Translate

czwartek, 25 czerwca 2015

Два бойца (Dwaj żołnierze) – film radziecki z 1942 roku



Obejrzałam wczoraj film radziecki z 1942 roku pod tytułem „Dwa bojca” (Dwaj żołnierze) i jestem pod wrażeniem! Obraz zrobiony w ciężkich wojennych warunkach, w Taszkiencie, ale jak zrobiony! Klękajcie narody! Jak to zostało zagrane! Jak świetnie nakręcono sceny batalistyczne! A wspaniała gra Marka Berensa zasługuje po prostu na Oskara! Jestem pełna podziwu, jak nowocześnie grał ten aktor przeszło 70 lat temu. 

Film „Dwaj żołnierze” nakręcono na podstawie powieści Lwa Sławina „Moi ziemliaki”. Historia opowiedziana w nim jest prosta. Jest rok 1941. Front pod Leningradem, ciężkie walki z Niemcami, dwóch kumpli Arkadij i Sasza zaprzyjaźnia się w okopach. Arkadij grany przez Marka Berensa to „odessita”, taki trochę cwaniak z Odessy, bystry, żywy i obdarzony talentem muzycznym. To właśnie on wykonuje w tym filmie słynne dwa hity: słynną „Ciemną noc” (Tjomnaja nocz, Tolka puli swiestjat po stepi, Tolka wietier gudit w prowodach, Tolka zwiezdy miersajut)



 i piosenkę o Kostii z Odessy (Szałandy połnyje kefali, w Adessu Kostja prowadił, i wsje biendiużniki wstawali, kogda w piwnuju on wchodził).



Sasza jest trochę spokojniejszy i powolniejszy. W czasie przepustki prowadzi Arkadija do znajomej dziewczyny Tasi, która mieszka w Leningradzie. Przebojowy Odessita zawraca Tasi w głowie swoimi piosenkami, potem w okopach naśmiewa się przed kolegami z Saszy. Później Sasza zostaje ranny. Dalej już nie opowiem, co było, ale wyznam, że było „i smieszno, i straszno”, a przede wszystkim wzruszająco. Na końcu łezka w oku mi się zakręciła. 

Oglądałam ten film i zastanawiałam się,  jak Rosjanie to robią, że naciskają pedał z napisem „patos” do końca, a mimo to nie są w tym śmieszni. Ich patriotyzm jest szczery i prawdziwy. Powie ktoś, że ten film to radziecka wojenna propaganda. Cóż, może i propaganda. Przecież film powstał w czasie wojny i miał być pokazywany żołnierzom na froncie, by ich zachęcać do boju. Ale – że się powtórzę – jest to zrobione genialnie. Naprawdę, genialnie! 

Jeszcze coś mi się nasunęło. Kto zna trylogię Paulliny Simons „Jeździec miedziany” o miłości w oblężonym przez Niemców Leningradzie – powinien zwrócić uwagę na ten film. Mam wrażenie, że Simons wykorzystała u siebie pewien schemat fabularny, który występuje w „Dwóch bojcach”, chodzi o trójkąt miłosny bohaterów i pewien układ emocjonalny pomiędzy nimi. 

Obejrzałam ten film w ramach mojej prywatnej akcji Rok Rosji w Polsce.  

Два бойца (Dwaj żołnierze), film fabularny, ZSRR 1942, reż. Leonid Łukow

środa, 24 czerwca 2015

Wilhelm Szewczyk, „Skarb Donnersmarcków”


Ta książka to świetnie napisana, gawędowa opowieść o rodzie niemieckich arystokratów Henkel von Donnersmarck, którzy do 1945 roku byli właścicielami śląskich hut, kopalni i wielkiego obszaru ziemi. Należała do nich także posiadłość w Świerklańcu, zbudowana na wzór francuskiego zamku i nazywana Małym Wersalem. Szewczyk opisuje rozkwit i upadek niemieckiego rodu, który skończył swą działalność w Polsce wraz z nadejściem Armii Czerwonej w 1945 roku. 

Autor zaczyna historię rodu od najdawniejszych czasów, ale największą uwagę skupia na wiekach XIX i XX. Jednym z bardziej interesujących przedstawicieli rodu był książę Guido Henckel von Donnersmarck, który w młodości związał się z rozpustną Żydówką Esther Lachmann, znaną też jako markiza Paiva albo tylko La Paiva. Miała ona niezwykle ciekawy życiorys, bo była jedną z najsłynniejszych  dziewiętnastowiecznych kurtyzan francuskich. Do jej kochanków należeli m. in. kompozytor Richard Wagner oraz pisarze Teofil Gautier i Henry Murger (autor powieści „Sceny z życia cyganerii”, która stała się podstawą libretta opery Giacomo Pucciniego „Traviata”, wzorem dla występującej tam postaci kobiecej była właśnie La Paiva). 

La Paiva uwiodła też młodszego o 11 lat księcia Donnersmack, który kupił dla niej zamek we Francji, a potem zbudował jego kopię, czyli Mały Wersal w Świerklańcu na Śląsku. Po jej śmierci książę ożenił się raz jeszcze z młodszą o przeszło 20 lat rosyjską arystokratką Katarzyną Slepcow (to właśnie z nią jest widoczny na okładce tej książki). 

To jest La Paiva, jedyne dostępne jej zdjęcie z Wikipedii:


Podobno nie była zbyt piękna na twarzy, figurę też miała jakoby do niczego, bo szybko utyła, ale jej zaletą były niezwykłe umiejętności łóżkowe. Szewczyk pisze, że trudno o jej portrety. Raczej rysowano jej karykatury. W książce umieścił jedną z nich. Przedstawia ona olbrzymią nagą kobietę i niewielkiego, ubranego mężczyznę. Podpis: edukacja księcia. 

Jak można się spodziewać, pisana w PRLu książka pełna jest krytycznych uwag na temat arystokracji w ogóle, a Donnersmarcków w  szczególności, jednak mimo to widoczna jest fascynacja autora poruszanym tematem. Trzeba dodać – jak mi podpowiada wujek Google – Wilhelm Szewczyk także był ciekawym człowiekiem, a jego życiorys nadawałby się na książkę. Był podobno jedną z najbarwniejszych postaci na Śląsku w czasach powojennych. Wyglądał jak staroświecki dżentelmen, a przed wojną należał do Obozu Narodowo-Radykalnego (już go lubię!). 

Mój Boże, wstyd się przyznać, ale historia Śląska to dla mnie absolutna biała plama! Cała moja znajomość tego regionu sprowadza się do tego, że byłam raz przelotnie w Katowicach, a potem w Bytomiu i – chyba - w Gliwicach. Pamiętam piękny rynek z białymi podcieniami. Ale gdzie to było? W Bytomiu czy Gliwicach – nie potrafię zlokalizować.  Oczywiście, czytałam w szkole jako lekturę książkę o biednym, uciskanym przez kapitalistów koniu z kopalni, czyli „Łyska z pokładu Idy” Gustawa Morcinka i z razem z całą Polską narzekałam na górników, którym się w dupach przewraca z dobrobytu. Bo w PRL-u górnicy byli klasą uprzywilejowaną, dużo zarabiali i mieli wszystko! Tak myśmy z innych regionów Polski to widzieli. 

Górnicy mogli wtedy kupować wszystko, czego u nas nie było, różne tam lodówki, pralki, telewizory itd. Mieli specjalne „sklepy za żółtymi firankami”. Górników spotykało się kiedyś w sanatoriach i ośrodkach wypoczynkowych FWP nad morzem i w górach. Trzymali się razem, mieli dużo pieniędzy, strasznie pili i mówili jakimś dziwnym, twardym językiem. Raz byłam z jednym górnikiem na dancingu w Szczawnicy, ale potem mu uciekłam, bo w ogóle nie mogliśmy się dogadać. Bardzo dziwnie mówił ten górnik. 

No, i oczywiście – był jeszcze Gustlik z serialu „Czterej pancerni i pies”. Tyle wiedziałam w PRLu o Śląsku. I tyle wiem teraz. A tu taka ciekawa historia z tym rodem Donnersmarcków! Będę drążyć temat! Na razie znalazłam informacje w sieci, że ich pałac w Świerklańcu sam się zapalił w 1945 r., potem został wysadzony,  że tam są pochowane skarby i że tam straszy. Czyli wiem to, co tygryski lubią najbardziej. Podobno pałac był penetrowany przez poszukiwaczy skarbów. Baaardzo ciekawa historia! Ot, takie są pożytki z czytania starych książek! Nie muszę chyba dodawać, że książka Wilhelma Szewczyka wpadła w moje łapki przypadkiem? Nie wiedziałam co z nią zrobić: zostawić czy wyrzucić. Zajrzałam, przeczytałam co trzeba i książka póki co, zostaje u mnie na półce. 

Szewczyk Wilhelm, „Skarb Donnersmarcków”, Wyd. Śląsk, Katowice 1979