Podróżować gdzieś dalej to
ja już właściwie wcale nie mogę z powodów zdrowotnych, ale ostatnio i tak
obracam się w kręgach egzotycznych. Zawędrowałam wirtualnie aż na Cejlon!
Obecnie – Sri Lanka!
Jak to się stało? Tu
potrzebna jest dygresja. Otóż, czytam ja sobie pomalutku (bo po angielsku)
powieść M. M. Kaye „The Far Pavillions”, którą parę lat temu czytałam polsku i
opisałam zresztą na tym blogu. Możecie poszukać w etykietach. No i na okładce
tego wydania w oryginale jest rekomendacja pisarki, która nazywa się Dinah
Jefferies. Sprawdziłam, kto zacz. Okazało się, że kobieta urodziła się i
wyrosła w rodzinie angielskich kolonizatorów na Cejlonie i jest autorką szeregu
powieści, które dzieją się w egzotycznych okolicznościach przyrody, gdzieś w
dalekich, ciepłych krajach. Czemu nie – powiedziałam sobie i powędrowałam do
biblioteki ze spisem powieści tej pani w ręku. Okazało się, że nawet poczytna,
wypożyczyłam jedną („Rozłąka”), która była dostępna, ale taka raczej badziewiasta
mi się wydała, tylko ją przekartkowałam i odniosłam z powrotem.
Natomiast tę powieść, pod
tytułem „Żona plantatora herbaty” przeczytałam uczciwie, od deski do deski. Podobno
bestseller to jest, sprzedano ją w milionach egzemplarzy na całym świecie… Cóż,
orgazmu czytelniczego nie było, ale dla zabicia czasu, czemu by nie?
Lata dwudzieste XX wieku,
młoda (19 lat!), piękna Angielka płynie statkiem na Cejlon do swego świeżo
poślubionego męża. Poznała go w ojczyźnie, była big love, szybki ślub, potem on
wyjechał do siebie, bo wezwały go interesy (jest plantatorem herbaty). A on
pozbierała swoje kufry z wyprawą ślubną i za jakiś czas ruszyła jego śladem. On
jest o wiele od niej starszy, ma już 37 lat i jedno małżeństwo za sobą. Początek
powieści wydał mi się niezwykle podobny do „Rebeki” Daphne du Maurier, autorka
poleciała tym samym schematem fabularnym. Są nawet pewne przebłyski pełnego
tajemnic gotyckiego melodramatu , jak w „Rebece”. Później jednak autorka
skręciła nie w stronę kryminału, jak Daphne du Maurier, ale tragedii rodzinnej.
Otóż, nasza młoda bohaterka zachodzi w ciążę i rodzi dziecko. Co tam dziecko,
od razu dwoje dzieci. Bliźnięta! Chłopca i dziewczynkę. Z tym, że jedno jest
białe, a drugie czarne. I tu zaczyna się problem!
Nie chcę więcej pisać,
aby nie psuć Wam zabawy z czytania i dochodzenia do prawdy wraz z bohaterką. Skąd
wzięło się czarne dziecko w białej rodzinie? Matka biała, ojciec biały, a
dziecko kolorowe! Skandal na miarę końca świata! Cała dalsza akcja to właściwie
wyjaśnianie tego zjawiska. A wszystko to w pięknych okolicznościach cejlońskiej
przyrody, której opisy są jedną z najmocniejszych stron tej powieści. Autorka
zahacza także o problem kolonializmu (Anglicy chyba wciąż się z tym nie
rozliczyli w swoich sumieniach), rasizmu, wybijania się Cejlończyków na
niepodległość i konfliktów pomiędzy rdzenną ludnością syngaleską, a przybyłymi
z Indii Tamilami. Momentami czułam się jak na egzotycznej wycieczce!
Zamówiłam sobie jeszcze w
bibliotece inne powieści tej autorki, m. in. „Córkę handlarza jedwabiem”. Też
może być pięknie!
A teraz – przerwa na
reklamę! 😊)))
Bo wszystko to czytałam,
popijając z wielkiego kubka rzeczywiście znakomitą cejlońską czarną herbatę,
której spore zapasy zakupiłam jesienią zeszłego roku w zwyczajnym polskim
supermarkecie. To jest nie polskim, chyba francuskim! Jestem herbaciarą (kawa? Nieeeee,
dziękuję!) i zawsze jak kupuję paczkę herbaty to sprawdzam, gdzie była pakowana.
Jak u nas, to odkładam na półkę. Jak w egzotycznym kraju, to biorę. Ta herbata
była wyjątkowo tania, oryginalnie pakowana w Sri Lance, a do tego mocna i pyszna.
No i to była właśnie moja ostatnia paczka tej herbaty, a następnych nie mogę
dostać. Mam nadzieję, że przed Bożym Narodzeniem się pojawi. Zawsze uzupełniam
swoje zapasy herbaty w okolicach tych świąt, bo wtedy markety sprowadzają i
sprzedają różne dobre rzeczy, które kiedyś zwano „delikatesami”.
Nazywa się ta herbata AKBAR
PREMIUM QUOLITY TEA. Pure Ceylon Tea. Naprawdę polecam!
Jefferies Dinah, „Żona
plantatora herbaty”, tłum. Hanna Hessenmueller, Warszawa 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz