, ożenił się dziewiętnaście razy, miał też wiele konkubin w
swoim haremie. Ona zaś w wieku siedemnastu lat została wydana za wiele
starszego zasłużonego wojskowego. Kilka lat później owdowiała. I jako wdowa z
kilkuletnią córeczką trafiła z powrotem na dwór Wielkich Mogołów, potem zaś
między nią a cesarzem Dżahangirem wybuchła wielka miłość.
Cesarz
chciał z niej zrobić konkubinę, ale ona miała ambicję, aby być jego żoną. W
końcu Dżahangir ożenił się z nią i od tej pory stała się jego jedyną, ukochaną
żoną i doradczynią. Miała prawo używania cesarskiej pieczęci, brała udział w publicznych
audiencjach, zajmowała się polityką, zawierała sojusze, wydawała edykty cesarskie.
Miała wiele do powiedzenia w państwie Wielkich Mogołów. Cesarz ją uwielbiał,
mimo, że nie mieli ze sobą dzieci, a właśnie urodzenie dziecka (syna) było
warunkiem koniecznym do tego, by kobieta była szanowana. Jej natomiast udało
się to jakoś obejść.
Pierwszy
tom, czyli „Dwudziesta żona” opowiada dzieje Mihrunissy do momentu poślubienia
Dżahangira, zaś drugi, „Święto róż” – do momentu jej śmierci. Powieść nie jest
jednak typowym romansem. Autorka przekazuje wiele ciekawych informacji
historycznych, pisze o ówczesnej polityce, sztuce i gospodarce Indii. Pokazuje,
jak Anglicy podstępem zaczynali podbijać Indie. Całość jest niezła literacko. Na podstawie tej książki został
nakręcony piękny i barwny serial historyczny pod tytułem „Noorjahan” produkcji
indyjskiej. Tu macie próbkę:
Dwie
książki Indu Sundaresam czytałam na przemian z arcyciekawą książką historyczną
Waldemara Hansena „Pawi tron”. Została wydana już dawno w serii ceramowskiej PIW,
czytałam ją już kiedyś, a teraz wróciłam. Wspaniale się to czyta, masa informacji
historycznych, choć akurat Nurjahan nie należy do ulubionych postaci autora.
Nie lubi jej, nazywa intrygantką, pokazuje w złym świetle. W książce Hansena są
ciekawe obrazki, popatrzcie sobie:
Z
drugiej strony, we współczesnych Indiach cesarzowa Nurjahan pokazywana jest jako
wzór feministki, która doszła do władzy i rządziła państwem w czasach, kiedy
kobietom nie wolno było tego robić. Była bowiem kobietą silną i ambitną, o
której pamięć warto zachować.
Z
ciekawostek: Nurjahan była ciotką Mumtaz Mahal, żony cesarza Szahdźahana, tej,
która jest pochowana w Tadź Mahal, najwspanialszym grobowcu na świecie.
Hansen
Waldemar, „Pawi tron”, tłum. Jerzy Schwakopf, Warszawa 1987
Sundaresam
Indu, „Dwudziesta żona”, tłum. Maciejka Mazan, Warszawa 2003
Sundaresam
Indu, „Święto róż”, tłum. Maciejka Mazan, Warszawa 2005